czwartek, 5 lipca 2012

#16


Zanim sie zorientowałam, wypisali mnie ze szpitala.
Pewnie nie powinnam sie dziwic... To znaczy, e mnie wypuscili. Bo zrobili mi
wszystkie badania, jakie tylko kiedykolwiek wymyslono, i wszystkie wypadły dobrze.
A to były głównie testy sprawnosciowe. Powiedzmy sobie szczerze, e nigdy nie
wypadałam specjalnie dobrze w testach wytrzymałosci fizycznej. Nigdy nie błyszczałam na
wuefie. Zawsze byłam ostatnia osoba, która wybierano do dru yny w siatkówce czy
koszykówce. Kiedy grałysmy w softball, zawsze zajmowałam miejsce z brzegu pola, wiec
nawet gdyby piłka poleciała w moja strone, miałam mnóstwo miejsca, eby zejsc jej z drogi.
Wymyslałam rozmaite wymówki, eby wykrecic sie od gry w kregle, pływania, a nawet jazdy
na rolkach. Po prostu nigdy nie lubiłam wysilac sie fizycznie. Wolałam czytanie. Albo gry
wideo.
Wiec to chyba naturalne, e wyniki niektórych testów nawet innie sama zaskoczyły.
No bo kazali mi biegac na sztucznej bie ni przez całe dziesiec minut bez przerwy - a ja
mogłam to bez problemu zrobic... I to po miesiacu le enia w spiaczce! W dawnym ciele
padłabym po minucie czy dwóch, i to wolnego truchtu. Zaczełabym hiperwentylowac albo
nawet gorzej.
Ta Nikki Howard utrzymywała swoje ciało w rewelacyjnej kondycji. I w sumie
nietrudno było sie zorientowac, jak, skoro tuczace jedzenie zle jej robiło na oładek, a
wszystkie przetworzone produkty smakowały jej jak kreda; co mnie zmusiło do radykalnej
zmiany dawnej diety składajacej sie z chipsów i słodyczy na rzecz zdrowych posiłków,
których przedtem za adne skarby bym nie tkneła - na przykład ryb i warzyw - a które mój
nowy oładek lubił, a podniebienie uwa ało za przysmaki.
Wiem. To te mnie troche przygnebiało.
Rzecz w tym, e Nikki mogła biegac, a nawet skakac na skakance przez pół godziny
bez przerwy, zanim w ogóle zaczynała odczuwac meczenie.
Co wiecej, dla jej ciała wykonywanie tych cwiczen było wrecz przyjemne. Po raz
pierwszy zrozumiałam, co to znaczy euforia biegacza. Zrozumiałam, co to znaczy czuc sie
dobrze dlatego, e sie cos trenuje.
Szkoda, e musiałam znalezc sie w zupełnie nowym ciele, eby to odkryc.
Kiedy ju przeszłam wszystkie testy, doktor Holcombe podpisał mój wypis i
powiedział, e moge wracac do domu... Ale e, oczywiscie, bede musiała od czasu do czasu
przyje d ac na kolejne testy i badania okresowe.
Chocia przez wiekszosc pobytu w szpitalu byłam nieprzytomna, personel ustawił sie
rzadkiem, eby sie ze mna po egnac... Tyle e musiałam zjechac na dół słu bowa winda, bo
kiedy rzeczniczka prasowa Nikki, ta cała Kelly - która po mnie przyjechała, eby mnie
zawiezc na pierwsze zlecenie, to znaczy sesje zdjeciowa z udziałem samego Roberta Starka, i
pokazac swiatu, e Nikki Howard mimo amnezji ma sie swietnie, po prostu swietnie - wysłała
do prasy tamto oswiadczenie o amnezji, frontowy hol zaczał pekac w szwach od reporterów
niemogacych sie doczekac, a zrobia zdjecie Nikki wychodzacej ze szpitala.
Uscisnełam dłonie doktora Holcombe, doktor Higgins i całej reszty lekarzy,
pielegniarek i pielegniarzy, którzy sie mna zajmowali. Doktor Higgins nawet mnie usciskał,
przy okazji lekko tłamszac Cosabelle, a potem sie z tego smiejac.
Mnie nie było do smiechu, gdy stanełam przed mama i taty. Niespecjalnie dobrze
znosili to, e musza mnie wypuscic spod swoich skrzydeł, ale nie mieli w tej sprawie zbyt
wiele do powiedzenia, Wcisneli mi nowiusienka komórke marki Stark, z której miałam sie
meldowac trzy razy dziennie (i na która oni beda do mnie wydzwaniac co jakies piec minut,
sadzac po minie mojej mamy).
Nie tylko oni sie denerwowali. Nigdy nie mieszkałam poza domem - pomijajac to lato,
kiedy razem z Frida pracowałysmy jako opiekunki na letnim obozie. Próbowałam robic dobra
mine do złej gry, lecz w sumie byłam przera ona - i troche zła. Wiem, e nie mieli innego
wyjscia i tak dalej, ale...
Supermodelka? Zatrudniona przez Stark Enterprises?
Nie martwiłam sie, e bede tesknic za Frida. Ona i ja ju odbyłyby „prywatne piec
minut” po egnania w moim szpitalnym pokoju, kiedy pakowałam swoje rzeczy (niewiele ich
było, przyznaje).
- Bo e - powiedziała wtedy - w głowie mi sie nie miesci, e miałas do dyspozycji cała
szafe Nikki Howard, a wybrałas własnie to. Te skechersy sa wrecz ałosne. Gdybys je
zało yła do szkoły, chyba umarłabym ze wstydu.
- Daj spokój - rzuciłam, troche ura ona jej tonem - przecie nikt nie wie, e jestem z
toba w ogóle spokrewniona, wiec nie musisz sie przejmowac. Mo esz mi troche odpuscic?
Ju i tak mam dosc stresów, nie potrzebuje, ebys mi dokładała na temat mojego gustu co do
mody.
- Och, mów do mnie jeszcze - prychneła Frida. - e niby nie wiesz, jak dasz sobie rade
teraz, kiedy jestes taka piekna...
- Nie wiem - powiedziałam, zgrzytajac zebami - jak sobie poradze z tym, e moja
własna siostra startowała w eliminacjach na czirliderke.
- Ja nie tylko startowałam w eliminacjach - pochwaliła sie Frida. Dostałam sie do
dru yny.
Wytrzeszczyłam na nia oczy. Zapadam na miesiac w spiaczke, u w tym czasie moja
siostra staje sie ywym Trupem (chocia w przeciwienstwie do mnie, tylko metaforycznie)?
Zasymilowała sie całkowicie! Jeszcze jedna warstwa sztucznej opalenizny i bedzie po niej!
- Nie wierze ci - powiedziałam, unikajac patrzenia na nia. - Mówisz to tylko po to,
eby mi dokuczyc.
- Lepiej uwierz, Em - odparła Frida. - To, e ty nie cierpisz naszej szkoły i nie masz za
grosz szkolnego ducha, jeszcze nie znaczy, e ja mysle tak samo. I nie wyobra aj sobie, e
gdy sie tam pojawisz jako Nikki Howard, poło e uszy po sobie. Bo ju sie stało. Jestem w
dru ynie.
- Frida... - Nie wiedziałam, jak mam jej to wyjasnic... Zwłaszcza e mama ju tyle
razy próbowała, lecz najwyrazniej bezskutecznie.
Czirliding to... to cos niewłasciwego.
- Czirliding to sport, Em - odpaliła Frida. - Czy gdybym chciała grac w koszykówke,
te bys mi tak jezdziła po głowie?
- No có , nie - przyznałam. - Bo tam nie musisz ubierac sie w spódniczke i top z
amerykanskim dekoltem.
- Mam dla ciebie nowine. - Tak powa nej miny jeszcze u Fridy nie widziałam. -
Czirliding to cos, o czym marzyłam przez całe ycie. Naprawde miałam fart, e mi sie udało
dostac do dru yny, chocia to tylko dru yna juniorek, i nie pozwole, ebyscie z mama mi to
zepsuły. Wiem, e nie jestem szczupła i sliczna, jak inne dziewczyny ze składu... Wiem, e
przyjeli mnie dlatego, e dobrze ubezpieczam i moge podtrzymac swoja czesc piramidy. Nie
umiem zrobic salta w tył ani nawet przyzwoitej gwiazdy. Ale bede cie ko pracowała i w tym
roku doprowadze LAT do mistrzostw. A ty i mama po ałujecie, e krzywiłyscie sie na cos, co
daje tyle przyjemnosci tak wielu ludziom. A zwłaszcza mnie.
Gapiłam sie na nia bez słowa. A ona dorzuciła:
- I o ile sie nie myle, w paru reklamach, na które kontrakty podpisała Nikki Howard, a
którymi ty niedługo bedziesz sie musiała zajac, bedziesz ubrana znacznie bardziej skapo ni
w top z amerykanskim dekoltem... No i co? Pójdziesz tam i powiesz dyrektorowi
artystycznemu, jak seksistowskie sa jego reklamy? Wtedy po prostu zatrudnia na twoje
miejsce inna dziewczyne. Wiec lepiej sie opanuj.
Odwróciła sie na piecie i wymaszerowała z pokoju, mijajac w drzwiach mame i tate.
- Co ja ugryzło? - spytał tata.
Nie powiedziałam mu. Miałam na głowie wieksze zmartwienia ni humory Fridy -
która zreszta ostatnio pokazała, e umie sobie sama radzic. Ju za pare minut miałam
oficjalnie zaczac nowe ycie jako Nikki Howard na zewnatrz i Em Watts od wewnatrz.
Oczywiscie nie dostałam adnych sensownych rad, jak mam tego wszystkiego
dokonac. Doktor Holcombe i jego zespół byli naukowcami, nie terapeutami. Uratowali mi
ycie i na tym ich zadanie sie skonczyło.
Tak, miałam yc cudzym yciem. Ale co z tym yciem zrobie... to ju zale ało tylko
ode mnie. I od Stark Enterprises.
Mimo wszystko miałam nadzieje, e nie zepsuje tego i e moja rodzina nie ucierpi. Ja
sama te .
Teraz stojac przed mama, tata i Frida, nerwowo wycierałam spocone dłonie -
Cosabella swietnie sie nadawała do tego celu.
- No có - odezwałam sie niepewnie. - To przyjade, jak tylko bede miała wolny
wieczór.
Prawde mówiac, nie chciałam sie umawiac z rodzicami na aden konkretny dzien w
obecnosci pana Phillipsa, który stał tu obok i nas obserwował. Uznałam, e Stark Enterprises
wie ju wystarczajaco du o o moich prywatnych sprawach.
Ale mama sie nie połapała. Pewnie powinnam była po prostu im powiedziec o
komputerze Nikki, lecz oboje sa komputerowo niedorozwinieci do tego stopnia, e kon
trojanski kojarzy im sie wyłacznie z mitologia.
- W piatek, i bez adnych wymówek - powiedziała mama stanowczo, wspinajac sie na
palce, eby mnie cmoknac w policzek. Przedtem nie musiała stawac na palcach, eby mnie
pocałowac. - Pójdziemy do Peking Duck House na Mott Street. Zawsze lubiłas te restauracje.
Zerknełam w strone pana Phillipsa. Pisał cos na swoim blackberry. A dziwne, e nie
korzystał z osobistego organizera marki Stark.
- Byc mo e - odparłam. - Jeszcze zadzwonie. - Ale na pewno nie z tej komórki marki
Stark, o nie.
- To do piatku - rzekł tata i usciskał mnie tak mocno, e przyduszona Cosabella a
warkneła w ramach protestu. - Słyszałas, co powiedziała twoja matka.
- Zadzwon do nas, jak tylko dojedziesz - dodała mama, poprawiajac mi akiet. -
Szkoda, e nie masz jakiejs cieplejszej kurtki. Powinnam była cos ci przywiezc z domu.
- Mamo...
- Nikki na pewno ma jakies cieplejsze ubrania - powiedziała, macajac cienki akiet,
który zgarnełam z garderoby Nikki. - Obiecaj mi, e na jutro wybierzesz cos cieplejszego.
Mamo... - powtórzyłam.
Mamy listopad - ciagneła niezra ona. - Wez chocia mój szalik.
Owineła mi szyje tym swoim szalikiem.
- Mamo... - powiedziałam, kiedy zawiazała mi go tak scisle, e o mało mnie nie
udusiła. - Przecie ja tylko wsiadam do limuzyny, a potem z niej wysiadam. Nie potrzebuje...
- Nie zapomnij zadzwonic - przerwała mi i znów mnie usciskała. A potem nagle mnie
pusciła, jakby zmuszajac sie do tego wbrew własnej woli.
Gdy stanełam przed Frida, obie z Cosabella czułysmy sie ju mocno przyduszone.
- No to do zobaczenia jutro w szkole - powiedziałam, bo pan Phillips zdołał załatwic
dla mnie miejsce w Liceum Autorskim Tribeca i mogłam zaczac tam nauke, kiedy tylko
rozkład zajec zawodowych mi pozwoli. Miałam nadzieje, e to bedzie ju jutro.
Frida wzruszyła ramionami.
- Tak. A co mi tam - rzuciła. Poklepałysmy sie po plecach (chocia ona poklepała
mnie raczej w okolicach talii, bo teraz jest ode mnie o wiele ni sza), a potem odwróciłam sie,
prawie nic nie widzac przez łzy, które nagle pojawiły mi sie w oczach.
Wtedy rudowłosa kobieta w jasnozielonym kostiumie i z zestawem mikrofonu i
słuchawek na głowie wzieła mnie pod ramie i zaczeła prowadzic w strone windy.
- Tal, mamy ja - mówiła do mikrofonu. - Ju jedziemy Przewidywany czas dojazdu
pietnascie minut.
Weszłysmy do windy. Po chwili drzwi sie zamkneły, zasłaniajac moja łzawo
usmiechnieta rodzine. Jeden z ochroniarzy wcisnał guzik z napisem P i winda ruszyła.
Kobieta w zielonym kostiumie obróciła sie do mnie i powiedziała ze sztucznym usmiechem:
- Nikki, kochanie. - Pachniała drogimi perfumami. - Tak sie ciesze, e ju lepiej sie
czujesz. Strasznie sie o ciebie martwiłam! No tak, jasne, zapomniałam, e mnie nie pamietasz.
Kelly Foster - Fielding. - Wyciagneła reke i uscisneła moja dłon tak mocno, e myslałam, e
mi ja zmia d y. - Jestem twoja rzeczniczka prasowa.
Gapiłam sie na nia bez słowa. Czy ona naprawde o niczym nie wie, czy tylko udaje
przed ochroniarzami? W Stark Enterprises nie powiedzieli, e tak naprawde nie jestem Nikki
Howard?
Kelly wyciagneła ze swojej przepastnej torby na ramie blackberry i naciskajac
klawisze tak szybko, e jej kciuki sie zamieniły w rozmazana plame, ciagneła:
- Postaram sie dac ci w tym tygodniu troche luzu, ebys nie musiała od razu wracac do
zwykłej rutyny... I rozumiem z ta szkoła, na prawde... Ale jest pare spraw, których nie moge
przeło yc na pózniej. „Cosmo” chce cie miec na styczniowej okładce i nie przyjmuja
odmowy. Chca te napisac o tobie artykuł. Mówie ci, Nik, ta amnezja to istna kopalnia złota.
Niczego im nie obiecałam, bo mam te propozycje okładki i artykułu z „Vogue”, „Elle” i
„People”. No có , „People” mo emy sobie darowac, bo oni chyba uwa aja cie za
zwycie czynie Idola. Ale posłuchaj, to dopiero nowina: Larry King. Chwytasz? Ty i Larry
wymieniacie ploteczki. Próbuje przeło yc go na pózniej, a taktycznie bedziesz miała o czym
z nim pogadac. Inaczej to kompletna strata czasu. No i dostałam oferty od trzech wydawców
na kontrakt na ksia ke... Taka szczera spowiedz, historia o tym, jak poradziłas sobie z
chwilowa utrata to samosci... Nie przejmuj sie, wynajma murzyna, ty masz im tylko
dostarczyc zdjecia na okładke...
Drzwi windy rozsuneły sie i Kelly, znów biorac mnie pod ramie, ruszyła w strone
czarnej jak smoła długiej limuzyny. Chocia eskortowali nas pracownicy ochrony, ledwie
przeszłysmy pare kroków, z cienia wyskoczyli paparazzi i zaczeli mi robic zdjecia. Podtykali
te swoje teleskopowe obiektywy tak blisko, e mogliby mi wybic oko, gdyby ochroniarze nie
powiedzieli:
- Dobra, panowie, dajcie paniom przejsc. - Po czym zepchneli fotografów z drogi i
wsadzili nas do czekajacego samochodu.
Kiedy drzwi limuzyny zatrzasneły sie za nami i samochód ruszył, Kelly zaczeła
mówic dalej, zupełnie jakby nam nie przerwano:
- W ka dym razie to wszystko bardzo dobre wiadomosci. Jesli uda sie zgrac termin
wydania ksia ki z terminem wejscia na rynek lej nowej linii ubran i kosmetyków -
dziewczyno, takiej reklamy nie kupiłabys za adne pieniadze! A to oni beda płacic nam! Aha,
i oczywiscie chca ciebie tam gdzie zwykle: poranne pokazy, Ellen i Oprah, „The View” i tak
dalej. Wszystkim ka e czekac, jak długo sie da, ale bedziesz musiała na cos sie zdecydowac...
Osunełam sie na siedzenie naprzeciwko niej, kompletnie oszołomiona tym incydentem
sprzed chwili. Cosabella przywarła do mnie, a jej małe serduszko biło jak oszalałe. Nie
wiedziałam, co zaszokowało mnie najbardziej - paparazzi, to co własnie powiedziała Kelly
czy mo e to, e naprzeciwko mnie siedział Brandon Stark. Wygladał, jakby sie dasał, o ile
mogłam to ocenic po wyrazie jego twarzy.
- Czesc - odezwałam sie na próbe.
Odwrócił wzrok. Kelly trajkotała dalej jak karabin maszynowy. Ledwie za nia
nada ałam. Była miedzy trzydziestka a czterdziestka i chyba nigdy nie widziałam bardziej
zadbanej kobiety. Miała staranny makija , jasnorude włosy ostrzy one na pazia i uło one tak
idealnie, e aden kosmyk nie odstawał chocby o milimetr, w jej czarnych matowych
rajstopach nie było ani jednej zadry, a obcasy skórzanych czółenek musiały miec co najmniej
dziesiec centymetrów. Nie miałam pojecia, jak w nich chodzi, a co dopiero, jak zdołała
uciekac w nich przed fotoreporterami.
- Oprah to raczej nie jest twój target - ciagneła. - Ale nie szkodzi. Skoro Nemcova była
u niej po tej całej aferze z tsunami, ty te mo esz wpasc. Zreszta to i tak nie ma znaczenia, bo
- siedzisz mocno? - dzwonili ze „Sports Illustrated”.
- To swietnie - powiedziałam bez: entuzjazmu. Ta cała praca modelki mogła sie
okazac nieco trudniejsza, ni sobie wyobra ałam.
- Nikki! - Kelly zrobiła taka mine, jakby chciała we mnie rzucic swoim blackberry -
Co z toba?! Przecie od dwóch lat chodzisz za mna, ebym ci załatwiła „SI”. No i wreszcie
zadzwonili. Chca cie. Do nastepnego numeru z kostiumami kapielowymi. Nie umierasz z
wra enia?
Przy ostatnich słowach szturchneła mnie w ramie. Zgarbiłam sie na siedzeniu, bo tak
w sumie miałam ochote powiedziec: Owszem, umieram. A własciwie ju umarłam.
Zamiast tego powiedziałam:
- Super. Dzieki.
Kelly przygladała mi sie dłu sza chwile, a potem odparła:
- Mogłabys sie zdobyc na troche wiecej entuzjazmu, chocia by ze wzgledu na mnie.
Przecie to „SI”, kochanie. Jest szansa, e trafisz na okładke. Na pewno trafisz. Czuje to w
kosciach... Brandon, nie pij wiecej red bulla, ju i tak jestes nabuzowany.
Brandon zatrzasnał drzwiczki samochodowej lodówki i osunał sie na siedzenie z
obra ona mina.
- No to jak? - Kelly patrzyła na mnie wyczekujaco. - Cieszysz sie?
- Bardzo sie ciesze - powiedziałam, choc prawde mówiac, czułam tylko coraz wiekszy
strach. - Wiec bede musiała pozowac w kostiumie kapielowym?
- W kostiumie kapielowym? - prychneła Kelly. - Bo e, ty na prawde masz amnezje.
To sie teraz nazywa bikini. Zapamietasz? I... mój Bo e, co ty zrobiłas z paznokciami?
Złapała mnie za rece i z przera eniem wpatrywała sie w moje paznokcie - czy raczej w
paznokcie Nikki Howard - które obgryzłam niemal do krwi.
- Chyba... chyba je troche obgryzałam - powiedziałam niesmiało.
- Troche? - Zanim sie zorientowałam, Kelly pusciła moje rece i znów zało yła zestaw
ze słuchawkami. - Tak, Doreen? Czesc, tu Kelly. Musimy natychmiast miec nowe tipsy. Tak,
wiem, e nie ma nu to czasu, ale co mam zrobic, dopiero w tej chwili zauwa yłam. Okropne.
Nie, nigdy wczesniej nie miała takiego problemu, ale teraz mamy zupełnie nowa sytuacje.
Nigdy bys nie uwierzyła... Swietnie. No to na razie, skarbie.
Rozłaczyła sie, a potem rzuciła mi spojrzenie pełne dezaprobaty.
- No wiesz, Nik - powiedziała, krecac głowa. - Tylko sobie szkodzisz.
Nie wiem czemu, ale oczy zaszły mi łzami. Te cos! Płakac przez paznokcie...
- Przepraszam - powiedziałam. - Naprawde mi przykro. Ale myslałam, e jade na
jakas sesje zdjeciowa. Co maja z tym wspólnego moje paznokcie?
- Masz wziac udział w sesji zdjeciowej z panem Starkiem - rzuciła Kelly ostro. - Do
artykułu, który pisze o nim „Vanity Fair”. Jestes nowa twarza Starka - młodej, dynamicznej
firmy - wiec to oczywiste, e chce cie miec na zdjeciach. Ciebie i Brandona.
Na widok moich łez Brandon nadasał sie jeszcze bardziej, o ile to w ogóle mo liwe.
W głowie mi sie nie miesciło, e płacze. Naprawde. Bo przecie ja nigdy nie płacze.
No chyba, e z wa nego powodu, na przykład dlatego, e Christopher mysli, e umarłam.
Przez cały czas, odkad to sie stało, jeszcze ani razu nie płakałam... Ani nad utrata
dawnego ciała, ani nad utrata dawnego ycia, ani nawet nad tym, e ju nie jestem dawna
soba.
Bo do tej pory nie miałam wra enia, e nie jestem dawna soba.
Ale wystarczyło, eby wydarła sie na mnie jakas rzeczniczka prasowa, i zrozumiałam,
do jakiego stopnia przestałam soba byc.
Oczywiscie nie chodziło o paznokcie, tylko o to, co sie stało tu przedtem. O to, e
musiałam sie rozstac z rodzicami i e przed po egnaniem z siostra własciwie sie z nia
pokłóciłam (dlaczego nie mogłam jej wesprzec w ambicjach Czirliderki? Mo e czirliding to i
rzeczywiscie sport. Na olimpiadzie jest przecie gimnastyka), a potem wyszłam ze szpitala i
zostałam osaczona przez fotografów wywrzaskujacych cudze imie, ale celujacych swoimi
obiektywami we innie, i wsiadłam do limuzyny z facetem, który wrednie sie do mnie odnosił,
i jakas rzeczniczka prasowa, której sie wydawało, e wszystko robie i mówie nie tak...
Ta sesja zdjeciowa to bedzie katastrofa. Z góry to mogłam przewidziec.
- Nie poradze sobie - powiedziałam, usiłujac zdusic łzy. Nawet gdybym nie próbowała
udawac Nikki Howard, było jasne, e mi sie nie uda.
Bo przecie na pewno nie dam sobie rady z tym, czego oczekiwała ode mnie Kelly.
Nagle przypomniałam sobie cos naprawiła wa nego. To, jak Lulu spytała, czy wiem, co to
znaczy czub Manolo, a do mnie dotarło, e nie wiem. Nie miałam zielonego pojecia. Praca
modelki jest łatwa? Jak mogłam byc taka arogancka? Dlaczego nie czytałam uwa niej tych
„CosmoGIRL!” Fridy?
- Ja... ja nie pamietam, jak to sie robi! - jeknełam.
- To lepiej sobie przypomnij - odparła Kelly - bo od tego zale y twoja przyszłosc. Nie
wspominajac ju o mojej... i trzydziestu makija ystów, stylistów, dyrektorów artystycznych,
fotografów, techników oswietleniowych i osobistych asystentek, którzy czekaja tam na ciebie.
Ludzi z cateringu pomijam. Przez ostatni miesiac bylismy cierpliwi, no bo musiałas przez to
przejsc, ale najwy szy czas wracac do pracy. Brandon, mówiłam ci, ebys zostawił tego red
bulla. Wiesz jak to na ciebie działa.
- Jestesmy na miejscu - powiedział Brandon. - I mamy towarzystwo.
Kelly wyjrzała przez okno, zakleła i właczyła swój zestaw mikrofonu i słuchawek
Starka.
- Rico? - warkneła. - Daj ochrone przy Madison. Znów mamy demonstrantów.
Nie miałam pojecia, o czym oni mówia, i prawde powiedziawszy, było mi to obojetne.
Nadal usiłowałam przetrawic to, co przed chwila usłyszałam od Kelly. Nie zdawałam sobie
sprawy, e byt a tak wielu osób zale y od Nikki Howard. Wiedziałam, e dla Stark
Enterprises to wa ne, eby nadal była Twarza Starka, ale nie wiedziałam, co sie z tym wia e.
A do teraz.
Dwa miliony dolarów - tyle zapłacili za przeszczep mojego mózgu do ciała Nikki
Howard. Zaczynałam myslec, e całkiem tanio im to wypadło...
- No ruszaj sie! Szybciej! - I Kelly wypchneła mnie z limuzyny...
...prosto w ramiona ochroniarza, który próbował mnie zasłonic przed horda
protestujacych zebranych przed wejsciem do pote nego drapacza chmur na Madison Avenue,
gdzie własnie sie zatrzymalismy.
- To ona! - usłyszałam krzyk.
Sekunde pózniej ktos złapał mnie za ramiona, szarpnał i obrócił. Stałam naprzeciwko
kobiety, która trzymała transparent z napisem „Stark Enterprises zabija!”
- To Nikki Howard! - Kobieta w wojskowych bojówkach i berecie dmuchneła w
gwizdek i pozostali demonstranci obrócili sie w moja strone. A kiedy tylko mnie zobaczyli,
ich twarze wykrzywiły sie złoscia.
- Jak usprawiedliwisz to, e jestes twarza korporacji, która pozbawia pracy włascicieli
małych lokalnych firm? - wrzasnał do mnie jakis facet w kombinezonie. A kobieta pchajaca
dziecinny wózek krzykneła:
- To przez ciebie w Ameryce zle sie dzieje!
Pomyslałam, e to troche niesprawiedliwe, bo przecie nie jestem osoba, za która
mnie biora.
Ale nie miałam okazji im o tym powiedziec, bo postawny ochroniarz zasłonił mnie
przed rekami, które sie wyciagały w moja strone, próbujac mnie złapac, i przebijał sie przez
tłum, a schronilismy sie za obrotowymi drzwiami w wielkim marmurowym holu. Kilka
sekund pózniej dołaczyli do nas Brandon Stark i Kelly Foster - Fielding.
- Dobry Bo e - jekneła Kelly, otrzasajac sie jak kot, którego pogłaskano pod włos. -
Robia sie coraz gorsi.
- Miło pania widziec, panno Howard - powiedział postawny ochroniarz, który osłonił
mnie przed gniewem protestujacych. - Dawno pani nie było.
Usmiechnełam sie do niego z wysiłkiem.
- D - dziekuje ci...
- Martin - przedstawił sie, ukazujac zeby w usmiechu. - Naprawde straciła pani
pamiec, tak jak mówili w telewizji!
Ju miałam go zapewnic, e faktycznie tak sie stało, ale Kelly złapała mnie za ramie.
- Dosc cwierkania - powiedziała. - Ju i tak mamy opóznienie, Idziemy.
I zaciagneła mnie do windy, a do mnie dotarło, e za chwile po znam samego Roberta
Starka.
Co mnie cieszyło. Bo miałam mu pare słów do powiedzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz