piątek, 6 lipca 2012

#17


Felix nie tracił czasu. Odwrócił się i ruszył do komputerowego fotela w centrum zestawu przedpotopowych monitorów. - A jej hasło - powiedziałam, przypominając sobie, jak pal­ce doktor Higgins śmigały po klawiaturze - to „panna kitty", bez spacji, małe litery.
-  Cudnie - mruknął Felix5 stukając w klawiaturę.
-:     Steven podszedł kilka kroków, żeby widzieć, co się pokazu­je na monitorach.
-  Co to wszystko ma wspólnego z moją zaginioną matką?
-  Coś za coś - odparłam. - Musiałam to zrobić, żeby zaczęli jej szukać.    
-  A dla nas dane słowo jest święte - powiedział Felix, -Patrz i podziwiaj. - Sięgnął po plik kartek, wypluwanych właś­nie przez jedną z drukarek, i pomachał nim w powietrzu. - Ostat­nie znane miejsca pobytu Dolores Howard, alias Dee Dee, alias twoja mama.
Steven porwał kartki z ręki Feliksa. Christopher podszedł, by obserwować kuzyna, który całkowicie stracił zainteresowa­nie nami i wklepał podane przeze mnie informacje.
-  Zadziałało? - zapytał Christopher. - Weszliśmy?
-  O tak - odparł zachwalany Felix. - Weszliśmy.   - Zaraz. - Steven patrzył na kartki, przekładając jedną po drugiej. - Tu nie jest napisane, gdzie jest moja matka. To tylko informacja, że od kiedy zniknęła, jej numer ubezpieczenia spo­łecznego nie został użyty przy rejestracji na żadnej nowej po­sadzie, przy wydawaniu kart kredytowych czy wynajmowaniu
mieszkań.
-  Zgadza się, kolego. - Palce Feliksa fruwały po klawi­szach, a na kolejnych monitorach błyskały informacje, które mnie wydawały się dziwaczną plątaniną cyfr i niezrozumiałych danych.
-  Christopherze. - Poczułam, jak krew ścina mi się w ży­łach. - Powiedziałeś, że Felix potrafi ją znaleźć.
-  Jeśli nie jest martwa. - Christopher nawet nie raczył na mnie spojrzeć. Wskazał jeden z monitorów i powiedział do ku­zyna:  
-  Popatrz na to.
-  Wiem - odparł Felix.
Lulu przeszła przez piwnicę, stukając szpilkami po cemen­towej podłodze, i stanęła bliziutko przy Stevenie. Sięgnęła po jego dłoń, tę, która nie trzymała wydruku. Nie powiedziała nic. Uścisnęła tylko jego rękę.
Chyba tego nie zauważył.
-  Uważasz, że jego mama nie żyje? ~ zapytałam gniewnie. Nie chciałam, żeby to zabrzmiało tak szorstko, ale byłam wściek­ła. Nie tyle na Feliksa, bo mimo całego swojego geniuszu był dzieckiem, które uważało się za gangstera i nie umiało zachować się inaczej. Ale Christopher? Wiedziałam, że potrafi być inny - powinien bardziej się przejąć uczuciami Stevena.
Ale cała jego uwaga była skupiona na tej głupiej zbieraninie monitorów. Z pewnością nie mógł się doczekać, żeby rozpocząć swoje diaboliczne dzieło unicestwiania Stark Enterprises i po­mszczenia śmierci Em Watts... Dziewczyny, której w życiu na­wet nie pocałował, kiedy normalnie, legalnie żyła.
Ale mógł chociaż na nas spojrzeć. Mógł przynajmniej po­wiedzieć, że mu przykro. Temu chłopakowi umarła matka!
-  Co? - Christopher widocznie wyczuł moje wściekłe spoj­rzenie, bo obejrzał się przez ramię. - O czym ty mówisz?
Felix też na nas spojrzał.
-  Nie żyje? - powtórzył. - Wcale tak nie uważam. Czy ja powiedziałem, że nie żyje? Nie. Nie znalazłem niezidentyfi­kowanych ciał pasujących do wieku, rysopisu i danych denty­stycznych Dee Dee Howard w żadnej z baz danych, do których się włamałem... A włamałem się do wszystkich. - Felix wzru­szył ramionami, odwrócił się z powrotem do jednej z klawiatur i znów zaczął pisać z prędkością światła. - Jest możliwe, oczy­wiście, że ktoś ją dziabnął i wrzucił do jakiegoś jeziora. Topielcy zwykle wyskakują na powierzchnię dopiero na wiosnę, kiedy podnosi się temperatura i bakterie w ciele zaczynają produko­wać gazy...
- Prr, stary - przyhamował go Christopher, dźgając palcem
W ramię. -To nie jest fajne.
Felix pokręcił głową. ..   - Sorki. Wiemy, że tak się nie stało.    Zagapiłam się na niego, niepewna, czy mogę odczuwać ulgę.
-  Wiemy?
-  Tak - odparł Felix. - Zerknij na stronę czwartą,     ' -Steven szybko przerzucił kartki i odszukał odpowiednią
stronę.
-  To są dane bankowe mamy - powiedział z lekkim niedo­wierzaniem.-Jak to...?                    
Ale Felix mu przerwał, nim Steven zdążył dokończyć py­tanie.
-  Spójrz na wypłatę, której dokonała krótko przed kilkoma ostatnimi rozmowami z komórki.
-   Są tu jej billingi telefoniczne? Jak... - Głos Stevena uwiązł w gardle. Oczy otwierały mu się coraz szerzej, gdy czytał dane na kartce. W końcu spojrzał na Feliksa i zapytał osłupiały: - Dziewięć tysięcy dolarów? Wyciągnęła dziewięć tysięcy dola­rów z konta oszczędnościowego, zanim zniknęła? I policja nie raczyła mi o tym wspomnieć?
Ale Felix już się odwrócił do swoich komputerów.
-  Jeśli nie ma oznak przestępstwa - powiedział Christopher, równie pochłonięty danymi na monitorze jak jego kuzyn - nie ma powodu, żeby gliny bawiły się w dokładniejsze śledztwo księgowe, nawet jeśli mają dość ludzi. A zwykle nie mają.
-  A taka duża wypłata gotówki - dodał Felix - to dość typo­we posunięcie dla kogoś, kto zamierza się ukrywać. Jeśli chcesz zniknąć z powierzchni ziemi, nie możesz machać w sklepach Visą i korzystać z bankomatów. Znaleźliby cię w sekundę. Nie wiem, przed kim twoja mama ucieka, ale nie chce, żeby ją na­mierzyli. Za wszystko płaci gotówką.
Steven spojrzał na kartki.
-  Na litość boską, mama jest właścicielką salonu piękności dla psów. Nigdy w życiu nie miała problemów z policją ani na wet ze skarbówką. Przed kim miałaby uciekać?
-  Przed Starkiem - odparł Christopher. Powiedział to słowo tak grobowym tonem, jakim ktoś inny wypowiedziałby słowo „śmierć".
-  Przed Starkiem? - Steven spojrzał na niego z powątpie­waniem. -Ale dlaczego?
-  Daj nam dwadzieścia cztery godziny. - Christopher wska­zał ruchem głowy komputerowy miszmasz przed sobą. - Do­wiemy się.
-  I zgnieciemy ich na miazgę! - wykrzyknął Felix, wydając dziki okrzyk, jak dzieciak na wyjątkowo stromym zjeździe ko­lejki górskiej.
Tylko że to nie była kolejka górska. Wątpiłam, czy Felix kie­dykolwiek siedział w prawdziwej kolejce. Po prostu nie wyglą­dał na takiego, który mógłby to lubić.
Uniósł lewą rękę tak, żeby Christopher przybił mu piątkę. Christopher go zignorował, więc Felix z głupią miną opuścił dłoń.
-  Więc o to tu chodzi - powiedział Steven. Nie wyglądał na zadowolonego. Był raczej zdegustowany. - Chcecie włamać się do ich systemu i zgnieść na miazgę Stark Enterprises? - Spojrzał na mnie. - Wiedziałaś o tym?
-   Sami to zaproponowali - odparłam. O co znów miał do mnie pretensję? Przecież mu pomagałam. Czy nie o to mu cho­dziło? - W zamian za informacje o twojej mamie miałam im podać login i hasło jakiegoś pracownika Starka.
-  Świetnie - powiedział Steven. Spojrzał na kartki, które nadal trzymał w dłoni. - I wciąż nie mamy bladego pojęcia, gdzie się podziewa moja mama. - Spojrzał na Christophera i Feliksa. - Skąd mogą mieć pewność, że ona w ogóle żyje? Ktoś mógł jej przystawić pistolet do głowy i kazać wyciągnąć te dzie­więć kawałków, a potem rzucić jej ciało na dno jeziora. Tak jak powiedział ten mały.
-  Nie - odparłam łagodnie. - Powiedziałeś, że zabrała ze sobą psy. Gdyby ktoś ją porwał, zostawiłaby psy. Christopher ma rację. Ona się ukrywa. Spojrzałam na Christophera i Feliksa, którzy w ogóle prze­stali zwracać na nas uwagę, tak byli pochłonięci swoim dziełem zniszczenia i - przynajmniej w przypadku Christophera - ze­msty. Przestaliśmy dla ich istnieć. Może nigdy nie istnieliśmy. Obchodziło ich tylko to, co mogli od nas wydobyć.
-  Chodźmy stąd - powiedziałam.
Ruszyliśmy w stronę schodów, żeby zobaczyć, jak na gór­nym stopniu pojawia się para starkowskiej podróbki Uggsów. Po sekundzie rozległ się głos cioci Jackie, schodzącej na dół:
-  Juhuu! Mam dla was ciasteczka! Prosto z piekarnika! I zobaczcie, kogo znalazłam pod drzwiami. Waszą młodszą ko­leżankę. Powiedziała, że uciekliście tak szybko, że nie zdążyła się z wami zabrać.
Tuż za ciocią Jackie, z tacą pełną kubków parującego kakao, szła moja młodsza siostra Frida.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz