czwartek, 5 lipca 2012
#25
Czekaj... - Lulu nachyliła sie, eby odplatac smycz Cosabelli, która zawineła jej sie
wkoło łapek. - Dlaczego my tym ludziom zanosimy pizze?
- Bo chce, ebys ich poznała. - Nie odrywałam wzroku od numerów wyswietlajacych
sie nad naszymi głowami, w miare jak winda wznosiła sie coraz wy ej.
- Oni sa biedni czy jak?
- Nie - rozesmiałam sie. Winda przystaneła, a jej drzwi sie otworzyły. - Pomyslałam,
e miło bedzie przyniesc cos na kolacje.
- Aha. - Lulu poszła za mna długim korytarzem, a ja w jednej rece balansowałam
pudełkiem z pizza, a druga usiłowałam kontrolowac Cosabelle. - Myslałam, e to jakas akcja
charytatywna.
- Nie - powtórzyłam. Nie chciałam mówic jej prawdy, e mi al Lulu, bo to było tak,
jakby zupełnie nie miała rodziców... A przynajmniej takich, którzy by sie o nia troszczyli.
Poza Katerina. Ale Katerine ona przecie zatrudniała.
Czułam sie te winna wobec rodziców, których jakos tak ignorowałam. Mo e ta pizza
i wizyta nie nadrobia trzech dni milczenia. Ale byłby to ju jakis poczatek. To i nowiusienkie
komórki, marki innej ni Stark, które kupiłam dla ka dego z rodziców i dla Fridy te .
Poza tym, pomyslałam, e mama powinna posłuchac niektórych z teorii Lulu.
Uznałam, e z punktu widzenia studiów kobiecych powinny ja zaciekawic. A przynajmniej
wydac sie warte głebszego zbadania.
- Pomyslałam, e kolacja w domu bedzie fajna, na odmiane od jedzenia na miescie -
dodałam.
- Aha - powiedziała Lulu. Pogrzebała w torebce, znalazła puderniczke, a potem
sprawdziła swoje odbicie w lusterku. - Rozumiem. No i jak ci poszło z tym chłopakiem z
liceum?
Usmiechnełam sie, wspominajac, e Christopher jeszcze mi nic nie powiedział o tych
naklejkach.
Ale gapił sie na mnie. O rany, jak on sie na mnie gapił.
- Chyba udało mi sie nawiazac kontakt - powiedziałam. - Troche jest zagubiony, ale...
- Wzruszyłam ramionami. - Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
- Oni wszyscy sa zagubieni - Lulu westchneła z głebi serca. - Aha i dlaczego jakis
facet od kablówki był dzisiaj po południu u nas w domu?
- Instalujemy sobie Wi - Fi - zapowiedziałam jej, zatrzymujac sie przed drzwiami 14L.
- Jesli nie bedziemy ju korzystały z połaczenia przez modem, nasze problemy powinny sie
rozwiazac. Przynajmniej na razie. A co? Zaprosił cie na randke?
- Oczywiscie - potwierdziła Lulu. - Ale ja powinnam umawiac sie teraz z Waga, a on
jest Kozioro cem, wiec nic by z tego nie było.
- Gotowa? - zapytałam ja, zbli ajac palec do dzwonka.
- Gotowa - odpowiedziała Lulu, chowajac puderniczke. - Ale naprawde nie wolałabys
pójsc do Nobu? Od pizzy zawsze robi ci sie cos w srodku. A potem mogłybysmy pójsc do
Cave.
- W srodku - rzuciłam - to mnie sie ju cos porobiło. Prawde mówiac, nigdy nie bedzie
tam tak idealnie, jak na zewnatrz. Zadzwoniłam do drzwi. - Ale wiesz co? Zaczynam uwa ac,
e w srodku to nikt nie ma idealnie.
- Otworze! - Usłyszałam wrzask Fridy zgłebi mieszkania. A chwile pózniej drzwi
mojego dawnego domu otworzyły sie, a Frida, w dresie i z twarza wysmarowana kremem na
całej strefie T, wytrzeszczyła na nas oczy. - O mój Bo e, to jest... To jest... To jest...
- Czesc, Frida - przywitałam sie. - To ja. Mo esz powiedziec mamie, e przyszłam?
Przyniosłam pizze... i przyprowadziłam przyjaciółke, Lulu.
- Ja... Ja... Ja... - Frida była tak podekscytowana, e zatrzasneła nam drzwi przed
nosem. A potem usłyszałam, jak galopuje przez mieszkanie i drze sie: - Mamooo! Zgadnij,
kto przyszedł!
Lulu zerkneła na mnie z zaciekawieniem. A potem powiedziała:
- Nikki? Skad ty w ogóle znasz tych ludzi?
- Lulu - odparłam. - Nawet nie wiem, od czego zaczac ci to wytłumaczyc.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz