sobota, 28 lipca 2012
#12
Do pierwszej towarzystwo mocno się wykruszyło: zostali tylko moi najbliżsi przyjaciele i grupa Josie. Chris i Landon okazali się idealnymi DJ-ami, a mnie wciąż szumiało trochę w głowie. Po kolejnym tańcu z Kate podeszłam do Willa, który stał w wejściu do kuchni. - Zatańcz ze mną! - powiedziałam i chwyciłam go za rękę. Roześmiał się i pokręcił głową. - Raczej nie. - Dlaczego? - Ponieważ jesteś wstawiona - odpowiedział ostrożnie. Posłałam mu gniewne spojrzenie. - Wcale nie. Czuję się świetnie. - Co było prawdą. Trochę kręciło mi się w głowię, ale nie czułam się wstawiona. Moje ciało już nie było takie ciepłe, ale jeszcze byłam zakręcona i chciałam podtrzymać ten stan. - No, to przecież zabawa. Zatańcz ze mną, proszę. - Zaproś do tańca Landona - odpowiedział. Odwróciłam się i ujrzałam Landona. Podszedł do mnie. Wyglądał na przybitego. - Ellie, możemy porozmawiać?
I po zabawie. -Jasne. - To nie wróżyło nic dobrego. Na patio stały dwie osoby. Gdy zobaczyły nasze ponure twarze, zaraz weszły do domu. Poszliśmy przez trawnik w kierunku drzew i kamiennej ławki obrośniętej liliami mamy. Kiedy uświadomiłam sobie, że zaprowadził mnie tak daleko, żebyśmy byli sami, zacisnęłam mocniej szczękę, a mój oddech stał się płytki i nerwowy. Opadłam ciężko na ławkę i straciłam równowagę. Landon chwycił mnie za ramię. - No nie! Ellie, jesteś pijana? -Już nie - mruknęłam. - Co? Jak chcesz jeszcze, to zostało mi kilka piw. - Nie, dzięki. To o co chodzi? - Dobrze wiedziałam, do czego zmierza, i bałam się tego, co powie. - Chciałem z tobą porozmawiać - zaczął. Jego twarz nic nie wyrażała. Jasne, no to wal. - W porządku. - Ostatnio myślałem o czymś. Przyjaźnimy się od dawna i wiesz, że cię lubię. - Pewnie - odpowiedziałam uczciwie. - Ja też cię lubię. Jesteś jednym z moich najlepszych przyjaciół. - Tak, tylko, widzisz, ja czuję to trochę i n a c z ej. -Nachylił się do mnie. - Bardzo cię lubię, Eli. Jesteś bystra i zabawna... - Och, nie aż tak zabawna, a już na pewno nie aż tak bystra. - .. .i piękna. Chciałbym, żeby łączyło nas coś więcej niż przyjaźń. - Pogładził moje włosy. Miał to być czuły gest, aleja traktowałam go jak brata, dlatego uznałam to za akt agresji. Siedziałam ze wzro-
kiem wbitym w swoje kolana, skubiąc rąbek sukienki. Spodziewałam się tej rozmowy, ale nie przygotowałam żadnej odpowiedzi. - Och, Landon, ja... - Proszę, powiedz, że też to czujesz - wyszeptał i nachylił się do mnie jeszcze bliżej. - Zostaniesz moją dziewczyną? Bardzo starałam się powstrzymać grymas. - Landon, ja... Przysunął dłoń do mojego policzka i obrócił moją twarz do siebie, a potem spróbował mnie pocałować. Perspektywa pocałowania Landona wydała mi się dziwna, wręcz straszna. Odwróciłam głowę i zaraz poczułam się okropnie. Kiedy wstałam, zerwał się na nogi i chwycił mnie za ramię. - Landon, ja po prostu nie czuję tego co ty. - Dlaczego? - warknął gniewnym tonem, co mnie zaskoczyło. - Chodzi o tego Willa? Przecież znacie się dopiero od, nie wiem, dwóch dni, i już chodzicie ze sobą?! Spojrzałam na niego zdziwiona. Odsunęłam się trochę. - Wcale nie. Ja tylko... - Ellie, to ja! Znamy się od... Delikatnie wysunęłam ramię z jego uścisku. - No właśnie. To ty! Jesteś moim przyjacielem, jednym z moich najlepszych przyjaciół. Jesteś dla mnie jak brat. Kocham cię jak brata... - Urwałam w pół zdania, ponieważ poczułam, jak coś we mnie drgnęło. Znałam już to uczucie. - Uważaj! - krzyknęłam i chwyciwszy Landona za ramię, ściągnęłam go na ziemię. Wsunęłam się do Mroczni w momencie, gdy z ciemności wyskoczył kosiarz, największy, jakiego kiedykolwiek widziałam. Upadając, Landon uderzył głową
0 brzeg ławki i teraz leżał nieruchomo na trawie. Przywołałam głośno Willa, a potem usłyszałam za sobą ciężkie kroki i odwróciłam się, by się bronić. Kosiarz ryknął i uderzył mnie głową w pierś, wyrzucając z Mroczni z taką siłą, że poszybowałam nad basenem i wpadłam w okno widokowe na tylnej ścianie domu. Wylądowałam na podłodze w salonie pośród okruchów szkła i okrzyków przerażenia. Przez dwie najdłuższe sekundy mojego życia nie byłam w stanie oddychać ani się ruszać. Czułam potworny ból w plecach. Jęknęłam, otrzepując się ze szkła, gdy wreszcie udało mi się wstać. Rany na twarzy i ramionach zagoiły się niemal natychmiast, tak że pozostały tylko czerwone smugi. Rozwaliłam imprezę. Byłam okrutnie wkurzona. - Ellie! - wrzasnęła Kate i przybiegła do mnie. - Nic ci nie jest? Zerknęłam na nią i na pozostałych gości, którzy gapili się na mnie. Bez słowa wyskoczyłam na zewnątrz przez wybite okno. Kate ponownie wykrzyknęła moje imię. Kosiarz stał w głębi trawnika, niewidoczny dla innych, i czekał na mnie, oddalony o jakiś metr od nieprzytomnego Landona. Był wielki jak Chevrolet tahoe 1 miał czarne ślepia osadzone na krótkim pysku podobnym do pyska niedźwiedzia. Kiedy poczuł mój zapach, poruszył nozdrzami i błysnął wyszczerbionymi zębami. Wbił pazury w trawę, poruszając masywnymi barkami, niczym ogromny niszczyciel czołgów ugniatający poszycie ziemi. - Odsuń się od niego! - warknęłam i przywołałam miecze. Obie klingi strzeliły płomieniami anielskiego ognia.
Will wszedł za mną do Mroczni z mieczem w dłoni. Kosiarz znów błysnął ogromnymi kłami i zasyczał jak krokodyl. - Znowu się spotykamy, Preliatorze! - przemówił grzmiącym głosem, od którego aż zadrżała ziemia. - Ellie! - zawołała Kate z trawnika. - Gdzie jesteś? Zraniłaś się? - Trzeba się stąd wynosić - powiedziałam do Willa, widząc, jak moi przyjaciele wychodzą przez zniszczone okno. Wiedziałam, że nie zobaczą nas, dopóki pozostaniemy w Mroczni, ale nie chciałam stracić koncentracji i wracać na poziom śmiertelników, gdzie stalibyśmy się widzialni. Will odpowiedział skinieniem głowy. Popędziliśmy przez tylne podwórko wprost do lasu. Kosiarz pobiegł za nami, a dudnienie jego masywnych łap grzmiało boleśnie w mojej czaszce. Kiedy wbiegliśmy między pierwsze drzewa, poczułam, że nas dogania. Zrobiłam unik i obróciwszy się na pięcie, wyprowadziłam cięcie. Kosiarz wyskoczył wysoko w górę i wylądował kilka metrów za mną - w głębi lasu. Staliśmy z Willem obok siebie wpatrzeni w niego. - To ursid, Ellie - ostrzegł mnie Will. - Bądź ostrożna. Jest silniejszy niż łupin. Kosiarz zagrzmiał śmiechem, od którego zatrzęsły się gałęzie pobliskich drzew. - Nie poznajesz mnie, Preliatorze? Spojrzałam na niego uważniej. - Nie walczyłam z tobą wcześniej. Gdyby tak było, już byś nie żył. Zaśmiał się jeszcze głośniej.
- Zdumiewa mnie twoja buta. Walczyliśmy ze sobą dawno temu. Widzisz, jestem ostatnim z twoich przeciwników, który posmakował twojej krwi. Uśmiechnął się, błyskając kłami, a jego czarne ślepia rozjarzyły się blaskiem księżyca. Poczułam gwałtowny przypływ wspomnienia - piwnica, błysk oczu w ciemności, ból, przerażający ból. Przypomniałam sobie, jak spoglądam w ciemność, jak umieram. Postać kosiarza w mojej głowie - oświetlona anielskim ogniem, zupełnie jak w filmie na starym srebrnym ekranie. Zachwiałam się do tyłu. - To t y! - zawołałam i skierowałam miecz w jego stronę. - Tak - warknął. - Byłaś słodziutka, jak słodka krew i dziecięce ciało. Ciekawe, czy wciąż tak smakujesz. Strach ścisnął mi gardło. -Will? -Jestem przy tobie. - Jego głos zabrzmiał pewnie. Kosiarz przysunął się do mnie. -Jestem Ragnuk i zamierzam cię pożreć. - Z jego pyska spłynęła na ziemię strużka pożółkłej śliny. - Musisz z nim walczyć, Ellie - rzekł Will. Sparaliżowana strachem nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. -Ja nie... Ragnuk zaryczał, a mięśnie na jego barkach zadrżały. Zaatakował. Przerażona krzyknęłam i zasłoniłam twarz dłońmi, tracąc miecze. Kiedy spojrzałam do góry, zobaczyłam nad sobą Willa. Trzymał kosiarza za pysk, nie pozwalając, by zmiażdżył mi głowę. Will odwrócił się do mnie, a jego oczy świeciły jak dwie latarnie morskie. - Ellie, rusz się!
Posłuchałam go i wycofałam się nieporadnie, aż poczułam za plecami pień drzewa. Will pchnął kosiarza i pozwolił, by jego moc eksplodowała, rozchodząc się wirującymi kłębami cienia. Ragnuk zaryczał i wpadł na drzewa, wyrywając je z korzeniami. Opadł na cztery łapy, ryjąc ziemię pazurami, aż wreszcie zatrzymał się, a potem popędził do miejsca, gdzie leżałam. Otworzył pysk i poczułam jego gorący oddech, a wtedy Will grzmotnął go w głowę, wgniatając ją w ziemię. Kosiarz obrócił się i przeorał pazurami brzuch Willa, który krzyknął i osunął się na kolana. -Will! - zawołałam, patrząc, jak upada. Ragnuk ponownie spojrzał na mnie. - Naprawdę nie wiem, dlaczego Bastian tak się boi twojej mocy - zagrzmiał. - Przypominasz przestraszoną myszkę. Wtedy wydałam z siebie okrzyk i uwolniłam moc; poczułam, jak spowijają mnie światło i wiatr. Siła mojej energii naparła na kosiarza, opadając na niego obłokiem białego przydymionego światła, tak że poszybował w powietrze, runął na pnie drzew i osunął się po nich. Zaryczał rozwścieczony. Zanurkowałam po miecze, ale kosiarz wjednej chwili znalazł się przede mną. Podniosłam głowę i wstrzymałam oddech. Zamachnął się i rozerwał mi sukienkę na brzuchu. Odskoczyłam do tyłu i zapaliłam miecze. Ostrze jednego z nich przecięło ciało potwora. Nie zważając na anielski ogień wżerający się w tułów, kosiarz znów zaryczał i zaatakował głową. Uderzyłam plecami o pień i wypuściłam z rąk oba miecze. Oszołomiona osunęłam się na ziemię, a Ragnuk przycisnął mnie łapą, aż straciłam oddech.
- Bastian chce, żebym cię zabił, zanim powstrzymasz nas przed dobraniem się do Enshiego - syknął, owiewając mnie swoim gorącym, cuchnącym oddechem. - Jeśli wyeliminuję cię na kilka lat, nie będziemy musieli się już martwić. A kiedy powrócisz, Preliatorze, przywita cię tu Enshi i nie będziesz stanowić większego zagrożenia. W ogóle nikt nie będzie się tobą przejmował. Zostaniesz zniszczona, taki otrzymasz prezent. Krztusząc się, wykręciłam tułów, by zaczerpnąć powietrza. - Co to jest Enshi? - Śmierć - odparł Ragnuk. - Śmierć wszystkiego. Zwiastun Kresu Dni. Wymierzyłam cios w pysk Ragnuka, aż jego głowa się zatoczyła. Kiedy moja pięść po raz kolejny wbiła się w straszny pysk, coś chrupnęło. Zachwiał się i zdjął ze mnie łapę. Wydawszy okrzyk, skierowałam swoją moc na nogi Ragnuka. Grube kości złamały się z chrzęstem, a bestia ryknęła i osunęła się do tyłu, uwalniając mnie. Opadłam na ziemię, kaszląc i łapczywie wdychając po-wietrze. Wstałam i pobiegłam do Willa. Przód jego koszuli był czarny od krwi. Rozerwałam ją, by spróbować zatrzymać krwawienie, lecz nie widziałam nigdzie rany. - Nic mi nie jest - powiedział, spoglądając na mnie. - Gdzie on jest? Zobaczyłam, że Ragnuk usiłuje wstać, obmacując swoje połamane nogi. Wypluł skrzep krwi i spojrzał na mnie. - Wrócę po ciebie - syknął, z trudem oddychając. Jego postać zadrgała i zaraz rozpłynął się w powietrzu. - Zniknął! - Zamrugałam z niedowierzaniem.
Will usiadł i zaczął masować sobie brzuch. - Kosiarze mają umiejętność poruszania się w Mroczni z niespotykaną prędkością. Będzie potrzebował trochę czasu, żeby wyleczyć nogi. Tak duże kości nie zrastają się w mgnieniu oka, jak mniejsze. - Wybacz, Will - powiedziałam. - Nie potrafiłam się ruszyć. Jego ciepłe spojrzenie wyrażało zrozumienie. - Na tym polega moja robota, żeby cię chronić bez względu na wszystko. - Zostałeś ranny przeze mnie - dodałam zasmucona. - Daj spokój, nic mi nie jest - zapewnił i rozchylił podartą koszulę, by pokazać już zaleczone rany. - Potrafię dużo znieść. Po to tu jestem. Spojrzałam na swoją zniszczoną sukienkę. - Och, moja sukienka... - Typowa dziewucha - odparł Will i się roześmiał. - A ty jesteś palant - burknęłam naburmuszona. - Chodzi o to... - Urwał. -Tak? - Za każdym razem, kiedy wracasz, jesteś trochę bardziej człowiekiem. - Zaśmiał się, ale na krótko. - Nie rozumiem. - Sam nie wiem - wyznał. - To jest dziwne. Czasem zachowujesz się bardzo po ludzku, o wiele bardziej, niż kiedy się poznaliśmy. Nie jesteś już taka mroczna, tak bym powiedział, i uważasz się za jedną z nich. Prawie się roześmiałam. -Bo jestem jedną z nich. Tyle że dysponuję dziwną mocą. Will patrzył na mnie z powagą. - Nie zawsze tak myślałaś.
Co chciał przez to powiedzieć? Czy wcześniej uważałam, że jestem lepsza niż ludzie, mroczna jak kosiarze? Czy byłam równie okrutna jak oni? Poczułam falę nudności. - Will, Ragnuk śmiertelnie mnie przestraszył. On już kiedyś mnie zabił. Przypomniałam to sobie. - Możesz go pokonać - odpowiedział z przekonaniem. - Pokonamy go i pójdziesz dalej. -Will, ja umarłam!- zawołałam bardziej rozgniewana niż przestraszona. - Pamiętam, że umiera-1 a m! Pamiętam, jak rozerwał mnie na strzępy! -Hej, w porządku... - Dotknął mojego ramienia, lecz się odsunęłam. - Nie, nie jest w porządku - odparłam. - Nie potrafisz sobie wyobrazić, jak to jest. - Masz rację - powiedział. - Nie potrafię. Odeszłam na bok. Byłam wściekła na siebie za te swoje humory. A szukanie wymówki, dlaczego znieruchomiałam w środku walki, z pewnością w niczym nie mogło mi pomóc. Tak więc otarłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Strach może mnie tylko zabić. - Dlaczego Ragnuk jest taki wielki, większy od innych kosiarzy? - zapytałam. Mój głos drżał nieznacznie. - To ursid - wyjaśnił Will. - Ursidy są większe i potężniejsze, za to wolniejsze niż podobne do wilków łupiny. Używają w walce brutalnej siły. - To był potwór - wyszeptałam. Nie potrafiłam wymazać z pamięci tego pyska. - Ale tym razem pokonałaś go - powiedział Will. -Wystarczająco go pokiereszowałaś, musiał się wycofać. Zrekompensowałaś tamten moment strachu. Ellie, mu-
sisz zrozumieć, że kiedy pokonasz strach, jesteś w stanie pokonać wszystko. - Ale nie zabiłam go i teraz wróci po mnie z tym Enshim. Przeze mnie odniosłeś rany. Czuję się jak totalne zero. - Mną się nie przejmuj, Ellie. Jestem tu po to, żeby przyjmować ciosy za ciebie. Uwierz mi. Wpatrywałam się w niego, zastanawiając się, dlaczego ktoś chce być mi tak oddany. Nie byłam warta jego bólu ani krwi. - Musimy dostarczyć cię z powrotem do domu. Rodzice z pewnością nie ucieszą się z wybitej szyby. -Zmusił się do uśmiechu. Struchlałam. Zupełnie zapomniałam, że Ragnuk wyrzucił mnie przez okno. Jak ja to wytłumaczę? - Nie jestem pewna, czy chcę wracać. - Musisz. Skinęłam głową i wzięłam głęboki oddech. - Lepiej znikaj. Nie byłoby dobrze, gdybyś wrócił ze mną w podartej koszuli. To by tylko pogorszyło sprawy. - Słuszna uwaga - odrzekł. - Będę w pobliżu. - Dzięki, Will. Dotknął mojego ramienia. - Wciąż wyglądasz pięknie w tej sukni. Odwróciłam się, by na niego spojrzeć, ale już go nie było. Znowu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz