czwartek, 5 lipca 2012

#22


Sesja dla „Elle” to była bułka z masłem po wczorajszej dla ,,Vanity Fair”. Po
pierwsze, miałam ju jakie takie pojecie, co powinnam robic. Poza tym nie musiałam ocierac
sie o nikogo biustem ani owijac mu na plecach (takiemu Brandonowi Starkowi, na przykład).
Tym razem byłam tam tylko ja.
Nie zrozumcie mnie zle. Znowu musiałam usmiechac sie w jakis idealny sposób, ale o
wiele wa niejsze było, eby sukienki, które na sobie miałam, układały sie jak trzeba.
Przysiegam, co dwie minuty słyszałam: „Zaraz... Momencik...” i ktos do mnie podbiegał,
eby poprawic jakas fałde czy wygładzic zmarszczke. Troche mnie to wszystko wkurzało.
I chocia w sumie moda jest mi raczej obojetna, co nieco zaczynałam z niej chwytac.
Znaczy, dlaczego ludzie sie nia przejmuja i dlaczego to jest ciekawe, a dla niektórych wrecz
wa ne.
Prawde mówiac, moda potrafi byc całkiem... No có , fajna.
Wiem! Nigdy przedtem moda mnie nie brała! Ubrania to były rzeczy, które człowiek
na siebie wrzucał, eby nie chodzic goły albo nie marznac.
Ale sukienki - to znaczy, suknie - które mierzyłam na tej sesji, były tak wspaniałe, e
naprawde zapierało mi dech w piersiach, kiedy widziałam je na sobie. Nawet nie potrafie
sobie wyobrazic, dokad mo na sie wystroic w jasnoczerwona sukienke do ziemi z dekoltem
a po sam mostek i obrze ona farbowanymi na czarno strusimi piórami. Znaczy pomijajac
Oskary.
Nie sposób było nie spytac, kto te suknie zaprojektował - co zdziwiło ludzi obecnych
na sesji, bo mówili, e powinnam to wiedziec bez pytania, po prostu na dotyk i wyglad.
Ale Kelly przypomniała im o moim urazie głowy (który stylistka od włosów, Vivian,
ju zda yła namierzyc) i wtedy oni wszyscy chcieli na ten temat porozmawiac (w tym samym
numerze miał sie znalezc wywiad ze mna, ale z dziennikarka, która go miała przeprowadzic,
byłam umówiona dopiero na sobote).
W ka dym razie wszyscy zaczeli mi opowiadac o projektantach ubran wybranych do
tej sesji i o innych ulubionych projektantach Nikki. Musze przyznac, e te opowiesci były
całkiem ciekawe. Nawet moja mama zainteresowałaby sie historia Miucci Prady, feministki i
kobiety - mima, która w 1978 roku przejeła firme produkujaca wyroby skórzane po swoim
dziadku, a potem stała sie jedna z trzydziestu najbardziej wpływowych kobiet w Europie
(według „The Wall Street Journal”), z majatkiem szacowanym na 1,4 miliarda dolarów.
Albo Coco Chanel, która spopularyzowała mała czarna, stworzyła całe imperium i
jako jedyna projektantka mody znalazła sie na liscie stu najbardziej wpływowych ludzi
dwudziestego wieku magazynu „Time”.
Wszystko to - plus wykład faceta od makija u na temat ciemnych obwódek pod moimi
oczami, które zawdzieczałam brakowi snu, ciagłe telefony od mamy (a nie bardzo moge
odbierac rozmowy w srodku sesji zdjeciowej), szpiegowanie mnie przez pracodawce (no
dobra, tylko prawdopodobne) oraz całe to wykrecanie sie i wstrzymywanie oddechu, eby
wcisnac sie w gorsety, które musiałam wkładac pod niektóre z tych sukien - wystarczyło,
ebym nie miała czasu myslec o tym, co zaszło miedzy mna a Christopherem w szkole. Fakt,
e kilka razy o mało nie zemdlałam, tak mnie te gorsety sciskały, i e ledwie mogłam sie w
nich poruszac, te pomógł.
Prawde mówiac, nie wiem, jak Nikki to znosiła. Miałam wpatrywac sie jakis odległy
punkt w przestrzeni, jakbym patrzyła na gwiazdy na niebie (w rzeczywistosci gapiłam sie na
farbe obła aca z belek pod sufitem), a jednoczesnie nie myslec o tym, e prawie nie moge
oddychac, i e stopy mnie bola, i e jestem strasznie zmeczona...
.. .I e - no tak - wszyscy widzieli, jak wczoraj w nocy zostałam wyniesiona z Cave,
jakbym sie tam upiła, przez swojego tak zwanego chłopaka, podczas gdy chłopak, z którym
faktycznie chciałabym chodzic, nawet nie wie, e jeszcze yje.
No bo przecie Christopher nie wie, e yje. Jemu sie wydaje, e umarłam, a ja nie
moge mu powiedziec, e tak nie jest. Na dodatek niespecjalnie mu sie podoba moje nowe
wcielenie. Byc mo e jako jedynemu facetowi chodzacemu po tej ziemi.
Jak dziewczyna ma sie skoncentrowac na tym, eby ładnie wygladac, kiedy takie
rzeczy dzieja sie wokół niej - i w jej głowie te ? Modeling nie jest łatwy. Trzeba sie
zachowywac, jakby człowiekowi sprawiało to przyjemnosc, a tak naprawde, jest ci
niewygodnie i wszystko cie boli... A ju najbardziej serce.
Znaczy, ja tak to odbierałam.
Padałam z wyczerpania, kiedy dyrektorka artystyczna Veronica powiedziała:
- Chyba tyle nam wystarczy. Mo esz ju isc, Nikki. Przysiegam, te ostatnia suknie od
słynnego projektanta prawie z siebie zdarłam, tak sie spieszyłam, eby wreszcie sie stamtad
wyrwac.
- Jutro o trzeciej masz zdjecia dla „Vogue'a”... - wołała Kelly, kiedy zbiegałam po
schodach do limuzyny.
- Wiem! - wrzasnełam przez ramie.
- I adnego wychodzenia dzis wieczorem! - krzykneła, kiedy opadłam na tylne
siedzenie. - Musisz sie wyspac! Dzisiaj wygladałas okropnie!
- Dobrze! - Zatrzasnełam za soba drzwi limuzyny. Nareszcie! Nie zostało mi wiele
czasu.
- Zanim pojedziemy do domu, wstapimy gdzies - powiedziałam do kierowcy. - Sklep
komputerowy na rogu Prince i Greene.
Spojrzał na mnie z powatpiewaniem w lusterku wstecznym.
- Dochodzi ósma, panno Howard.
- Wiem. W czwartki sklep jest otwarty do pózna.
Oparłam sie o skórzane siedzenie i patrzyłam, jak mkniemy Piata Aleja, kierujac sie
do sródmiescia. Kiedy wczesniej stałam i gapiłam sie „w odległy punkt w przestrzeni”,
dotarło do mnie, e nie moge zabrac do szkoły ró owego laptopa Nikki Howard, eby
Christopher skonfigurował mi na nim program pocztowy.
Po pierwsze, obciach ma swoje granice. No bo powaga - jaskrawy ró ? A po drugie,
skad miałam wiedziec, czy w srodku nie ma jakiegos urzadzenia, za pomoca którego Stark
Enterprises mógłby sledzic ka dy mój ruch w sieci?
Potrzebowałam zupełnie nowego komputera i nie marki Stark. Tak samo jak
potrzebowałam nowej komórki marki innej ni Stark, eby móc z niej rozmawiac z rodzicami.
Obie rzeczy kupiłam po drodze do domu. Dzieki Bogu, sklep firmowy Apple jest w
czwartki czynny do dziewiatej wieczorem.
A ja miałam platynowa American Express Nikki Howard.
Bycie sławna i bogata ma swoje dobre strony.
Zwłaszcza, kiedy twoja twarz ozdabia cała sciane Stark Megastore zaledwie pare
przecznic od sklepu komputerowego, wiec wszyscy cie rozpoznaja w tej samej chwili, w
której wchodzisz do srodka. Nawet o tak póznej porze była kolejka. Ale kiedy jest sie Nikki
Howard - przykro to mówic - traktuja cie zupełnie inaczej ni wszystkich. Sprzedawca
podszedł do mnie, zanim zrobiłam trzy kroki, i jak zwykle usłyszałam szepty, które rozlegaja
sie wszedzie, gdzie sie rusze. Zapytał, czym mo e mi słu yc, a ja powiedziałam, czego
potrzebuje.
Poprosił, ebym poczekała, a on tylko skoczy na zaplecze i zaraz to przyniesie.
Chocia czasami fatalnie jest byc Nikki Howard, w innych sytuacjach to po prostu
wymiata. Kupiłam laptopa i komórke i wyszłam ze sklepu dziesiec minut i czternascie
autografów pózniej.
Czekajac, a limuzyna okra y blok i podjedzie do mnie (szofer musiał kra yc, kiedy
robiłam zakupy, bo w okolicy kreciło sie mnóstwo policjantów konnych), usłyszałam za soba
meski głos.
- Nikki?
Odwróciłam sie niechetnie, przekonana e to kolejny łowca autografów...
.. .i zobaczyłam Gabriela Lune.
- To ty! - zawołałam.
Był chyba tak samo zdumiony na mój widok, jak ja na jego.
- Siedzisz mnie? - zapytał z tym swoim uroczym brytyjskim akcentem. Ale sie
usmiechał, wiec wiedziałam, e artuje.
- To raczej ty sledzisz mnie - odparłam. - Co tu robisz?
- Mieszkam przy tej ulicy - powiedział. - Te mógłbym cie zapytac, co ty tu robisz, ale
to chyba oczywiste. - Zawsze d entelmen, wział ode mnie wielkie pudła. - Pozwól, e ci
pomoge. Znów szukasz taksówki? Na tym rogu nigdy jej nie złapiesz.
- Nie, mam samochód. Okra a kwartał. Niemniej dziekuje.
- Aha. Wiec doszłas do siebie po poprzednim wieczorze?
Na mysl o tym, w jakich okolicznosciach widziałam go po raz ostatni, zrobiło mi sie
głupio.
- To... - zaczełam sie tłumaczyc. - Ja nawet nie... Gabriel, przecie ja nawet nie pije.
Powa nie, mo esz zapytac ka dego barmana. Nastepnym razem, kiedy bedziesz w Cave,
niech ci zrobia Nikki.
- Niech mi zrobia co? - wytrzeszczył na mnie oczy.
- Niech ci zrobia Nikki. To zwykła woda. Ja tylko próbowałam wyciagnac stamtad
Brandona. To znaczy Brandon i ja... jestesmy wyłacznie przyjaciółmi.
- Aha. - Gabriel spojrzał na mnie z niedowierzaniem. - Rozumiem.
- Nie jestem taka, jak myslisz - powiedziałam. Zobaczyłam limuzyne. Ruszyła spod
swiateł i nieubłaganie sie do nas zbli ała. A ja musiałam jeszcze cos zrzucic z serca. - Kiedy
chce fajnie spedzic wieczór, gram w gry komputerowe. I w ogóle nie miałam zamiaru isc na
miasto. Zrobiłam to tylko dlatego, e Lulu zorganizowała dla mnie impreze z okazji powrotu
do domu, a nie chciałam urazic jej uczuc, bo naprawde jest dla mnie bardzo miła. Teraz
zamierzam wrócic do domu i odrobic lekcje. Tak wyglada moje szalone ycie. Naprawde.
- Posłuchaj - rzekł Gabriel z nieprzenikniona mina. - Nie gniewaj sie. Wiem, e
czasem wychodze na sztywniaka. Ale... No có , to jak z tymi dziewczynkami, na które wtedy
wpadlismy i które za nami goniły. One biora z ciebie przykład. Obawiam sie, e nie zdajesz
sobie z tego sprawy.
- Owszem, zdaje - przyznałam i rzuciłam mu podejrzliwe spojrzenie. - Tak przy
okazji, co robiłes w tym klubie o drugiej nad ranem?
- Och. - Gabriel nagle sie zawstydził. - Dałem DJ - owi kopie nowej piosenki, która
napisałem ostatnio. eby zobaczyc, czy sie sprawdzi jako miks do tanca.
- Aha - rzuciłam z usmiechem. - I co? Podobała mu sie?
W swietle padajacym z okien trudno było to stwierdzic, ale wydawało mi sie, e
Gabriel sie zarumienił.
- W sumie nawet bardzo. Od razu ja zagrał. Ludzie swietnie sie bawili. Wszystkim sie
podobała.
Limuzyna wreszcie zatrzymała sie przede mna, a szofer wyskoczył zza kierownicy.
- Przepraszam, panno Howard - powiedział. - Utknałem za jednym z tych autokarów...
- Nic sie nie stało - zapewniłam. - Mo e pan to zabrac? - Wziełam wielkie pudła od
Gabriela i przekazałam kierowcy, który schował je do baga nika. A potem odwróciłam sie
znowu do Gabriela i powiedziałam: - No to ja jade.
- Widze - odparł Gabriel, przygladajac sie długiej czarnej limuzynie spod uniesionych
brwi. Zwróciła te uwage przechodniów, bo zaczeli przystawac i gapic sie na nia, a przy
okazji na mnie.
- Jestem ci winna podwózke - przypomniałam Gabrielowi. Wiec jesli chcesz, eby cie
gdzies podrzucic...
- Nie dzisiaj - powiedział z szelmowskim usmieszkiem. - Ale trzymam cie za słowo na
przyszłosc.
Pochylił sie i pocałował mnie w usta - leciutko, zaledwie musnał je wargami - a potem
szepnał:
- Nie chcesz wiedziec, jaki tytuł ma moja nowa piosenka?
- A jaki ma tytuł? - wyksztusiłam z trudem, bo usta nadal mnie mrowiły po tym
przelotnym pocałunku.
- Nazwałem ja „Nikki” - powiedział.
I rozpłynał sie w tłumie ludzi, którzy stali na chodniku i przygladali sie mnie i mojej
limuzynie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz