czwartek, 5 lipca 2012

#4


Obrazy. To było pierwsze, co do mnie dotarło.
Zupełnie jak te, które widzisz pod powiekami, kiedy trzesz je grzbietem dłoni.
Dziwaczne kształty unoszace sie w przestrzeni.
Obserwowałam je, zastanawiajac sie, co widze. Wygladały jak jakies ameby... Nie, jak
włosy Christophera, w basenie, kiedy na wuefie kazali nam robic nawroty, a ja go
obserwowałam spod powierzchni przez okulary do pływania...
Zaraz. Czy mam teraz wuef? I wpadłam do wody? Przecie nie jestem mokra.
Przynajmniej tak mi sie wydaje... Nie, raczej nie jestem mokra. A mo e jednak?
Jak to mo liwe, e widze włosy Christophera pod woda, skoro nawet nie jestem
mokra? Mo e ja mam zamkniete oczy? Czy mam oczy zamkniete, czy otwarte? Dlaczego nie
moge uniesc reki, eby dotknac twarzy i sprawdzic? Dłon mam taka cie ka... Nie moge nia
nawet poruszyc...
Dlaczego jestem taka zmeczona?
Taka zmeczona...
Potem usłyszałam głosy. Te głosy mówiły ró ne rzeczy. Ale co konkretnie? Nie
wiedziałam. Byłam za bardzo zmeczona, eby je zrozumiec. Kto ciagle cos mówi? Dlaczego
nie dadza mi po prostu spac?
Zaraz. To chyba głos mamy. To mama cały czas cos mówi. Mama i... kto jeszcze?
Tata. Tak, to na pewno tata. Mama i tata rozmawiaja. Mówia ró ne rzeczy. Chca, ebym sie
obudziła. Po co? Dlaczego nie miałabym spac dalej?
Wiedziałam, e powinnam ich posłuchac - ilekroc mama ka e nam cos zrobic, Frida i
ja zawsze to robimy. Wczesniej czy pózniej.
Ale czułam, e nie jestem w stanie sie poruszyc. Zupełnie jakbym skamieniała.
Chciałam tylko tak spac do konca swiata. Chocia słyszałam w głosie mamy naleganie.
- Em! Em, jesli mnie słyszysz, otwórz oczy! Otwórz oczy, Em. Po prostu otwórz na
chwile oczy.
Znałam te stara sztuczke. Kiedy tylko mama upewni sie, e nie spie, ka e mi wstac i
wyjac naczynia ze zmywarki albo isc do szkoły, albo robic cos równie niefajnego. Nie
miałam zamiaru dac sie na to nabrac.
- Em! Prosze, otwórz oczy.
Mówiła tak, jakby sie czyms niepokoiła. Mo e nasze mieszkanie sie pali? Mo e
powinnam zrobic, co mi ka e. Otworzyc oczy, eby sie przekonac, czego ode mnie chce.
- Prosze, Em...
Własciwie brzmiało to tak, jakby płakała. Nie chciałam, eby mama przeze mnie
płakała. To ostatnia rzecz, na jaka miałam ochote. Wiec próbowałam otworzyc oczy.
Naprawde próbowałam. Ale one... nie chciały sie otworzyc. Moje oczy nie chciały sie
otworzyc. Usłyszałam, e mama płacze, a tata pocieszaja szeptem:
- Wszystko bedzie dobrze, Karen.
- W takich przypadkach - dobiegł mnie jakis obcy meski głos czesto zdarza sie, e...
Nie dosłyszałam, co mówił ten facet, bo za bardzo koncentrowałam sie na tym, eby
wreszcie otworzyc oczy. Ale nie byłam w stanie uniesc powiek. Naprawde nie mogłam.
Zupełnie jakby były z ołowiu.
Wiec spróbowałam otworzyc usta i powiedziec mamie, eby nie płakała, e nic mi nie
jest, tylko jestem strasznie zmeczona. Mo e dadza mi jeszcze troche odpoczac...
Ale okazało sie, e ust te nie moge otworzyc.
To mnie troche przeraziło. Tylko na chwile, ale byłam naprawde okropnie zmeczona.
Chciałam znów zapasc w sen. Powiem mamie pózniej... e jestem zbyt zmeczona, by zrobic
to, o co mnie prosi. Wyjasnie jej to wszystko, kiedy ju nie bedzie mi sie chciało tak strasznie
spac. Musze odzyskac siły. Po kilku godzinach snu na pewno dojde do siebie.
Nareszcie otworzyłam oczy. Nie dlatego, e ktos wołał mnie po imieniu, nie dlatego
e pod powiekami widziałam ameby. Moje oczy po prostu sie otworzyły...
Same z siebie.
Ale kiedy ju sie otworzyły, a ja rozejrzałam sie wokół siebie, zorientowałam sie, e
nie jestem w adnym basenie ani nawet w domu, tylko le e na szpitalnym łó ku.
Wiedziałam, e to szpitalne łó ko, bo chocia było ciemno - musiała byc noc -
wszystko wygladało obco. Sciany były be owe, a nie w odcieniu Bieli Nawaho, na jaki
pomalowałam je któregos dnia w ataku szału, bo ju nie mogłam zniesc mdłego blado ółtego
koloru scian całej reszty naszego mieszkania.
Wszystkie moje plakaty z filmu Journeyquest - który był beznadziejny, wiem, ale
plakaty były swietne - znikneły. Tak samo jak wszystkie pocztówki z wycieczki do
Metropolitan Museum. Widziałam wyłacznie przewody. Przewody te wychodziły ze mnie i
były podłaczone do jakichs maszyn obok łó ka, na którym le ałam. Maszyny cicho mruczały,
a czasem wydawały z siebie jakies brzeczenie.
Na szczescie nie przeraziłam sie ani nic, bo na krzesle obok tych maszyn siedział tata.
Spał.
Próbowałam zgadnac, dlaczego jestem w szpitalu podłaczona do jakichs przewodów.
W sumie ciesze sie znakomitym zdrowiem i w szpitalu byłam tylko raz, kiedy złamałam reke
po upadku z hustawki na placu zabaw pod naszym blokiem, jeszcze w drugiej klasie
podstawówki. Czy znów z czegos spadłam? Nie pamietam, ebym sie na cos wspinała. Wiec
jak to sie stało, e trafiłam do szpitala? Nic mnie przecie nie bolało.
Byłam tylko upiornie zmeczona.
Ale czułam sie chyba lepiej ni mój tata, który wygladał okropnie. Na twarzy miał
mnóstwo siwawej szczeciny, jakby sie od dawna nie golił (dziwne, bo kiedy go widziałam
wczoraj wieczorem przy kolacji, nie miał sladu zarostu. A mo e miał? Zastanawiałam sie nad
tym, lecz nie mogłam sobie przypomniec... Czy jadłam wczoraj kolacje z tata? Wydawało mi
sie, e to było tak dawno...) Poza tym koszule miał okropnie wygnieciona i troche
poplamiona.
Tak, tata wygladał fatalnie. Zastanawiałam sie, dlaczego, ale nie chciałam go budzic,
eby o to zapytac. Stwierdziłam, e to byłoby samolubne.
Chocia z drugiej strony... tak bardzo chciało mi sie pic. Serio, miałam wra enie, e za
chwile umre z pragnienia.
W pobli u nie było nikogo innego i wygladało na to, e cokolwiek mi dolegało, jest to
cos powa nego, wziawszy pod uwage wszystkie te rurki i przewody...
Gdybym tylko dostała łyk wody, poszłabym znowu spac, niczego wiecej bym nie
chciała...
Otworzyłam usta i próbowałam zawołac tate. Nie udało mi sie.
Chciałam powiedziec: „Tato!”, ale z moich ust nie wydobył sie aden dzwiek.
Musiałam spróbowac jeszcze kilka razy, zanim zdołałam wydobyc z siebie głos, a i wtedy
przypominało to raczej jakies chrzakniecie ni mowe.
- Tato?
To słowo zabrzmiało naprawde dziwnie. Mo e dlatego, e głos mi zachrypł od
nieu ywania. Albo z pragnienia.
Ale tata i tak poderwał głowe i spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Hm... Em?
- C - czesc - wyjakałam. - P - przepraszam...
Te słowa równie zabrzmiały jakos dziwnie. Co sie stało z moim głosem?
Tata chyba te uznał, e mój głos dziwnie brzmi, bo zerwał sie z krzesła i zaczał
wrzeszczec:
- Panie doktorze! Panie doktorze! A potem gdzies pobiegł.
Pomyslałam, e dolega mi cos naprawde powa nego.
Ale byłam zbyt zmeczona, eby czekac, a sie dowiem co. Byłam nawet zmeczona
bardziej ni na pierwszej lekcji, czyli naprawde strasznie zmeczona. Pewnie, gdybym nie
siedziała do nocy, grajac z Christopherem w Journeyquest, a potem nie musiała siedziec
jeszcze dłu ej, eby skonczyc lekcje...
Nie chciałam zasypiac. Naprawde. Chciałam sie dowiedziec, co mi dolega i dlaczego
jestem w szpitalu. Chciałam dostac troche wody...
Ale nie mogłam dłu ej wytrzymac z otwartymi oczami. Zamknełam je i pomyslałam,
e troche odpoczne, zanim tata wróci.
Oczywiscie znów zaczełam zasypiac. Hm, sen. Smaczny sen.
Miałam nadzieje, e nie zaczne sie slinic, kiedy znów zasne. A gdyby nawet, w
szpitalu na pewno sa do takich rzeczy przyzwyczajeni.
Kiedy znów otworzyłam oczy, był dzien, a na krzesle, z którego przedtem poderwał
sie tata, siedziała moja mama. Wołała mnie po imieniu.
- Mamo... - odezwałam sie zaspanym głosem. Prawde mówiac, ciagle byłam okropnie
zmeczona. - Czy moge dzisiaj nie isc do szkoły?
Nie jestem pewna, czy akurat te słowa usłyszała moja mama, bo to, co wyszło z moich
ust, nie bardzo je przypominało.
Ale zamiast sie ze mna spierac, zakryła usta dłonia i rozpłakał;) sie. Wtedy
zauwa yłam, e nie jest jedyna osoba w tym pokoju poza mna. Obok niej stał mój tata i dwoje
zupełnie nieznanych mi ludzi w białych fartuchach.
Doszłam do wniosku, e rozpłakała sie, bo mój głos nadal dziwnie brzmiał. Był jakis
taki... Sama nie wiem. Piskliwy.
Poza tym wcale nie byłam pewna, czy to, co mówie, ma jakis sens.
- Kotku... - rzucił tata. Trzymał dłonie na ramionach mamy i patrzył na mnie tak jakos
niepewnie. Jak wtedy, kiedy posliznełam sie i rabnełam broda w obramowanie basenu przy
hotelu, w którym sie zatrzymalismy w Disneyworld, i nie miałam pojecia, e oderwał mi sie
spory kawałek skóry i obficie krwawie. Wcale mnie nie bolało, wiec nie rozpłakałam sie ani
nic, nie zauwa yłam te , e cała zalałam sie krwia, bo ju i tak byłam mokra. - Czy ty wiesz,
kim jestesmy?
Rany. Numer, wskutek którego znalazłam sie w szpitalu, musiał byc niezły.
- Taak - powiedziałam. - Ty sie nazywasz Daniel Watts, a ona Karen Rosenthal -
Watts.
Słowa wymawiałam niezbyt wyraznie. Zupełnie jakbym miała problemy z wymowa.
Mo e to dlatego mama zaczeła głosno szlochac. Jeszcze nigdy nie słyszałam, eby
płakała w taki sposób. Nawet przy scenie finałowej z filmu To własnie miłosc.
Jestem pewna, e tata te nigdy nie słyszał, eby mama tak płakała. Wygladał na
kompletnie zaszokowanego jej wybuchem i ciagle powtarzał:
- Wszystko bedzie dobrze, Karen, wszystko bedzie dobrze.
Na szczescie me czyzna w białym fartuchu wyminał moich obejmujacych sie
rodziców i odezwał sie sympatycznym tonem:
- Emerson, jestem doktor Holcombe.
- Aha - powiedziałam i spróbowałam odchrzaknac, ale mi sie nie udało, bo
najwyrazniej nie miałam w gardle nic do odchrzakiwania. Dlaczego mój głos tak dziwnie
brzmi? - spytałam.
Doktor Holcombe zda ył ju wyjac latareczke, która teraz swiecił mi w oczy.
- Czy cos sie boli? - zapytał.
Nie byłam pewna, czy zignorował moje pytanie, czy po prostu go nie zrozumiał. Mój
głos brzmiał tak dziwnie, e sarna siebie ledwie rozumiałam.
Tymczasem druga osoba w białym fartuchu, kobieta z ciemnymi włosami upietymi w
kok, powiedziała:
- Jestem doktor Higgins. Emerson, czy mogłabys dla mnie poruszyc palcami u nóg?
Nie było to łatwe - nadal czułam sie okropnie zmeczona - ale jakos nimi poruszyłam.
- Co mi jest? - chciałam wiedziec.
- Czy mo esz spróbowac wodzic wzrokiem za moim palcem? - poprosił doktor
Holcombe. - Nie ruszaj głowa. Tylko wódz oczyma.
No wiec wodziłam oczyma za tym palcem. Teraz wszystko widziałam całkiem
wyraznie. Nigdzie nie pływały mi adne ameby.
- To znaczy rozumiem, e jestem w szpitalu - ciagnełam - ale po co te wszystkie
przewody? I dlaczego mam taki dziwny głos?
- Emerson, czy mo esz mnie scisnac za reke? - poprosiła doktor Higgins.
Scisnełam jej reke.
- Pytam powa nie - powiedziałam. Mama nadal płakała, a tata próbował pomóc jej
wziac sie w garsc, wiec nie miałam innego wyboru i musiałam ze swoimi watpliwosciami
zwracac sie do tych dopiero co poznanych lekarzy. - Du o szkoły opusciłam? - Bo chodze na
same zajecia rozszerzone i to nie przelewki, kiedy człowiek narobi sobie zaległosci. A e
ciagle tak dziwnie brzmiałam we własnych uszach, zapytałam jeszcze: - Co sie stało z moim
głosem?
- Wszystko w swoim czasie, Emerson - odparł doktor Holcombe, wreszcie wyłaczajac
latarke.
- Em - poprawiłam go. - Wole Em.
- Oczywiscie. - Doktor Holcombe usmiechnał sie i schował latarke. - Mo e spróbujesz
jeszcze troche odpoczac? Twoi rodzice, jak widzisz, maja sie dobrze... - Zerknał na nich i
dotarło do niego, e nadal pochlipuja, wiec z za enowaniem odwrócił wzrok. - Wkrótce dojda
do siebie. Bardzo sie o ciebie martwili, to wszystko. To była dla nich ogromna ulga zobaczyc,
e tak dobrze sie czujesz. Jesli chcesz, mo esz teraz znów pospac.
Byłam senna, ale martwiłam sie ta cholerna szkoła. Zapewnienia doktora, e
wszystkim zajmiemy sie w swoim czasie, nijak nie zmieniały faktu, e bede miała mnóstwo
materiału do nadrobienia.
I dlaczego nikt nie chce mi odpowiedziec na pytanie, co sie stało z moim głosem?
Doktor Higgins pomajstrowała cos przy moich przewodach i po chwili zrobiłam sie
jeszcze bardziej senna. Zamknełam wiec oczy, eby sie troche zdrzemnac.
Kiedy otworzyłam je ponownie, była noc, a na krzesle obok mojego łó ka siedział
najprzystojniejszy facet, jakiego widziałam w ż yciu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz