sobota, 28 lipca 2012
#7
Lekcje minęły nie wiadomo kiedy. W piątki często tak było. Wszyscy, nie wyłączając nauczycieli i innych pracowników szkoły, chcieli wynieść się stąd jak najszybciej i rozpocząć weekend. Poprzedniego wieczoru zasnęłam, gdy tylko przyłożyłam głowę do poduszki, i oczywiście nawet nie zaczęłam wypracowania. Na szczęście rano żadne z rodziców nie zauważyło rys na zderzaku mojego samochodu. Wiedziałam, że prędzej czy później to się stanie. Za to Kate od razu zwróciła na nie uwagę. Podałam jej wersję Willa - powiedziałam, że ktoś stuknął mnie na parkingu - ale nie wyglądała na przekonaną. Będę musiała wykombinować, jak najtaniej naprawić szkody, tak by rodzice niczego nie zauważyli. Zaraz po lekcjach wróciłam do domu i wysmażyłam trzy z pięciu obowiązkowych stron eseju. Tamtego wieczoru założyłam skrzydlaty naszyjnik od Willa. Poczułam się bardzo dobrze, kiedy zawisł na mojej szyi - jakbym odzyskała utraconą piątą kończynę. Było to budujące uczucie, a naszyjnik był cudowny. Bardzo mi się podobał.
Spotkałam się z Kate i Landonem przed kinem, a niedługo potem dołączyli do nas Rachel i Chris. Kate od razu zauważyła naszyjnik. - Skąd go masz? - zapytała, przyglądając mu się z za-ciekawieniem. -Wygląda na starą rzecz. Prześliczny. - Tak, jest dość stary. - Nie chciałam jej mówić, że dostałam go od Willa. Ani że jest mój. - Ukradnę ci go - powiedziała Kate i ruszyła do wejścia. Uśmiechnęłam się i weszłam za nią. Na zewnątrz było chłodno, dlatego pomyślałam, że dobrze zrobiłam, wkładając na top bluzę z kapturem. Nie spodziewałam się już zbyt wielu ciepłych dni we wrześniu. Film okazał się całkiem dobry, z ciekawymi efektami specjalnymi, lecz ja nie mogłam się do końca skupić, dlatego nie sprawił mi aż tyle przyjemności co moim przyjaciołom. Kiedy wychodziliśmy z kina, prawie już zapomniałam, o czym był, podczas gdy oni rozprawiali o tym, jak zgrabnie jakiś bandzior dostał nożem i jak bohaterowi udało się uciec z płonącego pociągu. Chłopcy bardzo chwalili wątek miłosny. Ja myślałam tylko o spotkaniu z Willem i o wszystkich tych Bóg wie jakich horrorach, których jeszcze będę świadkiem. W którymś momencie zorientowałam się, że spoglądam na ciemne miejsca, jakbym spodziewała się, że coś stamtąd wyskoczy. Zastanawiałam się, czy minę na chodniku kogoś, kto może zostanie zabity przez kosiarza jeszcze tej samej nocy, a jego dusza powędruje do piekła, bez względu na to, jak dobre wiódł życie. Miałam zostać bohaterką, ale ilu ludzi nie uda mi się uratować? Przecież ja nawet frytek nie potrafię zjeść tak, żeby nie pobrudzić się keczupem. Jeśli więc nie umiem zadbać o własną bluzę, to jak mogę być odpowiedzialna za czyjeś życie?
- Eli, wszystko w porządku? - zapytała Kate, zniżając głos do szeptu. -Jesteś jakaś taka cicha i nieobecna. - Tak, ale nic mi nie jest. Muszę już iść. - Co? - zdziwiła się. - Znowu porzucasz nas tak wcześnie? Landon usłyszał naszą rozmowę i zrównawszy się ze mną, otoczył mnie ramieniem. - Nawet o tym nie myśl. Jest dopiero dziesiąta, a jutro urządzasz imprezkę. Musi być przedimprezka, a potem poimprezka. I imprezka dnia następnego. Zostań z nami. Esej może poczekać. Ja nawet jeszcze nie zacząłem. -Nie, nie chodzi o esej. — Nie chciałam ich okłamywać, ale całej prawdy też nie mogłam powiedzieć. Zdecydowałam się więc na półprawdę. - Umówiłam się z Willem. - Poczułam, jak ramię Landona drgnęło. Kate wybałuszyła oczy. - Masz na myśli tego dziwnego faceta z Cold Stone? Idziesz z nim na randkę? Uniosłam dłonie w obronnym geście, nie chcąc, żeby mnie źle zrozumieli. - Nie, nie, nie. Na żadną randkę. Po prostu się widujemy. - Kochana, jest piątkowy wieczór i jeśli się spotykacie, tylko ty i on, to mówimy o randce. Jest cholernie przystojny, tak więc baw się dobrze! - Kate puściła do mnie oko. - Tak, przystojniaczek - wtrąciła Rachel. - Daj znać, jak ci się znudzi. Chętnie go od ciebie przejmę. - Zaśmiała się i szczypnęła mnie lekko w bok. Odsunęłam się niezgrabnie. Landon spochmurniał i zabrał rękę z mojego barku. - Mówisz poważnie? Idziesz gdzieś z tym gościem? Nawet go nie znasz!
- Pewnie! Myślisz, że to dobry pomysł? - zapytał Chris. - Przecież on ma... ze dwadzieścia lat. -Jest w porządku - odpowiedziałam zaczepnym tonem. - Owszem, jest trochę dziwny, ale miły z niego gość. To co, że trochę starszy ode mnie. - Pomyślałam, że właściwie żadne z nas nie wiedziało, ile Will ma lat. - Dobra - rzuciła Kate i wzruszyła ramionami. -Opowiesz mi, jak było. - Nie mogę w to uwierzyć! - Landon odezwał się tak głośno, że ludzie aż się obejrzeli. Ruszył na parking energicznym krokiem. Przeczesałam dłonią włosy. - Bez przesady! Co z nim? Kate zaśmiała się w odpowiedzi. - Ellie, ślepa jesteś? On cię lubi. Spojrzałam na nią zaskoczona. - Słucham? - No jasne - wtrącił Chris, a wyraz jego twarzy mówił mi, że dobrze się bawi. - Myśleliśmy, że wiesz. Jeszcze tego mi było trzeba. Myślałam, że jego podwyższone zainteresowanie moją osobą ma... łagodniejsze podłoże, ale najwyraźniej się myliłam. Przypomniałam sobie róże i ten pocałunek w policzek. Byłam aż tak głupia? Landon to przystojny i miły gość, ale to... L a n d o n. Po prostu. No nie. Przyłożyłam dłoń do czoła. - Muszę już iść. - Na razie, Eli - powiedziała Rachel. - Uważaj na siebie - rzuciła Kate. - I zadzwoń do mnie, jakbyś potrzebowała wybawienia.
- To co, widzimy się z rana? W Somerset około jedenastej? Może zjemy lancz? - zaproponowałam. - Świetnie! - Uśmiechnęła się, a zaraz potem uśmiech zniknął z jej twarzy. Odwróciłam się i zobaczyłam go. -Will! Co tu robisz? Spojrzenie chłopaka powędrowało na chwilę do mojego naszyjnika, a wtedy jego oblicze rozjaśnił ciepły uśmiech. - Mieliśmy się spotkać, pamiętasz? -Jasne - odparłam, zerkając na przyjaciół. Pomachałam im na odchodne i ruszyłam do samo-chodu. - Nie wiedziałam, że zaskoczysz mnie pod samym kinem. - Mówiłaś, że możemy się spotkać zaraz po filmie, no to jestem. - Gdzie twój samochód? - zapytałam, kiedy już wsiedliśmy i zapięliśmy pasy. - Nie przyjechałem samochodem. „Pewnie taksówką" - pomyślałam. - Dokąd jedziemy? - Znalazłem dobre miejsce w Pontiacu - odpowiedział. - W Pontiacu? Taki kawał drogi? Dlaczego? - Wiedziałam, że nie jest to najbezpieczniejsze miejsce w nocy. Trochę się przestraszyłam. - Chcesz, żebym poprowadził? - Nie, to m ó j samochód - zaperzyłam się. -Wtakim razie nie narzekaj. Na drodze był duży ruch, dlatego pokonanie pięćdziesięciu sześciu kilometrów zajęło nam więcej czasu
niż zwykle. Will specjalnie się nie odzywał. To niezręczne milczenie trochę mnie zaniepokoiło. -Jesteś spięta - zauważył Will wpatrzony przed siebie. - Czuję się, jak ninja ze strzelbą na przednim siedzeniu dyliżansu. Pewnie, że jestem spięta. W kąciku jego ust przyczaił się uśmiech. - To gdzie mieszkasz? - zapytałam go, by jakoś zacząć rozmowę. - Nie martw się tym. Czekałam, aż powie coś więcej, ale milczał. - Chyba masz jakieś mieszkanie? Jak za nie płacisz? Masz pracę? - Nie martw się tym. - Po co te wszystkie tajemnice? - Zadajesz niewłaściwe pytania. - Zerknął na mnie i się uśmiechnął. Fuknęłam poirytowana. - Bo chyba gdzieś mieszkasz, co? - Tak, ale lokum jest potrzebne tylko do podstawowych rzeczy. - To znaczy? - Muszę gdzieś spać, wziąć prysznic i coś zjeść. Nie jestem robotem. Czułam, że trochę się we mnie gotuje. Najwyraźniej nie zamierzał odpowiedzieć wprost na moje pytanie, dlatego zmieniłam temat. - Dlaczego jesteś moim Stróżem? -Jestem dobry w walce. Tworzyliśmy niezły zespół. -1 wciąż tworzymy? - Mam nadzieję. Zadajesz mnóstwo pytań. Teraz moja osoba nie jest najważniejsza. Musimy skupić się na tobie: masz się obudzić i odzyskać moc.
- No cóż, byłoby miło, gdybym sobie wszystko przypomniała, skoro to wiem. - Brzmiało to tak tajemniczo. Trudno mi było uwierzyć, że mogę być częścią czegoś o wiele większego niż ja sama. Patrzyłam przed siebie na samochody mijające nas z przeciwnej strony. - Można? - zapytał Will. - Co? - Spojrzałam na niego. Jego dłoń spoczywała na pokrętle radia. -Jeszcze trochę pojedziemy - powiedział. - Aja nie lubię siedzieć w ciszy. -Jasne, włącz. Włączył radio i zmienił stację na rockową. Zadowolony rozparł się wygodnie. - Pink Floyd? - Nie byłam w stanie powstrzymać uśmiechu. - Miałem dużo czasu dla siebie, kiedy czekałem na twój powrót - wyznał. - Długo cię nie było. Dlatego musiałem się czymś zająć i odkryłem muzykę rockową. - Uśmiechnął się szeroko. - Całkiem dobrze radzę sobie z gitarą. Kiedyś zagram ci kilka kawałków Rolling Stonesów, jeśli dopisze ci szczęście. Zaśmiałam się. -Jeśli dopisze mi szczęście? Jego uśmiech cudownie się poszerzył. - O tak. Tylko jeśli dopisze ci szczęście. Kiedy wreszcie dotarliśmy do Pontiacu, Will pokierował mnie i znaleźliśmy się w mało ciekawej okolicy. Skręciliśmy w bardzo ciemną ulicę, bez latarni, gdzie jedynymi budynkami, jakie udało mi się zobaczyć, były zabite deskami stacja benzynowa i magazyn. Wydawały się nieczynne co najmniej od dwudziestu lat.
- Poważnie mam tu zaparkować? - zapytałam lekko zdenerwowana, rozglądając się na wszystkie strony. - Nikogo tu nie ma - uspokoił mnie Will. - Wjedź w tę alejkę. Jest na uboczu. Jeśli ktoś się napatoczy, to go usłyszę. Nie bój się. Znalazłem ten budynek w zeszłym tygodniu. Będzie idealny na treningi. - Dobrze, szefie. Wjechałam w alejkę tak wąską, że mój pyzaty sedanik ledwo się w niej zmieścił. Opony chrzęściły na kamieniach, śmieciach i bujnych chwastach, które zaczynały przypominać drzewa. Dojechałam do końca i wyłączyłam silnik. -1 co dalej? - Wchodzimy - odpowiedział z uśmiechem na twarzy. -Jeszcze się tam nabawię tężca - mruknęłam. - To nie tarzaj się po brudnej podłodze pełnej zardzewiałych gwoździ. Wtedy nic ci nie będzie. - Dupek z ciebie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz