Pani Howard i Steven skoczyli nas rozdzielić, zanim zrobiło się naprawdę źle. Bo Nikki poszła na całość i zaczęła się na mnie wyżywać - czy też raczej na swoim starym ciele. Biła, szczypała i ciągnęła mnie za włosy. Doktor Fong zdążył krzyknąć do mnie, że nie mogę jej oddać - kiedy spróbowałam to zrobić, wyłącznie w samoobronie - bo jej rekonwalescencja nie przebiegała tak szybko jak moja i nie pozbierała się jeszcze całkowicie po operacji. Nikki nie miała do dyspozycji niesamowitej technologii Instytutu Neurologii i Neurochirurgii Starka, która mnie pomagała w rehabilitacji. Była zdana wyłącznie na matczyną opiekę i pomoc doktora Fonga po pracy. Krótko mówiąc, nie była jeszcze całkiem zdrowa.
- Ale czuje się wystarczająco dobrze, żeby wypisywać e-maile do byłych chłopaków - rzuciłam jadowicie. Sorry, ale ten policzek mnie zabolał. Uszczypnięcia, które nastąpiły po nim, też nie były przyjemne.
Pani Howard spojrzała na Nikki oskarżycielsko. Była na nią porządnie zła za atak na mnie.
- Nicolette Elizabeth Howard! - krzyknęła. - W tej chwili przestań bić tę dziewczynę, słyszysz!? - Po raz pierwszy usłyszałam, jak ktoś nazywa mnie pełnym imieniem.
Tyle że nie zwracano się do mnie.
- Ale popatrz na nią, mamo! - odwrzasnęła Nikki, kiedy pani Howard odciągnęła ją ode mnie. - Tylko na nią popatrz! To moja sukienka! I moje nowiutkie botki Marca Jacobsa! I zobacz, jak ona maluje moje oczy! Wyglądają okropnie!
Pani Howard nie zamierzała być pobłażliwa dla córki, niezależnie od jej kruchego zdrowia.
- Nikki, przeproś w tej chwili - powiedziała. - Wiesz, że nie można się tak zachowywać. Szczególnie u kogoś w domu.
Nikki, cała najeżona, wysunęła dolną wargę i prychnęła: - Sorry.
Wyglądało na to, że to jedyne przeprosiny, jakie miałam dostać za mój piekący policzek.
Ale pani Howard podeszła do mnie, objęła mnie ramieniem i powiedziała: .
- Bardzo mi przykro, skarbie. - Skarbie. Nazwała mnie tak samo jak Stevena. Dotyk jej ręki był delikatny i pocieszający. Kiedy na mnie spojrzała, w jej oczach nie dostrzegłam żadnego dziwnego błysku, jak u mojej matki. Spojrzenie pani Howard było pewne, spokojne i pełne współczucia. - To wszystko było dla niej bardzo trudne. -Ale chcę ci podziękować. Dziękuję... że przywiozłaś mi syna.
I pocałowała mnie w policzek, w który walnęła mnie Nikki. I wiedziałam, że to tylko reakcja ciała Nikki. Ale poczułam się pocieszona Jak dawno nie czułam się z własną mamą. To dziwne, wiem.
Mama Nikki znów spojrzała z oburzeniem na córkę i spytała:
- Co ci strzeliło do głowy, żeby pisać e-maile do znajomych? Mówiłam, że możesz surfować po necie, ale żadnych e-maili!
Nikki siedziała na kanapie, na której ją przytrzymał Steven. Wydęła wargi.
- A co ja mam robić przez cały dzień? Ile można oglądać telewizję? Zdycham z nudów!
- Oczywiście, kochana - powiedziała Lulu, przysiadając się do niej na kanapie i głaszcząc ją po ręce. Próbowała uspokoić dawną przyjaciółkę, choć nie na wiele się to przydało. Nikki wcale się nie ucieszyła na jej widok bardziej niż na mój. - Nic do wiary, że trzymali cię tu zamkniętą przez cały ten czas. Ale na pewno niedługo cię wypuszczą. - I co będę robić? - burknęła Nikki. - Pracować w GAP-ie? Popatrz na mnie. Jestem brzydka i mam bezsensowne włosy. A tak w ogóle, co ty masz na głowie? Wyglądasz dziwnie. Lulu dotknęła szoferskiej czapki.
- Ja uważam, że jest ładna - powiedziała urażona. -1 ty też jesteś ładna. Rude włosy do ciebie pasują. I jest mnóstwo rzeczy, które możesz robić. Ten człowiek uratował cię od śmierci. Nie cieszysz się, że żyjesz?
- Nie - odparła Nikki. Zainteresowała się Cosabellą. - Co-sie. - Pstryknęła palcami na suczkę, ale ta nie przerwała zabawy z pozostałymi psami. - Cosie! - Nikki, sfrustrowana, zapadła się w kanapę. - Co za kanał. Nawet mój pies woli tamtą. - Wykrzywiła się. Oczywiście to ja byłam „tamtą".
- Skarbie, mówiłam przecież. Kupimy ci nowego pieska - powiedziała pani Howard. Wyglądała na zmęczoną, najwyraźniej nie tylko dlatego, że był blady świt. Wyglądało na to, że wiele razy odbywały już tę rozmowę. - Najważniejsze, żeby Stark nie dowiedział się, że żyjesz. Musisz przestać pisać e-maile do znajomych. Doktor Fong zadał sobie dla ciebie tyle trudu.
- No właśnie - powiedziałam. Spojrzałam na doktora. - Dlaczego nie widziałam pana na oddziale pooperacyjnym w instytucie, kiedy tam leżałam?
Fong wyglądał na jeszcze bardziej zmęczonego niż pani Howard.
- Żeby uratować Nikki życie - powiedział - musiałem się uciec do podstępu. Kiedy ty byłaś operowana, ja użyłem jej mózgu podczas jednej z pokazowych operacji dla naszych zagranicznych praktykantów, w asyście kilku kolegów. Nie wiedzieli, oczywiście, skąd wziął się zdrowy mózg, który wszczepiliśmy. Ciało dawczyni, to, które ma teraz Nikki, należało do młodej kobiety, której mózg uległ uszkodzeniu w wypadku samochodowym spowodowanym przez pijanego kierowcę. Niestety owym kierowcą była sama dawczyni. Nikki przewróciła oczami.
- No właśnie - powiedziała, kiedy na nią spojrzałam. - Ty dostajesz ciało supermodelki, a ja jakiejś baby, która jeździła po pijanemu. - Ale żyjesz-rzucił jej brat. Nikki się skrzywiła.
- Och, nie wtrącaj się, Steven.
- Po zakończeniu operacji - ciągnął doktor - musiałem natychmiast przenieść Nikki z instytutu, kiedy była jeszcze pod narkozą, żeby po przebudzeniu nie zaczęła zadawać pytań. Sfałszowałem dokumenty. Mieliśmy przewieźć ją do innego szpitala leżącego bliżej miejsca zamieszkania osoby, od której rzekomo pochodził mózg. Tak naprawdę kazałem ją przewieźć tutaj i przekupiłem sanitariuszy z karetki, żeby milczeli. Opiekowała się nią głównie matka.
- Nie rozumiem, dlaczego Stark w ogóle próbował ją zabić - powiedział Christopher.
- No właśnie - rzuciła Nikki, mierząc Christophera spojrzeniem. Najwyraźniej spodobało jej się to, co zobaczyła, bo zalotnie odrzuciła włosy do tyłu. Cóż, Christopher mógł się spodobać każdej dziewczynie. Ajuż szczególnie takiej, która długo siedziała zamknięta w domu. Tyle że gdyby zaczęła się do niego przystawiać, musiałabym złamać jej nos. - Dlaczego Stark miałby mnie zabijać po tym wszystkim, co dla nich zrobiłam? Tylko dlatego, że podsłuchałam, jak rozmawiają o jakiejś głupiej grze...
Christopher natychmiast nadstawił uszu.
- Jakiej grze?
- Komputerowej - powiedziała Nikki. - Tej nowej. Traveląuest czy jak jej tam.
- Journeyąuesi- poprawiłam ją. -Chodzi ci o nową część, Realmsi
- Owszem - odparła Nikki. Przestała zalotnie zerkać rui
Christophera i zrobiła tajemniczą minę. - To znaczy, może i coś usłyszałam... Coś, czego Richard Stark wolałby nie ujawniać. A przynajmniej tak powiedział, kiedy mu o tym wspomniałam. Christopher i ja wymieniliśmy spojrzenia. O-o!
Nawet Lulu wiedziała, że to niedobrze. Zabrała rękę z ramienia Nikki.
- Nikki - spytała zduszonym głosem. - Przyznałaś" się panu Starkowi, że znasz jego sekret?
- Jasne. - Nikki wzruszyła ramionami. - Chciałam sprawdzić, ile byłby skłonny mi zapłacić, żebym nie wygadała. I okazało się, że całkiem sporo. — Roześmiała się z zadowoleniem na samo wspomnienie. Nagle jej twarz spochmurniała. Spojrzała na mnie. - Tylko że to ty się teraz cieszysz tymi pieniędzmi. Na co je wydajesz? Lepiej niech to będzie coś fajnego.
- Jakimi pieniędzmi? - spytałam, szczerze zdumiona. - Nie wiem, o czym mówisz...
Ale miałam bardzo złe przeczucie. 1 wiedziałam, że podziela je ze mną reszta obecnych, jeśli można było wierzyć niespokojnym minom.
- Pieniędzmi - ciągnęła Nikki - które obiecał mi Stark w zamian za zachowanie tajemnicy o Stark Quarku! Nie zobaczyłam z nich ani centa. Zaraz potem miałam wypadek.
Doktor Fong, najwidoczniej nie miał o niczym pojęcia. Oparł głowę na dłoniach i jęknął.
Spojrzałam na Christophera. Ze znaczącym uśmieszkiem rzucił:
- Mówiłem ci. Nie wierzę w przypadki.
Przełknęłam ślinę. Z trudem. Faktycznie tak powiedział. Ale nie musiał być taki zadowolony z siebie. Chodziło o czyjeś życie. Dziewczyny, chodzącej kiedyś w ciele, którego aktualnie używałam ja, mieszkającej na poddaszu; teraz ja miałam swoje lokum... Dziewczyny, której teraz nie rozpoznawał nawet własny pies.
To było takie smutne. Chciało mi się płakać na sam jej widok, kiedy tak siedziała na kanapie, dumna z siebie, że zrobiła coś, co ostatecznie zrujnowało jej życie.
Co je zakończyło.
- Och, Nikki - jęknęła pani Howard, zakrywając usta dłońmi.
Jej syn miał do powiedzenia trochę więcej.
- A nie przyszło ci do głowy idiotko - zapytał gniewnie - że Stark próbował cię zabić, zamiast ci zapłacić? To, co zrobiłaś, nazywa się szantaż. .
Nikki przewróciła oczami.
- Boże, Steven, zawsze dramatyzujesz. To tylko głupia gra komputerowa.
- To linia oprogramowania warta miliardy dolarów - poprawił ją Christopher. - I nawet jeśli byłaś twarzą Starka, jak widać można cię było zastąpić. - Wskazał mnie ruchem głowy. -Prawda?
Nikki zagapiła się na mnie. Jej dolna warga zaczęła drżeć. Dotarło do niej. Wreszcie.
- Gra okazała się ważniejsza. Pozbyli się ciebie - ciągnął brutalnie Christopher. Tak brutalnie, że chciałam na niego wrzasnąć, żeby przestał. Żeby się zwyczajnie przymknął. Tego było za wiele. Byłam zmęczona. Chciałam wpełznąć do łóżka i zasnąć, żeby to wszystko zniknęło. Ale oczywiście nie mogłam. - A przynajmniej zamierzali to zrobić. Doktor Fong uratował ci życie.
Nikki nareszcie przestraszyła się jak należy. Spojrzała na mnie, potem na Christophera, a na końcu na Lulu.
- Znaleźliście mnie - powiedziała powoli - przez e-maile? Te do Justina?
- Tak, kotku - oznajmiła łagodnie Lulu, biorąc ją za rękę. -Twoja mama ma rację. Musisz być ostrożniejsza.
- No właśnie - dodał Christopher. - A teraz musimy się dowiedzieć, czy pisałaś jeszcze do kogoś. Bo, jak widzisz, można w ten sposób namierzyć miejsce twojego pobytu.
Nikki przygryzła dolną wargę.
- Tylko do jednej osoby - powiedziała słabym głosikiem. Teraz wyglądała na naprawdę przestraszoną. - Ale to nikt ważny.
- Do kogo, Nikki? - zapytała pani Howard. Była równie przerażona jak córka. - Powiedz, do kogo pisałaś.
- Tylko do... do... Brandona Starka - pisnęła Nikki. Serce przestało mi bić. Brandon. Oczywiście. Oczywiście, że pisała do Brandona. Byli parą przed jej wypadkiem. Dlaczego go tu przywieźliśmy? Wydawał się nieszkodliwy. Spał, pijany. Brandon prawie zawsze spał pijany.
Z wyjątkiem chwil, kiedy łaził za mną, łomotał do moich drzwi i wrzeszczał moje imię.
Kiedy to sobie przypomniałam, moje serce, które zatrzymało się na chwilę, nagle przyspieszyło. Nic dziwnego, że Brandon nie wiedział, co o mnie myśleć. NikkiH pisała do niego w e-mailach, jak bardzo za nim tęskni. Potem spotykał mnie na żywo i sytuacji raczej nie poprawiało to, że troszkę z nim flirtowałam...
Okej, całkiem sporo.
Cudownie. A teraz siedział przed domem, w limuzynie. Absolutnie nie potrzebowaliśmy do szczęścia, żeby Brandon wpadł tutaj i zorientował się, że Nikki Howard - ta prawdziwa Nikki Howard, którą próbował zabić jego ojciec - żyje sobie w najlepsze.
- Zajrzę do niego - wydusiłam, czując, że nie tylko mnie przeraża to, iż sami przyprowadziliśmy syna człowieka odpowiedzialnego za cały ten kanał pod te drzwi.
Zerwałam się z fotela i wybiegłam z salonu do holu. Sięgałam właśnie do klamki frontowych drzwi, kiedy coś twardego i szorstkiego owinęło się wokół mojej szyi. To coś rzuciło mną o ścianę, a od uderzenia aż zaparło mi dech.
Przede mną stał Brandon Stark, ze szczęką szorstką od porannego zarostu. Prawą ręką przyciskał moją szyję do obrazu z kaczkami.
- Ani słowa - syknął. - Jeśli krzykniesz albo narobisz hałasu, przysięgam, że powiem ojcu, gdzie może znaleźć prawdziwą Nikki Howard.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz