niedziela, 29 lipca 2012

33


Kiedy się obudziłam, jutrzenka rozjaśniała już horyzont, a my wpływaliśmy do niewielkiej laguny otoczonej kolorowymi domkami. Nataniel zacumował łódź na przystani i zarzuciwszy sobie worek na plecy, wyszedł na pomost. Will wziął mnie na ręce, wciąż zanurzoną w cuchnącym i zakurzonym kokonie, i wyniósł z łodzi. Usłyszałam męski głos mówiący po hiszpańsku, a zaraz potem płynną odpowiedź Nataniela w tym samym języku. Mężczyzna, z którym rozmawiał, przyglądał się nam podejrzliwie, zerkając na naszą łódź przywiązaną w jego doku. Po chwili powiedział coś jeszcze i odszedł. Nataniel nachylił się do Willa, mówiąc: - Pozwoliłem mu wziąć łódź, jeśli będzie trzymał buzię na kłódkę. Zdjęłam dłonie z szyi Willa, wciąż przytulona do niego. Moje powieki były ciężkie jak z ołowiu i wkrótce znowu zapadłam w sen. Kiedy ponownie otworzyłam oczy, leżałam w motelowym łóżku, a nade mną stał pochylony Will. Okryłam
się szczelniej kołdrą i podsunęłam do niego, by poczuć jego ciepło. - Chcesz wziąć prysznic? - zapytał i zsunął mi z twarzy kosmyk włosów. - Nie - odpowiedziałam żałośnie łamiącym się głosem. Nie chciałam wracać do tego, co wydarzyło się na trawlerze po odejściu Bastiana, ponieważ obawiałam się, że to nie był sen. A nawet gdyby tak było, to co mógł znaczyć? wydawał się zupełnie nierealny. Bo jakże mogłabym być aniołem? - Za godzinę musimy wyruszyć na lotnisko. Nataniel pojechał oddać samochód, zanim się wymeldujemy. Spojrzałam na swoje ubranie i ciało oblepione zaschniętą krwią. Uznałam, że prysznic to dobry pomysł. Usiadłam powoli, jak jakiś zombie, a potem poszłam niepewnym krokiem do łazienki. Rozebrawszy się, odkręciłam ciepłą wodę i weszłam za zasłonkę. Woda zmywała ze mnie krew, kurz i bliżej nieokreślony brud. Cuchnęłam rybą i krwią. Kiedy poczułam, że nogi uginają się pode mną, osunęłam się na podłogę; usiadłam, pozwalając, by strumień lał mi się na głowę. Rozpłakałam się. Usłyszałam pukanie do drzwi. Po kilku chwilach Will zawołał cicho: -Ellie? Milczałam. - Potrzebujesz czegoś? Ucieszyłam się, że nie zapytał, czy wszystko w porządku, bo gdyby to zrobił, mogłabym spróbować wyrwać mu język. Usłyszałam, jak opiera się plecami o drzwi łazienki i siada na podłodze.
-Wiem, jak się czujesz - powiedział. Smagana gorącym strumieniem patrzyłam na rudawą wodę wpływającą do odpływu. - Oboje czuliśmy się podobnie milion razy wcześniej - mówił dalej. - Bezradność, osamotnienie, uczucie, a raczej świadomość, że zbliża się koniec. Przetrwamy to. - Bastian wróci po mnie - odezwałam się wreszcie głosem suchym i beznamiętnym. - Nie odpuści. - Ellie - rzekł Will pewniejszym tonem. - Nie przegraliśmy. Owszem, porządnie oberwaliśmy, ale zwyciężyliśmy. Enshi jest na dnie oceanu. Trzeba by cudu, żeby żeby go stamtąd wyciągnąć. Oni nie wiedzieliby nawet, jak otworzyć sarkofag ani jak go obudzić. Został zniszczony i już nie powstanie. - Ale Michał powiedział, że Bastian go stamtąd wydobędzie. Will milczał przez chwilę. - Musiał się pomylić. A nawet jeśli nie, to powstrzyma Bastiana, zanim ten obudzi Enshiego. Słowa Willa wlały we mnie trochę nadziei. Bastian nie dostał Enshiego, a przed nami była jeszcze długa droga. Czy to, co tkwiło uwięzione w sarkofagu, rzeczywiście mogło zniszczyć moją duszę? Nie chciałam umrzeć, ale jeszcze bardziej bałam się tego, że nie przejdę do kolejnego życia. Jak Will i Nataniel radzili sobie ze świadomością, że po śmierci przestaną istnieć? Jakie byłoby to doświadczenie, gdyby Enshi dopadł mnie i pożarł moją duszę? -Ellie? Wstałam i dokończyłam myć włosy. Potem wyszłam z kabiny, wytarłam się i owinęłam w ręcznik. Kiedy
otworzyłam drzwi, zobaczyłam Willa. Podniósł głowę i spojrzał na mnie. Wstał i na chwilę zatrzymał wzrok na wilgotnym ręczniku, który ciasno opasywał moje ciało. - Nie skończyłam walki - powiedziałam drżącym głosem. - Nie chcę, żeby ten potwór zniszczył duszę moją czy czyjąkolwiek. Trzeba temu zapobiec za wszelką cenę. Nie mogę zawieść Michała. Will uśmiechnął się, a błysk nadziei w jego spojrzeniu sprawił, że i we mnie coś się poruszyło. - Będzie dobrze - dodałam. Przysunął się do mnie, a ja przywarłam plecami do zimnej ściany. Mimo że nie czułam się już skrępowana w jego obecności, zadrżałam, kiedy znalazł się tak blisko. Już mnie nie pociągał tak jak miesiąc wcześniej. Teraz byłam w nim zakochana i w chwili tak bliskiego kontaktu myśl, że dotyka mojej skóry, poruszała we mnie coś więcej niż tylko emocje. Kiedy jego palce dotknęły mojego ramienia, poczułam ogarniające mnie drżenie i przywarłam mocniej do ściany, by zachować równowagę. Wyparłam z umysłu ostrzeżenie Michała. Właśnie że należałam do Willa. Kochałam go i byłam jego. - Ochronię cię - powiedział z ustami tuż przy moim policzku. - Nie pozwolę, by coś ci się stało. Bardzo chciałam mu uwierzyć. Oczyma wyobraźni ujrzałam znowu Ivar z na wpół wyrwanym barkiem i odwróciłam wzrok. - O co chodzi? - Dzięki odwiecznej więzi, jaka nas łączyła, Will wyczuł moją obawę. Jego oblicze wyrażało ból. Mówiłam powoli, starannie dobierając słowa i obserwując jego twarz. -Widziałam, co się stało z Ivar. Ty to zrobiłeś?
Nasze spojrzenia skrzyżowały się na moment, boleśnie długi moment. Przygryzając górną wargę, oparł czoło o ścianę obok mnie, zanim odpowiedział: - Tak. - Niemal wyrwałeś jej ramię. Jak mamy być istotami walczącymi o dobro, skoro potrafimy być równie straszni jak potwory, z którymi walczymy? Zamknął oczy i wziął głęboki oddech. - Moc kosiarza jest ogromna. Nie ma znaczenia, komu służymy, aniołom czy upadłym. Ważne jest, w jaki sposób decydujemy się ją wykorzystać. Ja służę tobie, mojemu aniołowi, mojemu Gabrielowi, mojej Ellie. Ty jesteś silniejsza niż ja. Widziałem, co potrafisz, i wykracza to poza moje wyobrażenie. Zmartwiałam na moment. - Lepiej mi nie mów. - Przypomnisz sobie. -Już cholernie boję się samej siebie - wyznałam. -Nie chcę przestraszyć i ciebie. Uśmiechnął się nieśmiało. - Przywykłem do tego. - A ja niezupełnie. - Poczułam na barkach niewidzialny ciężar. - Przynajmniej wiemy, kim jesteś. Teraz wszystko będzie inaczej. Jesteś Gabrielem, który występuje w ludzkiej postaci, aniołem objawienia, miłosierdzia, zmartwychwstania i śmierci. Nic na to nie poradzisz. Jego słowa wznieciły we mnie płomyk strachu. Nie byłam w pełni gotowa na zrozumienie tego, kim jestem i jak mam to przyjąć. Ani na to, co się stanie, gdy wreszcie to pojmę.
-Wezmę prysznic, zanim wyjdziemy - powiedział Will - A ty tymczasem wymyśl kilka wspaniałych opowieści, którymi uraczysz rodziców. Ze swojej podróży nad jezioro z Kate. Zmusiłam się do uśmiechu. _Ja,snc Włożyłam dżinsy i top, a ręcznik zostawiłam na podłodze. Potem położyłam się na łóżku: na boku, z kolanami podciągniętymi pod brodę, wpatrzona w ścianę. Bardzo starałam się nie myśleć o poprzedniej nocy, lecz czułam się okropnie, kiedy wracałam wspomnieniem do członków załogi Elsy. Zginęli przeze mnie, z powodu naszego zadania. Chwilę później ujrzałam inny obraz -moje ciało w łapach tego potwora Geira - i az zadrżałam Will zapewniał mnie, że moja pełna moc wróci wraz z pamięcią, lecz ja obawiałam się, ze tym samym przyprawi mnie o traumę, zniszczy. W ostatniej bitwie byłam w stanie zapanować nad swoim drugim ja stworzonym przez moją moc. Lecz jeśli to była tylko cząstka tego co potrafiłam, to możliwe, że nie będę w stanie zapanować nad całą mocą. Nie miałam pewności, ze potrafię uporać się z prawdą dotyczącą mojej przeszłości ! mojego przeznaczenia. Wszystko to wydawało się zbyt proste: zabijam kosiarzy, umieram, powracam do życia, znowu zabijam kosiarzy, umieram - namydlić, spłukać, powtórzyć... A jeśli nie o to chodziło? Jeśli było coś więcej? Jeśli naprawdę byłam aniołem - archaniołem Gabrielem, lewą ręką Boga? W moim umyśle zabrzmiały słowa pana Meyera, które wypowiedział podczas naszego ostatniego spotkania: Zycie podda cię testowi jak nigdy wcześniej. Niech
przyszłość nie wypaczy w tobie dobrej osoby, którą jesteś, i nie sprawi, że zapomnisz, kim jesteś". Will wyszedł z łazienki ubrany tylko w dżinsy. Kiedy otarł się o mnie, przechodząc, poczułam jego świeży zapach i mrowienie na skórze. Wyjął z torby czekoladową koszulkę, która podkreślała zieleń jego oczu, i wsunął ją zgrabnym ruchem na nagi tors. Myśl, że nie wolno mi dotykać go tak, jak chciałam, ani jemu mnie, wydała mi się czystym absurdem. Pragnęłam poznać go centymetr po centymetrze. Usiadł na brzegu łóżka, żeby włożyć skarpety i buty. Spojrzał na mnie, wsuwając krzyżyk pod koszulkę. Podniosłam się i uklękłam obok niego. Daleko mi było do niezawodnego idealnego anioła, o którym opowiadał. Czułam się jak zwykła dziewczyna siedząca obok chłopaka, który obchodził ją bardziej niż wszystko inne. Głupia dziewczyna, która lubi zakupy i lody. Cała ta historia przerastała mnie. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej nawet me miałam pewności, czy Bóg istnieje, a teraz ludzie mówili o Nim, jakbyśmy byli dobrymi kumplami. Jak się zachowują archanioły? Czy musiałabym przestać przeklinać? I już nie oglądać horrorów? Co jeszcze miałabym przestać robić, czego jeszcze musiałabym się wyrzec? Sporo kłamałam. Mało anielskie zachowanie. Czy mogłabym wieść życie tak jak dotąd, wiedząc, kim jestem? Nie chciałam czuć się kimś innym. Nie chciałam, żeby ktokolwiek traktował mnie, jakbym była inna. Pragnęłam, żeby Will patrzył na mnie tak samo jak zawsze. Żeby nie widział we mnie większego wybryku natury, niz w istocie byłam. Nie zniosłabym tego, cholera, i nie zamierzałam przestać używać słów „cholera" i „do diabła".
- Spakowana? - zapytał Will, owiewając mnie swoim miętowym oddechem. Pasta do zębów. Jego wilgotne, zwichrzone ręcznikiem włosy miały klonowy połysk. - Tak - odpowiedziałam. - Nie miałam zbyt dużo rzeczy. W końcu to nie wakacje... - Urwałam. Uśmiechnął się krzywo. - Przykro mi. Może kiedyś. - Obiecujesz, że kiedyś zabierzesz mnie na prawdziwe wakacje? - cedziłam wolno słowa, poczuwszy ukłucie nadziei. - Może - odpowiedział. -1 będą konie. - Możliwe. Przyłożył dłoń do mojego policzka, muskając kciukiem kącik moich ust, delikatnie, jakby przylgnęło tam piórko. Moje serce przyspieszyło i coś zatrzepotało mi w piersi. - Mówiłem już, że nie pozwolę im cię zabić - wyszeptał. I zaraz wyraz jego oczu się zmienił. Will cofnął rękę, odwracając się ode mnie. Wstałam i podeszłam do toaletki. Spojrzałam na Willa, bębniąc palcami po tanim drewnie. Zastanawiałam się nad tym, co do mnie czuje, i zapomniałam na chwilę 0 horrorze ostatniej nocy i obawach dotyczących przeszłości. Wciąż powracała myśl, że to właściwie Bastian uchronił mnie przed śmiercią - oczywiście tylko po to, żeby później zabić. Mógł wykończyć mnie tam, w ładowni trawlera, ale nawet nie próbował. Wiedziałam, że szuka sposobu na odzyskanie Enshiego, obudzenie go 1 zniszczenie mojej duszy, tak bym już nigdy się nie narodziła. Nie mogłam na to pozwolić. - Co się dzieje? - zapytał Will. Pytanie wydało mi się zabawne, ponieważ zupełnie nic się nie działo. Powinnam raczej zapytać, co z nim się dzieje.
- Myślisz, że Bastian znajdzie nowych bandziorów, skoro zlikwidowaliśmy większość z jego sługusów? - Tak sądzę. Zlecą się do niego, gdy tylko wśród demonicznych kosiarzy rozejdzie się wieść, jakie ma plany. Wyobrażam sobie, jakie potwory zatrudni. - Boję się Bastiana - wyznałam. - Ale jestem gotowa z nim walczyć. Will wstał z łóżka i podszedł do mnie. -Wiem. - Objął mnie delikatnie w pasie, ale nie przytulił. Po prostu jego dłoń spoczywała - jakże boleśnie - na moim biodrze. Miałam ochotę spleść dłonie na jego karku i pocałować go, lecz dostrzegłam zmaganie wjego spojrzeniu, wyczułam je wjego sztywnym ciele. Czyżby bał się mnie dotknąć? Drzwi otworzyły się nieoczekiwanie - oboje z Willem odskoczyliśmy od siebie - i do pokoju wszedł Na-taniel - tak zmęczony, jakim go jeszcze nie widziałam. Oczy miał mocno podkrążone i był blady jak duch. Przez chwilę zastanawiałam się, czy jadł coś od czasu nocnej walki. -Wymeldowałem nas i taksówka już czeka. Czas na nas. Skinął głową i wyszedł. Dopiero teraz uzmysłowiłam sobie, że przestałam oddychać w chwili, gdy otworzył drzwi. - Powinniśmy się zbierać - rzekł Will. Kiedy zrobił krok, by mnie obejść, położyłam dłoń na jego piersi. - Will, czy tam na statku to naprawdę był Michał? Czy to, co powiedział, było prawdą?
Odwrócił wzrok na moment. - To był anioł, który przyszedł do mnie przed wiekami. To on nakazał mi strzec ciebie. - Rozpoznałeś go? Skinął głową. - Zapomniałaś, przebywając tak długo w ludzkim ciele. Oddalasz się coraz dalej od tego, kim naprawdę jesteś. - Wierzysz w to? Cofnął się i przeczesał dłonią włosy. - Czy to ma być twierdząca odpowiedź? - jęknęłam. - Taksówka czeka. - A zatem tak to ma wyglądać? Odtrącasz mnie i będziesz traktował jak trędowatą po tym, czego się o mnie dowiedziałeś? - Nie o to chodzi. - Nie? - warknęłam poirytowana. - Patrzysz na mnie, a ja wiem, że chcesz mnie dotknąć, ale się powstrzymujesz. Wjaki sposób wiedza o tym, kim jestem, może zmienić cokolwiek? - Michał udzielił mi ostrzeżenia. Nie wiem, jak ci to wyjaśnić. - Dlatego, że nie potrafisz. Ja zaakceptowałam to, kim jesteś, kiedy mi o tym powiedziałeś. Dlaczego nie możesz zrobić tego samego? Jego oczy rozjarzyły się, co - jak się domyślałam -świadczyło o gniewie, odniosłam jednak wrażenie, że raczej na samego siebie niż na mnie. - Ellie, nie ma znaczenia, czego chcę albo co myślę. Jesteś archaniołem. - Czy choć trochę jestem podobna do Michała? - zapytałam. - Spójrz na mnie. Żadnych skrzydeł, żadnego blasku, nic. - Ujęłam jego dłonie i położyłam je sobie
na biodrach. - To jest ludzkie ciało, Will, solidne i ciepłe. Wiem, że je czujesz. - Przycisnęłam jego ręce do moich bioder, kiedy spróbował je cofnąć. Przysunęłam się bliżej i odchyliłam głowę do tyłu, kiedy nasze ciała się dotknęły. - Jestem tylko dziewczyną, o której można powiedzieć kilka dziwnych słów, ale ty widzisz przede wszystkim dziewczynę - tę samą, którą znasz od wieków. Której broniłeś. Którą całowałeś. Ani trochę się nie zmieniłam. Może w innym świecie mogłabym być tym, 0 kim mówił Michał, ale teraz, tutaj, z tobą, jestem po prostu Ellie. Nie obchodzi mnie, co ci powiedział - obchodzi mnie to, co jest teraz. Spojrzał na mnie i rozchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale tego nie zrobił. A potem zdjął dłonie z moich bioder i cofnął się, odwracając wzrok. - Zachowujesz się jak skończony kretyn - rzuciłam. Zastygł w bezruchu wpatrzony we mnie, po czym znów przeczesał dłonią włosy. Sprawiał wrażenie zszokowanego, a ja omal się nie roześmiałam. Uznałam, że czas wprawić go w konsternację. Dopadłam go jednym długim susem, wspięłam się na palce, ujęłam jego twarz w dłonie i pocałowałam go namiętnie. W pierwszej chwili zesztywniał, ale zaraz poddał się i objął mnie w talii, a wtedy ja puściłam go 1 poszłam dalej, nie oglądając się za siebie. Dałam mu do myślenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz