niedziela, 29 lipca 2012

31


Mój oddech stał się płytki i krótki. Przeraźliwe krzyki nasilały się i pomnażały, wypełniając mi głowę. Usłyszałam śmiech, wysoki i melodyjny, jakbym słuchała klauna. Stałam oszołomiona. Przywarłam do pleców Willa, czując, że nogi uginają się pode mną. - Ellie - powiedział dobitnie, odwracając się do mnie. - Słyszysz mnie? Musimy przywołać broń i walczyć. Nie dopłynęliśmy jeszcze do rowu! Wpatrywałam się w milczeniu w oślepiający blask świateł statku, w którym odbijała się mgiełka podnosząca się z wody wraz z nastaniem nocy. Dalej była ciemność i kolejne krzyki. Usłyszałam trzaski wystrzałów i zobaczyłam po drugiej stronie kajuty białe błyski podobne do wybuchów petard. Will skoczył przede mnie i chwycił mnie za ramiona; jego zielone oczy znów się rozjarzyły. - Otrząśnij się z tego, Ellie! Jeśli zostaniesz tutaj, to umrzesz, podobnie jak inni. Nie możesz pozwolić, by wszyscy zginęli!
- Potrzebuję moich mieczy - powiedziałam słabym głosem. - No, zuch dziewczyna! - ucieszył się Will i dotknął mojego policzka. Przywołałam kopesze. Ich klingi błysnęły w słabym świetle. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy. Wierzyłam w siebie. Wierzyłam w swoją moc. Pochyleni nisko przemknęliśmy się do kajuty. Will wyjął z worka marynarskiego futerał z bronią i otworzył go. Miał w nim dwa pistolety, śrutówkę i mnóstwo amunicji. -Jeszcze nigdy nie strzelałam - powiedziałam niepewnie. - Nie martw się - uspokoił mnie. - To nie dla ciebie. - Naładował pistolety i wsadził je sobie za spodnie, a strzelbę wziął do ręki. - Bronią nie zabijesz kosiarza - zauważyłam. - Trzeba wpakować mu w głowę dużo kulek. Zamieni się w kamień, gdy go zabijesz. Kiwnęłam głową, dając znak, że zrozumiałam. - Gdzie jest Nataniel? - zapytałam już bardziej opanowanym głosem. Will tylko pokręcił głową. - Nie mam pojęcia. Pewnie walczy. Potrzebuje broni. Jesteś ze mną? Odpowiedziałam skinieniem głowy. - Potrzebuję cię, Ellie. -Jestem z tobą. Jeszcze przez kilka bolesnych chwil przyglądał mi się z zaciętym wyrazem twarzy. - Chodźmy. Giną ludzie. Podążyłam za nim na głównym pokład. Wszędzie rozbrzmiewały przenikliwe chaotyczne krzyki. Pierw-
szym, co zobaczyłam, był Nataniel odwrócony do mnie plecami, a nad nim Ivar. Rozłożyła szeroko ogromne skrzydła, a jej blade oczy świeciły głęboko w czaszce niczym dwa księżyce w pełni. Jej moc kłębiła się wokół, szarpiąc jej popielate włosy. Grzbietem dłoni uderzyła Nataniela w twarz, aż padł na deski pokładu. - Natanielu! - krzyknęłam i rzuciłam mu strzelbę. Chwycił broń, obrócił się, załadował i wystrzelił prosto w pierś Ivar, która cofnęła się o kilka kroków. Po chwili wyprostowała się i spojrzała na dziurę w swojej klatce piersiowej. Potem znowu skierowała spojrzenie na niego, szczerząc kły. Rana szybko się zasklepiła. - Zniszczyłeś mi sukienkę - syknęła i ruszyła ku Na-tanielowi. Przeładował broń i strzelił w jej głowę, lecz zdążyła się uchylić i pocisk wybił dziurę w jej barku. Zatoczyła się, lecz wciąż szła do niego. Usłyszałam nad sobą jakiś głuchy stukot, a gdy podniosłam wzrok, ujrzałam twarz Geira, wyszczerzoną w uśmiechu pełnym rekinich zębów. Spoglądał znad dachu kajuty. Jego rozłożone skrzydła tworzyły nade mną baldachim. Po chwili zeskoczył na pokład i wylądował między mną a Willem. - Myślałaś, że możesz uciec, co, Preliatorze? - zapytał, oblizując wargi niczym wygłodniały diabeł. Jego usta rozciągnęły się w uśmiechu szerzej, niż wydawało się to możliwe. Poczuwszy wzbierającą we mnie falę wściekłości, z mieczami przed sobą ruszyłam na niego, lecz on zniknął. Coś uderzyło mnie w plecy i upadłam na pokład. Odwróciłam się i zobaczyłam, jak dłonie Geira znowu zmieniają się w szpony. Chwycił mnie za gardło, a dru-
gą ręką wytrącił mi miecze, po czym błyskawicznym ruchem uniósł mnie nad głowę i przycisnął do ściany kajuty. Trzymał mnie trochę nad pokładem, a jego szpo-niasty uścisk zaciskał się na mojej szyi. Po chwili przycisnął mnie do ściany jeszcze mocniej, tak że z trudem oddychałam. - Gdzie jest Enshi? - warknął. Nie doczekawszy się odpowiedzi, pchnął mnie na ścianę, aż jęknął metal. Krzyknęłam z bólu, który przeszył całe moje ciało. - Gdzie jest sarkofag? - krzyknął mi w twarz, a jego oczy rozgorzały żółtym ogniem. Rozwścieczony rzucił mną. Opadłam ciężko na podłogę i osunęłam się po burcie. Zakończona szponami dłoń Geira zacisnęła się na kostce mojej nogi. Przyciągnął mnie do siebie i obrócił na plecy. Przykucnął nade mną i jedną ręką przytrzymawszy moje dłonie nad głową, wpił mi w gardło i w policzek szpony drugiej ręki. Jeden z marynarzy zamachnął się na Geira stalowym prętem, lecz kosiarz szponem rozorał biedakowi pierś. - Tak jak mówiłem - rzekł potwór, muskając bladym jęzorem czubki ostrych zębów. - Nawet jeśli będziemy musieli rozebrać tę puszkę śrubka po śrubce, to i tak zabijemy wszystkich. W tym momencie wyrwałam jedną rękę i wymierzyłam mu cios w twarz. Geir puścił mnie i zgiął się wpół, złorzecząc pod nosem. Udało mi się spod niego wywinąć, lecz czyjaś dłoń chwyciła mnie za włosy i odciągnęła moją głowę do tyłu. Ujrzałam nad sobą upiornie piękną twarz Ivar. - Mam cię już dość - warknęła. Morska bryza szarpała mocno jej włosy.
Poczułam, jak wzbiera we mnie strach, który przeradza się we wściekłość, i wyprowadziłam cios pięścią. Ona jednak chwyciła mnie za gardło i przerzuciwszy sobie przez głowę, cisnęła mną o komin jak szmacianą lalkę. Wygięty metal jęknął pode mną, a ja osunęłam się bezwładnie głową w dół. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że Ivar rozłożyła skrzydła i wyciągnęła przed siebie ręce, gotowa do kolejnego ataku. Jednocześnie kątem oka dostrzegłam jeden z moich mieczy leżący między nami. Skoczyłam po niego i zacisnąwszy obie dłonie na rękojeści, wyprowadziłam wysokie cięcie. Ivar syknęła i zrobiła unik w lewo, lecz moja klinga przecięła jej skrzydło. Krzyknęła i runęła w dół prosto na reling. Zdążyłam wstać, kiedy się pozbierała, i zadałam cios znad głowy, lecz ona zablokowała oba moje nadgarstki. Stałyśmy tak obie, targane brutalną siłą. Ivar warczała niczym zwierzę, obnażając trupio sine usta i błyskając wężowymi zębami. Skrzydła miała rozłożone, a ja, patrząc na nie, zaklęłam, gdyż widziałam, jak rozcięcie na jednym z nich szybko się zabliźnia. Jej moc buchnęła mi w twarz i gwałtownie odrzuciła. Upadłam boleśnie na metalowy pokład. - Ellie! - zawołał Will. Walczył z Geirem, a ja w całej tej zawierusze zupełnie o nich zapomniałam. - Gdzie jest Nataniel? - krzyknęłam, wstając. Strach o jego życie kazał mi zapomnieć o bólu, jaki przenikał moje plecy. Zbyt duże blade oczy Ivar wypełniły się białym żarem, aż jej źrenice niemal zniknęły, a na jej usta wypełzł okrutny uśmiech. - O niego już nie musisz się martwić - powiedziała, podchodząc do nas z rozpostartymi szeroko skrzydłami,
które zasłaniały światło. Podmuch wiatru i powietrza poruszonego skrzydłami szarpnął rąbkiem jej sukni, co pozwoliło mi zobaczyć, że ma gołe stopy. - Zabiłaś Ragnuka, a ja mogę ci tylko podziękować, że uwolniłaś mnie od tego gamonia. Choć muszę przyznać, że nie sądziłam, iż stać cię na to. - Nie doceniasz mnie i to jest twój błąd - odpowiedziałam, zaciskając mocniej dłoń na rękojeści. Przeszukałam wzrokiem pokład i zauważyłam drugi z moich mieczy przy drzwiach kajuty. Ivar prychnęła. - Nie wyobrażaj sobie zbyt dużo, dziecko. Choć Bastian ma o tobie dość wysokie mniemanie. W rzeczywistości chce spotkać się z tobą. - Wybacz mój brak entuzjazmu - warknęłam. - Nie jest to obopólne pragnienie. - Będzie bardzo rozczarowany - odrzekła Ivar, wydymając usta. - Ugryź mnie gdzieś - rzuciłam. Jej usta ułożyły się w zmysłowy uśmiech. - To się da zrobić. Przyskoczyła do mnie, lecz ja obróciłam się i pomknęłam po miecz przy drzwiach kajuty. Dopadłam go w dwóch długich krokach, chwyciłam w wolną rękę i odwróciłam znowu do niej, zapalając klingę anielskim ogniem. Ivar natarła na mnie i obie wpadłyśmy do środka kajuty przez drzwi, z których posypały się drzazgi. Uderzyłam w drewniany stół, a Ivar wylądowała na mnie. Wsadziłam rękojeść miecza w jej gardło, kiedy spróbowała dosięgnąć zębami mojej twarzy, warcząc jak wilk. Szarpała moje włosy i koszulkę, drapała pazurami skórę. Skierowałam na nią swoją moc: wyrzuciła ją
pod sufit i wypełniła kajutę białym światłem. Rozległ się trzask zgniecionego włókna szklanego sufitu, które opadało teraz drobinami wraz z płatkami wewnętrznej warstwy. Machnęła skrzydłami i z gracją spłynęła na podłogę. Kajuta była zbyt mała, by Ivar mogła swobodnie rozpostrzeć skrzydła. Chwyciła mnie za ramiona i popchnęła na rozwieszoną sieć, a potem wcisnęła w półki. Posypały się na mnie najróżniejsze naczynia, a ja zaczęłam machać rękami, żeby się spod nich wydostać. Ivar uniosła mnie na tyle, by nasze spojrzenia się spotkały. - Będę się delektować zabijaniem ciebie - rzuciła pogardliwym tonem. - A kiedy wrócisz, z przyjemnością zabiję cię jeszcze raz. Jeśli Enshi nie pożre twojej duszy, ja chętnie zjem twoje serce. Odpowiedziałam jej moim kopeszem: wbiłam go w jej brzuch. Otworzyła szeroko oczy i puściła mnie. Wyciągnęłam miecz z jej ciała i zadałam cięcie, lecz zanim moja klinga rozpruła jej skórę, Ivar chwyciła mnie w nadgarstku. - Zły ruch - syknęła, szczerząc paskudnie zęby. Rana na jej ciele szybko się goiła i pozostała po niej tylko brzydka szrama. Wypuściła na mnie swoją ciemną moc, co poczułam na piersi jak uderzenie bata. Zachwiałam się. Gdy tylko otrząsnęłam się z tego, zobaczyłam przez resztki dymu, że znowu atakuje. Teraz moja moc wybuchła ogłuszającą białą eksplozją, obejmując ją całą. Niesiona podmuchem mojego ataku wyleciała przez ścianę kabiny i opadła na pokład w deszczu stali i włókna szklanego. Szłam przez kajutę, patrząc, jak staje na chwiejących się nogach. Zamiast ponownie zaatakować, spojrzała w bok.
Moje spojrzenie powędrowało w tę samą stronę. Zobaczyłam Willa, który stał z rękoma opartymi na biodrach. -William! - zawołała, a jej głos niósł się dźwięcznie mimo huku fal. - Miło, że do nas dołączyłeś! Will nie odpowiedział, tylko podniósł ręce i wypalił w nią z pistoletów Nataniela. Pociski przeszyły jej pierś, rozchlapując krew niczym konfetti, a siła uderzenia odrzuciła ją do tyłu. Szarpnęła się i krzyknęła głośno, gdy wpakował w nią oba magazynki. Kiedy rozległ się suchy trzask pustych magazynków, Will wyrzucił je na podłogę, spokojnie naładował broń i znowu zaczął strzelać. Poczuwszy na ramieniu czyjąś dłoń, zamierzyłam się mieczem. Nataniel chwycił mnie za rękę. -Hej, to ja. Odetchnęłam z ulgą i objęłam go. - Myślałam, że nie żyjesz. - Nic mi nie jest. A ty? - W porządku. - Spojrzałam nad jego ramieniem i zobaczyłam, że teraz Will walczy z Ivar wręcz. Na jej sukience widniało mnóstwo krwawych otworów, lecz ona nie sprawiała wrażenia rannej. Tknięta nagłą myślą, chwyciłam Nataniela za ramię. - A gdzie Geir? - Pewnie pod pokładem. Pobiegliśmy, mijając Ivar i Willa, a ja pomodliłam się w duchu, żebym zobaczyła go żywego, kiedy znowu się spotkamy. Nataniel otworzył kopnięciem drzwi do ładowni. Rozwarły się szeroko i zeszliśmy do wnętrza wypełnionego zielonkawoniebieskim światłem. Wdychając smrodliwe powietrze, usłyszałam gdzieś w mrokach ciche rzężące skamlenie. Wytężyłam wzrok i zobaczyłam sarkofag, który stał nienaruszony tam, gdzie go zostawiliśmy. Ale kto jeszcze tu był?
Nataniel wysunął rękę przede mnie, a ja zastygłam w bezruchu. Zobaczyłam ciemną postać, która podnosi się i zwraca głowę w naszą stronę; ujrzałam rekinią twarz Geira z obnażonymi zębami lśniącymi od krwi i oczami rozpalonymi żółtym ogniem jak u rozwścieczonego zwierzęcia. W świetle wpadającym do wnętrza ładowni jego blada skóra i skrzydła koloru błota połyskiwały upiornie. Kosiarz trzymał przy piersi Jose, który z twarzą szarą niczym popiół, z otwartymi ustami, patrzył niewidzącym spojrzeniem w sufit. Gardło miał rozszarpane, lecz z obszernej rany sączyło się dużo mniej krwi niż powinno. Geir zdążył ją wypić. - Twój Stróż poważnie mnie zranił - wychrypiał Geir; krew ściekała z jego ust i podbródka. - Musiałem się posilić, by skończyć z tobą, Preliatorze. Po tej przekąsce nabrałem mocy. Aż się zachwiałam porażona falą obrzydzenia. Geir odrzucił ciało kapitana z taką siłą, że biedak przeleciał kilka metrów i zatrzymał się na ścianie. Kiedy kosiarz odwrócił się do nas, zobaczyłam, że ubranie ma podarte i przesiąknięte własną ciemną krwią. Poczułam ukłucie zadowolenia, że stało się to za sprawą Willa. Nataniel uniósł strzelbę, lecz Geir dopadł go w jednej chwili. Wyrwał mu broń i cisnął nią o ścianę z taką mocą, że złamała się na pół. Chwyciwszy Nataniela za gardło, nim też rzucił o ścianę. A potem, szybciej niż zdołałam to zobaczyć, znalazł się na Natanielu i zaczął wymierzać mu kolejne ciosy. Kiedy Nataniel zrobił unik, pięść Geira przebiła stalową ścianę ładowni. Potwór cofnął dłoń i wtedy woda chlusnęła do wnętrza. Metalowe krawędzie dziury pocięły mu ręce na strzępy, a krew
tryskała z nich kaskadą, mieszając się z wodą morską, jednak skóra kosiarza błyskawicznie się goiła. Woda wdzierała się do ładowni z głośnym szumem. Trawler tonął. Poczułam spływającą po mnie falę wściekłości. Miałam już tego dość! Stojący przede mną potwór uśmiercił niewinnych ludzi tylko dlatego, że mógł to zrobić. Zranił mnie, przeraził, zranił Willa, który próbował mnie bronić, i jeszcze zabił ludzi, którzy stanęli w mojej obronie, choć tak naprawdę nie mogli obronić nawet samych siebie. Czas z tym skończyć. Dzisiaj. - Ellie! Głos Willa dobiegł gdzieś z tyłu. Zerknęłam przez ramię niezadowolona z jego interwencji. Wyczuwał kipiącą we mnie wściekłość, lecz tym razem nie zamierzałam pozwolić mu się powstrzymać. Potrafiłam zapanować nad swoją mocą. Zapanować nad sobą. Tym razem nie ogarniał mnie szał, lecz wściekłość w swojej najczystszej, najciemniejszej postaci. Moja moc popłynęła spiralą wokół mnie, wypychając wodę spod moich stóp. -Nie. Skierowałam moc na Willa. Natarła na niego niczym mur, powstrzymując przed zbliżeniem się do mnie. Naparł barkiem na dzielącą nas barierę, lecz ja nie ustąpiłam nawet na centymetr. Kiedy spojrzałam mu w oczy, rozjarzone w mroku, zobaczyłam, że jego spojrzenie jest spokojne, jakby czytał w moich myślach i wiedział, że nie ma sensu próbować sprowadzić mnie znad krawędzi, uspokoić czy powstrzymać. Czułam, jak moja moc coraz bardziej napiera od środka na moje ciało, domagając się uwolnienia, świadoma, jak bardzo mogę zranić jego i zniszczyć wszystko inne.
- Zabierz sarkofag! - krzyknął Nataniel, zmagając się z demonicznym virem. - Wrzuć go do morza, zanim zabierze go Ivar! Will uwolnił się wreszcie od mojego spojrzenia i skinął głową. Podbiegł do skrzyni i dźwignąwszy ją bez trudu, pobiegł z sarkofagiem na górę. -Nie!- wrzasnął Geir. Nie zważając już na Nataniela, odwrócił się, by pobiec za Willem, lecz nim dotarł do drzwi, mój miecz wbił się wjego brzuch. Potwór wyszczerzył zęby rozwścieczony i chwycił mnie za gardło, zaciskając mocno dłoń. Drugą ręką złapał mnie za przegub. Odsunął od siebie mój miecz, którego anielski płomień pełzał teraz po jego piersi. Czas zwolnił i wszystko wokół mnie, poza Geirem, się zamazało. Zamachnął się szponami, ale zdołałam odskoczyć i wyprowadziłam cięcie oboma mieczami. Płomienie kling przecięły mrok, rzucając na nasze twarze wykrzywione smugi światła i cienia. Obie klingi przecięłyjego brzuch, lecz nie dość głęboko, by zabić. Kopnięciem w pierś rzuciłam go na ścianę. - Natanielu! - zawołałam. Spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami. - Biegnij pomóc Willowi! Ja zatrzymam Geira. Otworzył usta. -Ale... -Biegnij! W jednej chwili opuścił posłusznie ładownię. Odwróciłam się z powrotem do kosiarza, który błysnął zębami w uśmiechu, zerkając na swoje rany: zostały po nich już tylko blizny. - A więc tylko ty i ja, dziecinko - wycedził z zadowoleniem, a jego oczy błysnęły zimnym, lecz wciąż oślepiającym blaskiem.
Odchyliłam się na pięcie, przywołując moc. Trawler zadrżał i jęknął. Geir skoczył ku mnie, lecz gdy uniosłam miecz, zniknął. Wykonałam obrót, tnąc powietrze, on zaś ukazał się ponownie po mojej prawej stronie. Zadałam cios drugim mieczem, ale moja klinga napotkała tylko pozbawiony ciała śmiech, który popłynął echem przez mrok ładowni. - Umrzesz tutaj, dziewczynko - usłyszałam jego głos. Wodziłam wzrokiem dookoła z sercem galopującym ze strachu. Skoro go nie widziałam, to jak mogłam z nim walczyć? Poddałam się całkowicie wściekłości, by nie zwracać uwagi na jęki trawlera, na szum wody, by skupić się tylko na odgłosie bicia serca wroga, który czai się gdzieś tam w ciemności. Teraz już nie czułam niekontrolowanej żądzy krwi, która trawiła mnie podczas ostatniego pojedynku z Ragnukiem; mój umysł był wręcz niepokojąco jasny i domagał się uwolnienia mocy. Teraz on słuchał m n i e, a nie odwrotnie. Wyczułam za sobą ruch energii i obróciłam się błyskawicznie, kierując skośnie w górę rozpłomieniony ko-pesz. Klinga miecza przecięła gardło Geira. Zatoczył się do tyłu, charcząc i plując krwią, z dłonią przyciśniętą do rany. Jego ciało nie stanęło w płomieniach, więc domyśliłam się, że mój atak był niewystarczający. Z okrzykiem na ustach wycelowałam drugim mieczem pod jego żebra i pchnęłam prosto w serce. Osunął się na mnie, oblewając mnie swoją krwią. Zepchnęłam go z siebie przepełniona obrzydzeniem i wyszarpnęłam klingę z jego ciała. Kiedy wyciągałam miecz, poczułam, jak zadzior, umieszczony z tyłu na klindze, zaczepia o jego klatkę piersiową i rozrywa, łamie wszystko.
Geir zatoczył się na mnie z twarzą wykrzywioną upiornie agonalnym grymasem. Dłoń, którą trzymał przy gardle, zsunęła się na rozerwaną pierś. Z jego ran płynęła ciemna gęsta krew, a całe ciało zajęło się płomieniami, których blask spowił go całkowicie. Jego szpony wyprostowały się jeszcze w moją stronę, oblane anielskim ogniem, lecz zaraz zamieniły się w popiół. Kilka chwil później całe ciało spłonęło - na końcu trzepoczące bezradnie skrzydła; został z niego tylko popiół unoszący się na powierzchni wody, która sięgała mi już do kostek. Znieruchomiałam. Poczułam, że spływa na mnie coś ciężkiego, coś na podobieństwo ogromnej mocy, ale nie mojej. Opadło na mnie niczym gruba warstwa śniegu, równie zimne, nabrzmiałe ogromną siłą, która zdawała się spowalniać wszystkie moje zmysły, a nawet sam czas. Odwróciłam głowę, by spojrzeć za siebie, przerażona tym, co mogę zobaczyć, a reszta mojego ciała podążyła za moim spojrzeniem. W wejściu do ładowni zobaczyłam sylwetkę podobną do sylwetki człowieka. Postać stała nieruchomo, czarna na tle płynącego z pokładu światła, z rozłożonymi skrzydłami, jakby dopiero co opadła na podłogę. Po chwili weszła dalej i światło zawirowało wokół niej, tak bym mogła wreszcie zobaczyć twarz. Nie wydawał się dużo starszy niż ja czy Will. Białe skrzydła złożyły się za jego plecami i znikły. Płynęła z niego moc podobna do sztormowych fal, lecz on sam zdawał się czarną dziurą, która wsysa każdą cząstką tlenu, przez co poczułam się oszołomiona. -Witaj, Ellie - odezwał się łagodnym i chłodnym głosem. - Jestem Bastian.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz