Każdy, kto widziałby mnie, jak wlokę się w poniedziałek do szkoły tuż przed dzwonkiem, z kubkiem herbaty w jednej ręce, z MacBookiem w drugiej i z torbą Marka Jacobsa pełną nie-odrobionych prac domowych, domyśliłby się, że miałam fatalny weekend. Wiedziałam, że wyglądam koszmarnie. Całą noc przewracałam się z boku na bok, nie mogąc spać nie tylko przez Lulu, która zabrała mi całą kołdrę, ale przez chłopaka, w którym byłam beznadziejnie zakochana. No owszem, on też był zakochany. Tyle tylko, że nie w McKayli Donofrio. Kochał nieżyjącą dziewczynę.
A wspomniałam, że zamierzał unicestwić firmę, w której pracowałam? No właśnie.
Oczywiście nie chodziło o to, że uwielbiam korporację Stark Enterprises. Ale też niekoniecznie chciałam ją niszczyć. Prawdę mówiąc, lubiłam nawet parę osób, które tu spotkałam.
Nie żeby Christopher był tak miły i zechciał mi zdradzić ze szczegółami, co takiego on i jego kuzyn Felix zamierzają zrobić, kiedy już dostaną informacje, o które mnie prosił. Bo dlaczego miałby mi mówić? Byłam tylko pustogłową modelką.
Oczywiście nie wyraził się w ten sposób. Ale było jasne, że jego zdaniem raczej niczego nie zrozumiem i że będzie lepiej dla mnie, jeśli mi niczego nie powie.
Oczywiście w jakiejś części była to moja wina, bo kiedy go „poznałam", udawałam, że nie mam bladego pojęcia o komputerach.
Moja reakcja na wieść, że zamierza zniszczyć Stark Enterprises, nie była udawana. Nic nie mogłam na to poradzić. Byłam szczerze przerażona. Wyrzuciłam z siebie pierwsze, co mi przyszło do głowy, czyli:
- Ale... dlaczego?
Christopher uśmiechnął się tylko tajemniczo i powiedział:
- Mam swoje powody.
Nie umknęło mi, że j ego oczy na ułamek sekundy zatrzymały się na moim zdjęciu.
Świetnie. Po prostu świetnie! Teraz było już zupełnie jasne, co jest grane. Moja śmierć, podobnie jak zgon tak wielu tragicznych bohaterek przede mną, doprowadziła do jeszcze jednej śmierci... Christophera. Choć on umarł tylko wewnętrznie. Jego serce zastygło i wesoły Christopher - chłopak, którego kochałam, z którym tyle razy grałam w Jouneyąuest, którego tak bardzo chciałam zainteresować swoją osobą nie jako koleżanka, ale jako dziewczyna - zmienił się w super złoczyńcę.
Dlaczego byłam taka zaskoczona? W komiksach takie rzeczy zdarzały się raz po raz. Teraz Christopher użyje swoich mocy w służbie zła, a wszystko, żeby pomścić moją śmierć. Bo jakie mogło być inne wytłumaczenie?
Dla pewności spytałam:
- Czy jednym z powodów jest wypadek twojej przyjaciółki. Tej, która zginęła w Centrum Handlowym Starka? Bo wiesz... uważam, że to raczej wina demonstranta, który strzelił z pistoletu do paintballa w plazmowy ekran, pod którym stała,
Christopher spojrzał na mnie bez wyrazu i powiedział:
- A kto był odpowiedzialny za zamocowanie tego ekranu do sufitu w taki sposób, żeby strzał z pistoletu do paintballa nie spowodował upadku?
- No... Stark - powiedziałam, - Ale...
- Więc Stark ponosi odpowiedzialność za to, co się stało. Boże! Nie do wiary, jakie to było denerwujące.
W pewnym sensie bardzo mnie kręciło. Która dziewczyna nie chciałaby, żeby chłopak specjalnie dla niej urządził hakerską demolkę wielkiej, nie ekologicznej korporacji? Szczególnie takiej, która praktycznie trzymała ją w korporacyjnej niewoli i która ledwie dzień wcześniej o mało nie rzuciła jej na pożarcie rekinom.
Jedyny problem w tym, że Christopher nie robił tego dla mnie. To znaczy robił, ale o tym nie wiedział. Bo myślał, że Em Watts nie żyje. Teraz jeszcze bardziej niż kiedykolwiek nie mogłam mu powiedzieć, że to nieprawda. Bo zdałam sobie sprawę, że kompletnie mu odbiło. Kto wie, co by zrobił, gdyby znał prawdę? Mógł wypaplać wszystko w blogosferze, żeby się zemścić na Starku.
A wtedy gdzie ja bym wylądowała? I moi rodzice? W sądzie. Owszem, Stark poszedłby na dno. A razem z nim rodzina Wattsów.
Wystarczająco fatalne było to, że Christopher bawił się w to wariackie pisanie wirusów. Stark prawdopodobnie o tym wiedział, skoro pozakładał pluskwy w jego mieszkaniu. A ja tu sobie siedzę, jak gdyby nigdy nic. W głowie mi się nie mieściło, że to wszystko się dzieje naprawdę. Christopher, mój kochany, zabawny przyjaciel, zmienił się w cynicznego mrocznego krzyżowca, bojownika o globalną sprawiedliwość? Kiedy?
- Naprawdę uważasz - powiedziałam, kombinując, jak poradzić sobie z tą sytuacją- że tego by chciała twoja przyjaciółka? A jeśli cię złapią? Możesz dostać areszt domowy jak twój kuzyn. Albo jeszcze gorzej, normalnie pójść do więzienia, jeśli osądzą cię jak dorosłego.
- Mam to gdzieś - powiedział Christopher, kręcąc głową. - Będzie warto.
Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach. Stało się dla mnie oczywiste, że Christopher zmienił się w stu procentach. Brakowało tylko czarnej peleryny i poszarpanej blizny na twarzy.
- Ryzykujesz więzienie - zapytałam, osłupiała - dla zmarłej dziewczyny?
Jego słowa były jak trzęsienie ziemi dla mojego świata.
- Była tego warta.
W tej chwili nienawidziłam Emm Watts tak bardzo, że gdybym mogła złapać nóż i wbić go w jej serce, zrobiłabym to. Nieważne, że to ja byłam Em Watts. Nie mogłam patrzeć na jej zdjęcie ani sekundy dłużej. Musiałam stąd wyjść. Musiałam wyjść z tej nory obłąkańca. Szczególnie że ciągle miałam ochotę go pocałować. Ale on nie chciał pocałować mnie, bo był zakochany w zmarłej dziewczynie.
Nie wiem, co powiedziałam ani co zrobiłam potem. Jakimś cudem znalazłam się w przedpokoju, wbiłam się w płaszcz, a Cosie włożyłam jej kubraczek. I przyznaję ze wstydem, że w moich oczach znalazło się jeszcze trochę niewylanych łez... On chyba nie zauważył. Tym razem. I oczywiście teraz musiałam zdecydować, czy mam mu dać to, czego chciał, i zaryzykować, że ludzie, z którymi pracowałam wylądują na bruku? Zakładając, że to, co zaplanowali on i Fe-lix, rzeczywiście się uda. Spójrzmy prawdzie w oczy, jakie były na to szansę? Kochałam Christophera i byłam pewna, że może osiągnąć wszystko, co sobie postanowi. Ale zniszczenie wartej miliardy dolarów korporacji za pomocą komputerowego wirusa, czy jak tam chciał to zrobić? Zejdźmy trochę na ziemię, co?
A może zapomnieć o jego prośbie i spróbować znaleźć mamę Stevena w jakiś inny sposób?
Poza tym fajnie by było, gdyby choć trochę mnie polubił a taką, jaka byłam teraz, w ciele Nikki Howard. Bo kiedy stałam w przedpokoju, próbując nie pokazać po sobie, jaka jestem wściekła, wyraźnie czułam, co myśli - pozbądźmy się już tej ślicznotki, skoro nie ma zamiaru udzielić nam informacji, której potrzebujemy.
O, był grzeczny. Dał mi nawet obiecany parasol.
Ale jakoś nie błagał mnie, żebym została.
A biorąc to wszystko pod uwagę, czy było coś dziwnego w tym, że nie spałam całą noc? I że w ogóle nie uczyłam się do egzaminów?
Kiedy tylko weszłam do LAT, ruszyłam w kierunku babskiej łazienki na parterze. Miałam nadzieję, że uda mi się spędzić chociaż minutkę przed lustrem i trochę podreperować sobie twarz, zanim na przemawianiu publicznym - czyli pierwszej lekcji -spotkam Christophera. Nie miałam pojęcia, co mu powiem, ale wiedziałam, że będę się czuła odrobinę pewniej z błyszczykiem na ustach. Moja siostra od dawna rozpływała się nad zaletami błyszczyka. Kompletnie to ignorowałam, dopóki profesjonalna makijażystka nie zaczęła mnie nim pacykować na co dzień. I dopóki nie zobaczyłam efektów w lustrze i na stronach czasopism, które Nikki regularnie zaszczycała swoją twarzą. Błyszczyk naprawdę potrafił podnieść kobiecie poczucie własnej wartości, a każdy, kto myślał inaczej, nigdy nie próbował Triple X firmy Nars.
Zabawne. Właśnie kiedy o tym myślałam, z łazienki wybiegła moja siostra i wpadła prosto na mnie.
- Em... znaczy Nikki! - wykrzyknęła, gdy gorąca herbata chlupnęła z trzymanego przeze mnie kubka, rozlewając się kałużą po podłodze. - Ups! Och, bardzo przepraszam.
Jej kumpele - Frida rzadko pojawiała się gdzieś bez bandy koleżanek z młodszej drużyny szkolnych czirliderek - wbiły we mnie drapieżny wzrok. Chociaż chodziłam do LAT już od prawie dwóch miesięcy (w obecnym wcieleniu, oczywiście), uczniowie jeszcze nie przywykli do mojego widoku na korytarzach. Musiałam znosić gapienie się, a od czasu do czasu nawet bezczelne gwizdy, chociaż należałam do bardziej konserwatywnie ubranych osób. Gołe brzuchy, dekolty i wystające stringi nie były tolerowane przez administrację, co oczywiście nie wykluczało okazjonalnego błyskania opalonym ciałem przez Whitney Robertson i jej klony. Ale ja chodziłam pozapinana na ostatni guzik. Oczywiście po Nowym Roku wszystkie moje tajemnice przestaną być tajemnicami, dzięki pokazowi Stark Angels.
- Hej - rzuciłam do Fridy. - Dzięki. - To był oczywiście sarkazm. Chodziło o herbatę, która sparzyła mi rękę. Otarłam dłoń o top od Temperleya, który na szczęście był granatowy, więc nie było na nim widać plamy.
- Tak się cieszę, że na ciebie wpadłam. Musimy pogadać
- powiedziała Frida, łapiąc mnie za rękę i wciągając do łazienki, z której przed chwilą wyszła. - Dziewczyny, idźcie beze mnie
- zawołała do koleżanek. - Ja muszę pogadać z Nik.
Nik. Nieźle. Nie ma to jak zaszpanować przed psiapsiółkami Na szczęście łazienka była pusta ~ Frida szybko to ustaliła, zaglądając od spodu do kabin.
- Jak mogłaś tak wczoraj uciec? - zapytała ze złością, puszczając moją rękę i porzucając uprzejmy ton, który przybrała na korytarzu przy koleżankach. -1 ja, i mama bardzo się martwiłyśmy. A na dodatek nie odbierasz telefonów.
Gapiłam się na nią, mrugając tępo. Za dużo tego było jak na tak wczesny poranek, nieprzespaną noc i zero kofeiny. Nie żebym pijała specjalnie dużo kawy, od kiedy dowiedziałam się, że jest zakazana w antyzgagowej diecie Nikki, której zalecenia na szczęście trzymała przylepione do lodówki. Odkryłam, że jedna filiżanka dziennie to maks, bo inaczej refluks mnie zabijał.
- Miałam naprawdę fatalny dzień - powiedziałam. Nie było to szczególnie dobre wytłumaczenie, ale innego nie miałam.
- I zostawiłaś tę wielką torbę prezentów dla nas! - ciągnęła Frida. - Po prostu zostawiłaś, nie mówiąc ani słowa!
- Bo to prezenty, które mieliście otworzyć, kiedy wszyscy pojedziemy do babci - odparłam. Nie chciałam myśleć
0 radosnych porankach z prezentami, które urządzaliśmy sobie na Florydzie. O bitwach na kule z papieru pakowego, o drejdlach i czekoladowych Mikołajach... Wiedziałam, że to już nie dla mnie.
- Wiem przecież - powiedziała Frida. - To bardzo miłe z twojej strony...
Byłam pewna, że potrząsała już czarnym aksamitnym pudełeczkiem, które jej kupiłam, i pewnie się domyśliła, że jest w nim dokładnie to, co chciała. Coś, co miały wszystkie jej koleżanki z LAT, ale na co naszych rodziców nigdy nie było stać - para kolczyków z brylancikami.
- Słuchaj - powiedziałam, zgnębiona. Nie chciałam myśleć o tym, jak będzie otwierać to pudełeczko na Florydzie, a ja nie zobaczę jej miny. - Muszę lecieć, Zaraz dzwonek, a nie byłam jeszce nawet przy szafce.
Nie - rzuciła Frida, znów chwytając mnie za nadgarstek, tyle że ten drugi, bez herbaty. -Nikki, rozmawialiśmy z mamą i z tatą. Dlatego tak do ciebie wydzwanialiśmy. Mama nie sądziła, że tak cię obejdzie, że nie możesz jechać do babci. Myślała, że będziesz w jakimś bajecznym miejscu, w Paryżu czy gdzieś. I że nie będzie ci zależało...
- Naprawdę muszę już iść - powiedziałam. Nie chciałam tego słuchać. Pewnie zaraz się dowiem, że zamierzają urządzić jakieś żałosne chanukowo-bożonarodzeniowe przyjęcie tutaj, w mieście, zanim wyjadą, z prezentami, gorącym cydrem i oglądaniem Opowieści wigilijnej.
Ale to już nie byłoby to samo bez plaży, babci i jej głupich mrożonych bajgli. Których i tak nie mogłam jeść w tym głupim ciele.
- Teraz, skoro już wiemy, że nie wyjeżdżasz, wszystko będzie inaczej - mówiła dalej Frida. - Odpuszczamy sobie w tym roku Florydę. Zostajemy tutaj, w mieście, a babcia zgodziła się przylecieć do nas! Więc będziesz mogła przyjść. Możemy powiedzieć, że jesteś moją koleżanką ze szkoły...
- Fri - powiedziałam. Nie chciałam tego słuchać.
- No weź, Nik. Wiem, że to nie będzie to samo, ale też będzie wesoło. Babcia się cieszy z przyjazdu nawet mimo zimy, a przecież wiesz, jak ciężko ją tu ściągnąć, kiedy jest zimno...
Frida podskoczyła, chociaż nie wiedziałam, czy przez to, że na nią krzyknęłam, czy przez dzwonek. Tak czy inaczej, ściągnęłam jej uwagę.
- Spóźnimy się na lekcje. Pogadamy o tym później, okej?
- Okej - burknęła Frida, urażona. - Ale, rany, myślałam, że cię to ucieszy. No bo zrezygnowałam nawet z obozu treningowego, żeby zostać z tobą w mieście.
Nagle odechciało mi się herbaty, bez względu na niedobory kofeiny. Rzuciłam kubek z zawartością do najbliższego kosza i wyszłam z łazienki.
- Wcale mnie nie ucieszyło, Frido - syknęłam do niej przez zaciśnięte zęby, gdy mnie dogoniła. - Chcę, żebyś robiła to, czego ty chcesz, a nie to, czego twoim zdaniem chcę ja. - Ale ja robię to, co chcę - odparła Frida. - Naprawdę chcę przyjść na waszą imprezę.
Zatrzymałam się jak wryta i obróciłam na pięcie twarzą, do niej, chociaż ostatni spóźnialscy mijali nas biegiem, próbując zdążyć do klas przed sprawdzaniem obecności.
- Chwila. –Spojrzałam na nią, wściekła .-Wymanewrowałaś całą rodzinę z wyjazdu na Florydę, żeby pójść na imprezę Lulu? - To by było totalnie w jej stylu. Frida miała obsesję na punkcie sławnych i bogatych. Odgryzłaby sobie rękę, gdyby w zamian mogła się otrzeć o jakąś sławną osobę odpowiedniego rodzaju.
Jej rumieniec zdradził mi prawdę, zanim zdążyła się odezwać.
- No, niezupełnie - powiedziała.
Załamana, uniosłam ręce w powietrze i odwróciłam się, by pójść do klasy. Miałam dość.
- Co? - Frida nie chciała się odczepić. - Myślałam, że się ucieszysz! Wczoraj byłaś taka smutna! Teraz będziesz miała na miejscu mamę i mnie...
- Jesteś niewiarygodna - powiedziałam, - Wczoraj rzuciłam wszystko. Lazłam w tę okropną pogodę i ryzykowałam, że mama się na mnie wścieknie, żeby cię poprzeć, bo tak bardzo chciałaś jechać na ten obóz. Ale kiedy tylko dostałaś lepszą propozycję, nagle przestało ci zależeć. Nagle przestałaś być integralną częścią zespołu? Przestałaś być bazą w piramidzie?
Frida truchtała obok mnie, otwierając i zamykając usta jak złota rybka. Wiedziałam, że próbuje wymyślić jakieś usprawiedliwienie. Ale nie mogła nic powiedzieć, bo nie było usprawiedliwienia dla takiego zachowania.
- Zdaje ci się, że wyświadczasz mi wielką przysługę - powiedziałam. - Ale wcale nie robisz tego dla mnie, prawda? Bo tak naprawdę to ty będziesz z tego coś miała. No więc, mam dla ciebie newsa, Fri. Są na świecie rzeczy ważniejsze niż imprezy. Takie jak niesprawianie zawodu koleżankom z drużyny. Pomyślałaś w ogóle, jak się będą czuły, kiedy się dowiedzą, że olałaś je dla przyjęcia z Nikki Howard i Lulu Collins? Dotarłam do klasy, gdzie zaczęła się już lekcja przemawiania publicznego. Odwróciłam się w drzwiach, żeby jeszcze raz na nią spojrzeć. Oczy Fridy były pełne gniewu.
- Myślałam, że robię frajdę siostrze - powiedziała.
- Tia - rzuciłam. - Zabawne, że przypominasz sobie o siostrze wtedy, kiedy czegoś chcesz. Mam cię poprzeć w kłótni z matką, podarować brylantowe kolczyki albo wejściówki na odlotową imprezę. Na którą zresztą wcale nie jesteś zaproszona!
Minęłam ją i weszłam do klasy, kiedy pan Greer wołał właśnie:
- Panno Howard, czy pani dziś do nas dołączy, czy woli pani gawędzić na korytarzu?
- Przepraszam - mruknęłam. Przemknęłam przez klasę i wsunęłam się na swoje miejsce...
Które - tak się przypadkiem składało - było tuż przed miejscem Christophera.
Ten dzień nie zapowiadał się miło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz