czwartek, 5 lipca 2012
#24
Christophera znalazłam w pracowni komputerowej nastepnego dnia przed lekcjami.
Powinnam była zaczekac do lunchu i przyniesc mu mojego nowego laptopa, ale
wiedziałam, e nie wytrzymam tak długo. Kiedy człowiek zaczyna sobie zdawac sprawe, e
musi z kims nawiazac kontakt, czuje te , e musi to zrobic jak najszybciej, bo inaczej w ogóle
straci do tego odwage.
A mnie tylko taki sposób na nawiazanie kontaktu przychodził do głowy.
- Czesc - powiedziałam cicho, eby go nie wystraszyc, bo był całkiem pochłoniety gra
(jak sie przekonałam chwile pózniej, znów Madden NLF).
Obrócił sie na krzesle i popatrzył na mnie. Lulu znów wybrała mi ciuchy, chocia
zaczynałam sama sobie z tym radzic. Miałam na sobie obcisłe d insy, aksamitne baletki,
brazowy krótki aksamitny akiet i tyle naszyjników, e dzwoniły przy ka dym kroku. Z
trudem wyperswadowałam Lulu dodanie beretu, bo czułam, e to było by przesada.
- Czesc - odparł bez usmiechu. Był w koszulce polo z krótkimi rekawami, tym razem
szarej, a włosy miał nadal wilgotne po porannym prysznicu.
Wygladał tak dobrze, e chciałoby sie go zjesc.
- Przyniosłam komputer. - Wyjełam białego laptopa z torby od Marca Jacobsa. -
Wczoraj powiedziałes, e mógłbys mi skonfigurowac program pocztowy... Czy to dobra
pora?
Christopher zerknał na zegar na scianie. Został nam kwadrans do przemawiania
publicznego.
- Chyba tak - powiedział i siegnał po komputer.
Hm, jesli kochał sie we mnie, ale głeboko to ukrywał, jak sugerowała Lulu, to ukrywał
to naprawde głeboko. Dlaczego nie mogłam sie zdobyc na troche tego niesamowitego trajkotu
Lulu, eby ułatwic mu sytuacje? Ona tak swietnie sobie z tym radziła, a ja byłam niezreczna
jak... no có , niezdarna chłopczyca, której mózg wcisnieto w ciało supermodelki.
Podałam Christopherowi laptopa i usiadłam na krzesle obok niego. Spojrzał na mój
błyszczacy - i ewidentnie nowy - biały komputer bez adnego komentarza, otworzył go, a
potem zaczał szybko pisac.
Próbowałam sobie przypomniec, co mi mówiła Lulu. Mam byc pewna siebie i... Co
jeszcze? Nawiazac kontakt. Własnie.
Tylko jak? Co Christopher Maloney i Nikki Howard mogli miec wspólnego? Nic.
Poza tym, e oboje chodzili do Liceum Autorskiego Tribeca.
Ach, no i Journeyquest. Racja.
- Jaki był twój najlepszy wynik w Journeyquest? - spytałam.
- Czterdziesci osiem - odparł krótko. To mnie zaszokowało.
- Kłamiesz - wypaliłam bezmyslnie. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Co?
- Wykluczone, ebys wyszedł poza poziom czterdziesty szósty - powiedziałam,
zupełnie zapominajac, e w aden sposób nie mogłam tego wiedziec. - Jak udało ci przejsc
obok Białych Smoków?
- Smoki unicestwiały nasze postacie za ka dym razem, kiedy sie do nich zbli alismy,
niewa ne, z której strony, i nie pozwalały nam zaliczyc poziomu czterdziestego szóstego.
Cały Internet przegrzebalismy, szukajac wskazówek, ale na pró no.
Christopher gapił sie na mnie. Po raz pierwszy miałam wra enie, e faktycznie mnie
widzi.
~~ Wykorzystałem runy Al - Cragena - wyjasnił. Teraz to ja na niego wytrzeszczyłam
oczy.
- Runy? Niemo liwe! O mój Bo e, ale jazda. Nigdy bym na to nie wpadła. A wiec, po
prostu je rzucasz i...
- Smoki siedza bezradnie w swoim legowisku - dokonczył Christopher. Tak, teraz
naprawde na mnie patrzył. Ale nie tak, jakby dostrzegał Em. Bardziej tak, jakby sie
zastanawiał, co odbiło Nikki. No bo chyba tylko wariat patrzyłby na Nikki Howard i domyslał
sie, e w srodku jest Em Watts. - Jakiego miałas nicka dla swojego bohatera w Journeyquest?
Mo e cie widziałem online.
Dotarło do mnie, e sie wkopałam. Nie mogłam mu podac nicka swojego bohatera z
gry, bo wtedy dowiedziałby sie, e to ja, Em.
Wymyslonego podac te nie mogłam, bo łatwo byłoby to sprawdzic.
- Och - rzuciłam lekkim tonem. - Nie grałam online od wieków. I watpie, ebys mnie
kiedys widział, grywam w dziwnych porach. Poza tym nawet nie pamietam. - Postukałam sie
w głowe. - No wiesz. Ta cała amnezja.
Spojrzał na mnie sceptycznie i znów sie zajał moim komputerem.
- Taa - mruknał. - Jasne.
A potem, nagle, obrócił sie i spytał:
- Ale e grałas, to pamietasz? Miałam ochote sarna sobie dokopac.
- Wiesz, cała ta amnezja jest dziwna - wyksztusiłam. - No bo jedne rzeczy pamietam, a
innych nie. Na przykład...
I potem, jakby nigdy nic, powiedziałam to. Sama nie wiem, dlaczego. To było
ryzykowne. I prawdopodobnie głupie.
To było dokładnie cos takiego, co Stark Enterprises chciałoby odkryc za pomoca tego
swojego szpiegowskiego oprogramowania Pewnie własnie dlatego je zainstalowano w
komputerach Nikki i Lulu. Dlatego Stark Enterprises tak hojnie obdarował moja rodzine
darmowymi komórkami. eby sie upewnic, e nie powiemy niepowołanym osobom o mojej
operacji.
Ale tego, co powiedziałam, nie wystukałam na komputerze ani nie mówiłam do
komórki marki Stark.
- Pamietam ciebie - powiedziałam.
Serce zaczeło mi walic jak młotem, ju ale nie mogłam przestac Zupełnie, jakby moje
usta mówiły cos wbrew mojej woli.
Przecie Lulu twierdziła, e musze nawiazac kontakt. Mo e nie taki miała na mysli.
Ale có , stało sie.
- Z tego dnia wielkiego otwarcia Stark Megastore.
adni faceci w czarnych garniturach nie wywa yli drzwi. Nikt nie wpadł z karabinem
maszynowym przez panele sufitu.
Bylismy bezpieczni. Christopher tylko mi sie przygladał, a jego oczy - tak ró ne od
oczu Gabriela, nieco zielonkawe przy obwódce teczówki i okolone jasnobrazowymi rzesami -
były szeroko otwarło i pełne niedowierzania.
Nie miałam do niego pretensji. Sama te nie wiedziałam, dokad to wszystko zmierza.
Zamknij sie, Em, mówił mój mózg do moich ust. Czy Nikki. Czy jak tam sie teraz
nazywasz. Po prostu sie zamknij. Dwa miliony dolarów. Dwa miliony dolarów.
Ale to na nic. Zło ju sie stało.
- Pamietasz, co sie stało tamtego dnia? - spytał wreszcie Christopher.
Spojrzałam na swoje dłonie. Moje paznokcie - sztuczne i nadal pomalowane na czarno
- prezentowały sie idealnie. Tak jak cała reszta mnie. Zewnetrznie.
Szkoda, e do srodka nikt nie mógł zajrzec. Bo tam panował stary, dobrze znany
bałagan.
- Pamietam ciebie - powiedziałam. - Pamietam, e przyszedłes z kole anka. Ta,
która... umarła.
Kiedy powiedziałam „umarła”, Christopher odwrócił ode mnie wzrok. Palce mu
zamarły na klawiaturze laptopa.
Ale ju było za pózno, eby sie wycofac. Mogłam tylko brnac dalej.
- To na pewno było okropne - powiedziałam, a serce mi sie do niego wyrywało. - To
znaczy... pewnie nie bardzo chcesz to wspominac. Przepraszam, e poruszam ten temat.
Tylko e... chciałam o tym z toba porozmawiac, kiedy nikogo nie bedzie w pobli u. No wiesz,
powiedziec ci, jak bardzo ci współczuje.
Nie miałam pojecia, czy Frida miała racje co do rodzaju kłopotów dreczacych
Christophera. Znaczy, e on sie we mnie kochał. Mo e sie myliła. Mo e on tylko dochodził
do siebie po tym, jak na jego oczach umarła jakas dziewczyna. Ka dego by od tego pogieło.
Mo e Christopher nigdy nie darzył mnie adnym uczuciem wykraczajacym poza
przyjazn. Nie wiem tego. I nie mogłam sie zorientowac po jego wyrazie twarzy, bo cały czas
odwracał ja ode mnie, gapiac sie tylko w ekran mojego laptopa.
- Tak strasznie mi przykro, e do tego doszło - ciagnełam. - Nawet nie umiem ci
powiedziec, jak bardzo. To, co sie stało, było okropne. Na pewno... bardzo za nia tesknisz.
Byłam prawie pewna, e Christopher sie nie odezwie. Przecie milczał ju tak długo.
Ale sekunde pózniej powiedział:
- Taa.
A potem znów zaczał pisac na tej klawiaturze. Minute pózniej powiedział:
- Prosze. Wszystko masz poustawiane. Zamknał laptopa i mi go oddał. Jakby nigdy
nic.
Oczy napełniały mi sie łzami. W głowie mi sie nie miesciło, e Lulu sie pomyliła. Czy
raczej to, e w sumie uwierzyłam w te jej teorie. Bo jaka idiotka trzeba byc, eby wierzyc, e
wszyscy chłopcy na swiecie choc troche sie w tobie kochaja? W przypadku Lulu mo e to i
prawda. Ale dlaczego Christopher miałby sie kochac we mnie?
Bo e, w głowie mi sie nie miesciło, e byłam taka głupia.
Wcisnełam laptopa do torby, ukradkiem ocierajac łzy, eby nie zobaczył, e płacze.
- Dzieki - powiedziałam. - Do zobaczenia na przemawianiu publicznym.
Byłam w pół drogi do drzwi, kiedy usłyszałam cichy głos Christophera.
- Nikki.
Zamarłam. Nie chciałam sie odwracac, bo wtedy zauwa yłby łzy, które wymkneły mi
sie spod powiek i spływały wolno po policzkach.
- Uhm? - powiedziałam w strone sciany.
- To była moja najlepsza przyjaciółka - rzekł. Nadał mówił bardzo cicho.
Łzy popłyneły mi strumieniem. Nagle tak bardzo zapragnełam powiedziec mu prawde.
Chciałam podbiec do niego, rzucic te torbo na ziemie, objac go i powiedziec: Christopher, to
ja Em! Nie umarłam! Jestem tutaj! Wiem, e to brzmi jak szalenstwo, ale to prawda!
Ale wiedziałam, e mi nie wolno. Dwa miliony dolarów.
Zamiast tego obróciłam sie - było mi ju wszystko jedno, czy on zobaczy, e płacze - i
zrobiłam cos, czego nie powinnam była robic. Ale wiedziałam, e musze. Cos, co usiłowałam
wybic sobie z głowy przez cały ranek, od chwili kiedy mi przyszło do tej głowy Wyszłabym i
tego nie zrobiła, gdyby nie tych jego piec słów.
Siegnełam do torby, wyjełam z niej cos, podeszłam do niego i cisnełam to na blat
stolika przed jego nosem.
A potem zawróciłam i wybiegłam, zanim zda ył mnie zapytac, czemu na stoliku przed
nim poło yłam arkusz naklejek z fosforyzujacymi dinozaurami.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz