niedziela, 29 lipca 2012
28
Usłyszawszy za sobą czyjś głos, obróciłam się i uniosłam miecz, a z moich ust popłynął przeraźliwy okrzyk. Ogarnięta żądzą krwi nie widziałam wyraźnie. Kiedy atakujący uderzył mnie w ramię, blokując moje cięcie, kopnęłam go w pierś i opadł na plecy. Mój miecz śmignął ponownie, tym razem rozrywając ciało. Zachęcona tym, zamierzyłam się jeszcze raz, lecz napastnik chwycił mnie za nadgarstek i ścisnął go tak mocno, że wypuściłam broń. Zaraz zacisnęłam dłoń w pięść i uderzyłam go w szczękę. Jęknąwszy, zachwiał się na bok. Wyciągnęłam ręce, by chwycić go za gardło, lecz on uderzył mnie mocno w pierś zewnętrzną częścią dłoni, tak że na chwilę straciłam oddech. Opadłam bez tchu prosto w ramiona atakującego. -Ellie... Wydawało mi się, że moje serce przestało bić, gdy kolana ugięły się pode mną i pociągnęłam go za sobą na ziemię. Ten głos potrząsnął moją duszą i obudził mnie, podczas gdy mocne dłonie przytrzymywały pewnie. Spowita jego zapachem przywarłam do ciała napastnika przerażona tym, co zrobiłam - co j e m u zrobiłam.
Otworzyłam oczy i wstałam, spoglądając w dół na Willa. Widać było, że jest kompletnie załamany. Aż przygryzłam wargę, kiedy dotknęłam głębokiej rany, jaką pozostawiłam na jego ramieniu. - Zraniłam cię - powiedziałam łamiącym się głosem. -Wyciągnąłeś mnie stamtąd, a ja wyrządziłam ci krzywdę. Patrzyłam, jak rana goi się błyskawicznie. Przesunęłam dłoń w górę jego ramienia i ujęłam jego twarz. - Przepraszam. Nie powinnam była pozwolić, by do tego doszło. - Nic mi nie jest - wyszeptał. Jego twarz wciąż jednak wyrażała ból. Zakryłam twarz dłońmi, a w mojej głowie wciąż brzmiało echo ostatnich słów Ragnuka. -Wszystkie te koszmary, halucynacje... zamieniam się w potwora! Will wstał i otoczył mnie swoją obecnością. - Nie zamieniasz się w potwora. - Skąd wiesz? Skąd pewność, że nie stanę się czymś, co nie jest mną? - Ponieważ znam cię - odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy. - Znam cię lepiej niż kogokolwiek innego. Przez wszystkie te wieki i kolejne wcielenia zawsze trzymałaś się tego, kim jesteś. Pokręciłam głową z powątpiewaniem, powstrzymując szloch. - Nie mogę znieść tych chwil, gdy czuję się jak ktoś inny. Staję się wtedy gwałtowna, pełna gniewu i wiem, że to nie jestem ja. A jeśli nie zapanuję nad tym? Co będzie, jeśli znowu cię zranię? Nie potrafiłam odróżnić ciebie od wroga! - Pokazałam na zniszczony
magazyn. - Jestem takim samym demonem jak istoty, z którymi walczę. - Nie jesteś demonem ani potworem - zaprzeczył stanowczym głosem. - Nawet kiedy twoja moc była bliska zapanowania nad tobą, nigdy do tego nie doszło. Zdarzało się to i owo, owszem, ale wciąż jesteś sobą. Musisz mi zaufać, Ellie. -Ale boję się samej siebie i tego, do czego jestem zdolna. A teraz jeszcze mogę stracić duszę. Bezpowrotnie. Nie chcę umrzeć i stać się nicością. - Nie pozwolę, by do tego doszło. Przetrwasz, dopilnuję tego! -Will, ja nie chcę przetrwać, jak chcę żyć!- zawołałam. Znieruchomiał wpatrzony we mnie, gdy w pełni dotarły do niego moje słowa. - Chcę żyć - powtórzyłam. - Chcę być sobą, chcę chodzić do szkoły, potem do college'u, na imprezy, do kina, na kręgle i na mecze piłkarskie. Chce wytarzać się w śniegu w kostiumie kąpielowym, a potem wskoczyć do gorącej kąpieli. Chcę wybrać z mamą sukienkę na studniówkę i pojechać gdzieś z Kate tego lata. Chcę dorosnąć. Chcę wyjść za mąż i może kiedyś mieć dzieci. Nie chcę bać się każdego dnia, że coś może wyskoczyć na mnie z cienia. Nie chcę się chować przed strasznymi istotami. Nie chcę umierać i wracać, nie pamiętając twojej twarzy, Will. Nie chcę spędzić kolejnego życia, nie wiedząc, kim jesteś! Przyciągnął mnie do siebie i objął, ja zaś wtuliłam twarz w jego ciepłą pierś i wreszcie pozwoliłam łzom popłynąć. - Wszystko będzie dobrze - wyszeptał mi do ucha i wziął długi drżący oddech.
Wodząc dłońmi po moich barkach i plecach, tulił mnie mocno. Zacisnęłam palce na jego koszuli, by przyciągnąć go bliżej siebie. Kiedy zerknęłam nad jego ramieniem, zobaczyłam swój samochód - stał nienaruszony w alejce od strony ocalałego końca magazynu, pokryty warstwą kurzu. Will w jakiś sposób zdołał wydostać się ze środka wraz z sarkofagiem, zanim nastąpiło zniszczenie. Zanim spuściłam mu cały budynek na głowę. Nie wiem, jak długo tak mnie tulił. Wreszcie odsunęłam się od niego. Mogły upłynąć godziny. - Co miał na myśli Ragnuk, kiedy mówił, żebyś odkrył swoje prawdziwe ja? - Jakaś część mnie nie chciała poznać odpowiedzi na to pytanie, za to inna bardzo pragnęła ją usłyszeć. W pierwszej chwili nic nie odpowiedział i dalej masował dłońmi moje barki. Zanurzył policzek w moich włosach. - Był przekonany, że jestem czymś, czym nie jestem - odpowiedział wreszcie. - Bardzo starałem się nie być taką mroczną istotąjak oni. Demoniczni kosiarze nienawidzą za to takich jak ja, a mnie nienawidzą w szczególności, ponieważ chronię ciebie. Wtuliłam się w niego. Rozumiałam, jak to jest być czymś strasznym i próbować zachować resztki człowieczeństwa. Will walczył z tym samym rodzajem ciemności, która próbowała zniszczyć to, czym byłam w rzeczywistości; ciemności, która próbowała zniszczyć jego, zabrać go mi. Oboje toczyliśmy wewnętrzne potyczki z potworami, które żyły w nas. Przez to byliśmy niebezpieczni dla innych, takjak i dla siebie nawzajem. Tak bardzo zajęłam się walką ze straszną stroną swojej oso-
by, że zapomniałam o nim: on też musiał stawiać czoło podobnym siłom. Zawsze myślał o mnie i o tym, czego potrzebowałam, natomiast ja nigdy nie zastanawiałam się, czego jemu potrzeba. - O co chodzi, Ellie? Powiedz, jak mogę temu zaradzić. Mój oddech zadrżał, kiedy nabrałam powietrza i mocniej przytuliłam twarz do jego piersi. - Myślałam, że cię zabił. Pocałował moje włosy. - Bałam się, że cię stracę - wyznałam, powstrzymując łzy. Will odsunął się, tak że nasze spojrzenia się spotkały. Miałam wrażenie, że moje serce zaraz pęknie, rozsadzone emocjami nagromadzonymi przez wspólnie przeżyte kolejne stulecia. Nie pamiętałam ich, ale wiedziałam, że wypełniają moją duszę. - Nigdy mnie nie stracisz - powiedział łagodnie, ścierając łzy z mojej twarzy. - Zawsze tu będę. Objęłam go i przytuliłam mocno, bojąc się, że się oddali. Opuścił głowę, a jego ciało było tak blisko, że z trudem potrafiłam to znieść. -Jeśli coś nas rozdzieli, jeśli cię stracę, to cię odnajdę - powiedział cicho i dotknął delikatnie policzkiem mojego policzka, wzbudzając malutkie fajerwerki na mojej skórze. Znowu poczułam na twarzy ciepłe łzy. Jego obietnica wniknęła we mnie, a ja zatęskniłam za wszystkim, czego pragnęłam, a czego nie mogłam mieć. Ostatecznie on był wszystkim, co miałam. W każdym kolejnym życiu to, co poznawałam i co kochałam, zmieniało się
i znikało; wszystko z wyjątkiem Willa. On był czymś niezmiennym, stałym. A potem pocałował mnie, powoli i łagodnie. Zaledwie musnął moje wargi, spięłam się zaskoczona i niepewna, jak zareagować. Odsunął się trochę, przytrzymując moje spojrzenie, z ustami blisko moich, jakby czekał na mnie. Uniosłam twarz i oddałam rozchylone usta jego ustom, on zaś znowu mnie pocałował, długo i niespiesznie. Wydawał się zbyt ostrożny, jakby bał się mojego strachu. Bardzo chciałam się rozluźnić; ostrożnie dotknęłam jego policzka i odwzajemniłam pocałunek. Jego palce sunęły po moich plecach i musnąwszy kark, zanurzyły się łagodnie we włosach, a kciuk błądził po moim policzku. Nie cofnęłam się, więc pocałował mnie mocniej, żarliwie i zachłannie, jakby to był nasz ostatni, a nie pierwszy pocałunek. Wreszcie nasze usta rozłączyły się, ale Will się nie odsunął. Oparł czoło o moje i zamknął oczy. - Przepraszam - wyszeptał. Moje dłonie błądziły po jego karku. Paznokcie podążały linią barków, których mięśnie napinały się pod moim dotykiem. Wdychałam jego zapach, usiłując się nim nasycić. Przez chwilę zapomniałam o bestii, która mogłaby zniszczyć moją duszę, i poczułam, że jedyną rzeczą, jakiej się obawiam, jest to, że mogłabym już nigdy nie zobaczyć jego twarzy. Gdybym miała umrzeć przed walką z Enshirn... Nie chciałam zapomnieć jego twarzy, jego głosu i dotyku. Nie mogłam pozwolić na to, by po raz kolejny o nim zapomnieć. - Nie przepraszaj - powiedziałam, zanurzając palce w jego włosach. - Nie powinienem był tego robić - rzucił ochrypłym szeptem i odgarnął mi z twarzy kosmyk włosów.
- Niczego nie żałuję - zapewniłam. Odsunął się ode mnie, tak że już mnie nie dotykał, a ja pragnęłam, żeby powrócił do mnie. Z trudem powstrzymałam się, żeby nie przyciągnąć go do siebie. Jego oblicze wyrażało cierpienie i kruchość; widać było, że robi wszystko, żeby się nie załamać. - Musisz zrozumieć, jakie to dla mnie trudne - odezwał się wreszcie. - Jestem ci oddany od tak dawna. Robiłem, co w mojej mocy, żeby zapewnić ci bezpieczeństwo. A to - przynajmniej tak czuję - łamie zbyt wiele zasad. Wiem, że tak nie jest dobrze i że to jest głupie, ale nie dbam o to. Wodziłam wzrokiem po jego twarzy, oczekując zachęcającego rozjarzenia zielonych oczu. -Jakie zasady masz na myśli? - Anioł, który uczynił mnie twoim Stróżem... Myślę, że był archaniołem. Polecił mi bronić cię i nic więcej. Nie powinienem czuć tego, co czuję. - A co dokładnie czujesz? - zapytałam ostrożnie. -Co masz na myśli? Zamknął oczy i odwrócił głowę. -Jestem taki zdezorientowany. Staliśmy w milczeniu długą chwilę, a potem Will odwrócił się ode mnie i powiedział: - Wynośmy się stąd. Ktoś na pewno słyszał, jak wali się magazyn. - A co zrobimy z sarkofagiem? Zastanawiał się przez chwilę. - Odniosę go kawałek stąd. Zadzwoń to Nataniela i powiedz mu, żeby przyjechał większym samochodem. Musimy się przemieścić, ale jeszcze nie wiem dokąd. - Gdzie mam przeparkować?
-Jedź do pierwszego znaku stopu i skręć w prawo. To jest ślepa ulica. Dojedź do końca. Tam się spotkamy. Spojrzałam na niego zaskoczona. - Dobrze znasz okolicę. - Musiałem sprawdzić to miejsce, wszystkie ulice, skrzyżowania i budynki dookoła. - Uśmiechnął się, widząc moją zdziwioną minę. - Lepiej dmuchać na zimne. -Jasne. Na chwilę zapadło niezręczne milczenie. Wciąż czułam jego pocałunek i nie wiedziałam, co powiedzieć. Wreszcie wsiadłam do samochodu i odjechałam zgodnie z instrukcją Willa. Nie byłam pewna, czy jestem zaskoczona jego znajomością terenu. Zaparkowałam i wyłączyłam silnik, a potem zatelefonowałam do Nataniela i poinformowałam go, gdzie ma się z nami spotkać. Zanim zdążyłam odłożyć komórkę, pojawił się Will. Postawił sarkofag na ziemi w świetle moich reflektorów. Kiedy wysiadałam z samochodu, w oddali rozległo się zawodzenie syren - zapewne efekt wezwań w związku z zawalonym magazynem. - Nataniel powinien być tu lada moment - stwierdził. - Dobrze. Nie powiedział nic więcej, a ja czułam się poirytowana faktem, że nie wiem, co on czuje. Wydawał się unikać tematu dotyczącego tego, co się wydarzyło między nami. Z drugiej strony... jak też go nie poruszałam. Bo sama nie wiedziałam, czy powinnam o tym wspomnieć. Chciałam go o to zapytać, ponieważ z jakiegoś powodu czułam się... zupełnie pusta. Miałam ochotę to rozdrapać, musiał a m dowiedzieć się, co do mnie czuje. Ale zaraz potem zadałam sobie pytanie, czy wcześniej byliśmy ze sobą. Czy pocałował mnie w którymś z moich poprzednich wcieleń?
- O czym myślisz? - zapytał cicho, wytrącając mnie z zamyślenia, za co byłam mu wdzięczna. - Chciałbyś wiedzieć - odparłam ponuro. Podszedł do mnie i z rękoma skrzyżowanymi na piersi opart się o samochód. - Tak, chciałbym. Tak śmiesznie marszczysz twarz, kiedy jesteś zatopiona w myślach. - Dzięki za tę obserwację. - Zmrużyłam oczy. -A twoim zdaniem o czym myślę? Na moment zacisnął usta. - Nie mam pojęcia. - Będziemy udawać, że nic się nie stało? - zapytałam. Chwilę ssał górną wargę. - To nie byłoby rozsądne. - No cóż, ale tak się zachowujesz. - Obserwowałam uważnie twarz Willa, ale nie znalazłam żadnej wskazówki co do jego myśli. - Niczego nie planowałem, jeśli się nad tym zastanawiasz. - Wydawało się, że mówi szczerze. - Czy pocałowałeś mnie kiedykolwiek wcześniej? - To znaczy... zanim byłaś Ellie? -Tak. -Nie. Miałam ochotę zapytać go, czy chciał to zrobić, lecz zmieniłam zdanie. - W takim razie co to znaczy? - Nie rozumiem. - To, co wydarzyło się między nami - dodałam z westchnieniem. Nie od razu odpowiedział. Milczeliśmy kilka chwil, a w miarę przedłużania się ciszy czułam się coraz bardziej niezręcznie. Cała byłam spięta.
-Jesteś mi bardzo droga - odezwał się wreszcie. - Ale nie sądzę... W tym momencie zatrzymał się przed nami biały van. Z samochodu wysiedli Nataniel i Lauren. „Znowu mu się upiekło" - pomyślałam niezadowolona. Miałam w zanadrzu dużo więcej pytań, które zamierzałam mu zadać, kiedy znowu będziemy sami. - Wszystko w porządku? - zapytał Nataniel drżącym głosem. -Ja jestem paskudnie głodny - odezwał się Will dramatycznie. Nataniel się roześmiał. - Wyobrażam sobie. Ellie, nic ci się nie stało? -Już jestem cała i zdrowa - odpowiedziałam, wzruszając ramionami. - Ragnuk nie żyje. To najważniejsze. Lauren przyglądała mi się z twarzą pełną różnych emocji. Nie wiedziałam, co czuje. Wydawało się, że dobrze rozumie, jak jestem poruszona - nie tylko spotkaniem z Ragnukiem. Przez chwilę zastanawiałam się, jak daleko sięga jej talent medium. - Zabierzemy sarkofag do mnie - zdecydował Nataniel. - Myślę, że tam będzie bezpieczny do naszego wyjazdu do Portoryko. - Nie wytropią cię? - zapytałam sceptycznym tonem. - Ragnuk przyszedł za nami do magazynu. - Gdyby viry Bastiana były gdzieś w pobliżu, już byśmy nie żyli, a oni mieliby Enshiego - odpowiedział. -Nie siedzieliby w ukryciu ani nie bawili w podchody. To, czego chcą, jest tutaj. Uznałam to za dobry powód, byśmy wynieśli się stamtąd jak najszybciej. - A zatem sarkofag nie powinien być tutaj.
Will przyznał mi rację skinieniem głowy. - Ruszajmy. Siedząc tutaj, popełniamy samobójstwo. Oboje z Willem pojechaliśmy moim samochodem za vanem. Milczeliśmy. Wreszcie van skręcił w cichą uliczkę, na której posesje stały daleko od siebie. Podjechaliśmy długim podjazdem między szpalerami drzew do pięknego domu z widokiem na jezioro. Nataniel otworzył drzwi garażu, w którym mogłyby się pomieścić trzy samochody, a Will pomógł mu wyładować sarkofag. - To twój dom, Natanielu? - zapytałam, podziwiając widok na jezioro. - Tak - odpowiedział, zamykając garaż. Przypomniałam sobie: Will wspominał, że też tu mieszka. Wyobraziłam go sobie, jak siedzi w pokoju i gra na gitarze. Wciąż mimowolnie zerkałam na niego i czułam przyjemne ciepło na wspomnienie naszego pocałunku. W którymś momencie aż ciężko mi było oddychać. - Mam nadzieję, że jest tu coś do jedzenia - rzekł Will, szczerząc zęby w uśmiechu. Lauren zaśmiała się i położyła mu dłoń na ramieniu. - Sprawdź w kuchni. Tylko nie opróżnij całej spiżarni! - zawołała za nim. - I w lodówce też coś zostaw. Proszę, nie każ mi biegać do spożywczego dwa razy w tygodniu. - Przypilnuję go - zaoferował się Nataniel i podążył za Willem. - Też tu mieszkasz? - zwróciłam się do Lauren, kiedy weszłyśmy do domu. - Nie, dbam tylko, żeby chłopaki odżywiały się dobrze. Ja mieszkam w pobliżu kampusu. Rodzice pomagają mi płacić czynsz, dopóki się uczę. -Jesteś zawodowym medium? Interpretujesz różne wydarzenia?
- Och, nie. - Roześmiała się. - Studiuję pielęgniarstwo. Pomyślałam, że będzie z niej kiedyś bardzo miła pielęgniarka. - Skąd znasz Nataniela? Uśmiechnęła się słodko. - Kosiarze nie lubią, kiedy ktoś ich widzi. Nataniel uratował mi życie. Dużo mu zawdzięczam, jest mi bardzo drogi. Zanim zdążyłam zapytać, co się stało, wzięła mnie za rękę i wprowadziła do kuchni, gdzie Will przygotowywał sobie kanapkę. Nataniel wypominał mu, że zniszczył kolejną koszulę. - Zaraz wrócę - rzekła Lauren. Gapiłam się, jak Will pochłania jedzenie. - Ty naprawdę byłeś głodny. Kiwnął głową, połykając kolejny ogromny kęs. -Jeszcze jak! Lauren wróciła z czystym podkoszulkiem w ręku. - Ubierz się w to - powiedziała. - Wyglądasz odrażająco. Will roześmiał się i wziął od niej koszulkę, nie odkładając kanapki. - Dzięki, Lauren. Patrzyła na niego z rękoma skrzyżowanymi na piersi. - Znaj moją dobroć. Już miałam przynieść ci różową. - To pewnie koszulka Nataniela. Ja nie mam różowych. - A skąd przypuszczenie, że j a noszę różowe? - oburzył się Nataniel. Lauren uniosła palec. - Zachowuj się. A ty skończ kanapkę. Will uśmiechnął się, mimo ust pełnych jedzenia, i wciągnął przez głowę koszulkę, po czym zabrał się do
szykowania kolejnej kanapki. Podeszłam, żeby mu pomóc, a kiedy nasze spojrzenia spotkały się, posłałam mu ciepły uśmiech. Delikatnie dotknął mojego ramienia i zsunął po nim dłoń. Czując, jak wzbiera we mnie fala gorąca, musiałam się powstrzymać, żeby nie przytulić się do niego. - Zostanę tu i popilnuję Enshiego i Lauren - rzekł Nataniel. - Jutro zarezerwuję bilety na samolot. Pewnie trzeba będzie wysłać sarkofag osobnym samolotem dostawczym. -Jasne - zgodziłam się. - Będziemy w kontakcie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz