niedziela, 29 lipca 2012
27
Zadrżałam ogarnięta strachem, lecz zdołałam się opanować. Zaatakował od razu, ale Will w jednej chwili znalazł się przede mną. Kiedy Ragnuk wyskoczył w górę, Will uchylił się i z całych sił uderzył ursida barkiem w pierś, wyrzucając go wysoko w powietrze. Ragnuk opadł na ścianę za nami - skruszyła się pod jego naporem. Obrócił się błyskawicznie i skierował swoją moc prosto w pierś Willa, odrzucając go daleko do tyłu, na przeciwległą ścianę. Will krzyknął głośno i złapał się za brzuch. Wstrzymałam oddech, gdy zobaczyłam, co się stało: z jego tułowia wystawała żelazna rura, na którą się nadział. -Will! - krzyknęłam i popędziłam do niego. Ragnuk odwrócił się do mnie, powoli niczym wąż, z triumfującym wyrazem swego kanciastego pyska. Zniknął na moment i zaraz poczułam, że coś mnie pchnęło; uderzyłam plecami o kolumnę. -Ellie!- krzyknął Will z drugiego końca hali. Ze wzrokiem coraz bardziej zamglonym osunęłam się na podłogę oszołomiona, a kiedy podniosłam oczy, ujrzałam tuż nad sobą ciemny pysk kosiarza.
- Obudź się, Śpiąca Królewno - odezwał się drwiącym tonem, owiewając mnie gorącym oddechem. Wymierzyłam cios pięścią w jego nos, tak że odleciał do tyłu, młócąc wściekle ramionami. Po kilku chwilach dźwignął się ciężko, potrząsając głową i grzmiąc z wściekłości. Pobiegłam do Willa i zatrzymałam się przy nim. Przesunął trochę ciało, usiłując zsunąć się z rury. Ujęłam jego twarz w dłonie i przycisnęłam czoło do jego policzka. - Zdejmę cię z tego - wyszeptałam zdyszana i przesunęłam dłońmi wzdłuż rury. - Pomogę ci! - Przywołaj miecze! - jęknął. - Szybko. Kiedy moje dłonie zacisnęły się na rękojeściach, ze zdziwieniem zobaczyłam, jak są spokojne. Will otworzył szeroko oczy. - Za tobą! Obróciłam się błyskawicznie. Ragnuk znowu atakował. Zamachnął się łapą i podciął mi nogę, zaczepiając ją szponem. Straciłam równowagę i opadłam na plecy. Ragnuk zacisnął zęby na mojej nodze i odrzucił mnie daleko, tak że zgubiłam miecze. Wpadłam na dużą skrzynię pełną złomu i tektury. Jęknęłam, kiedy usłyszałam trzask w nadgarstku. Przytrzymując złamaną rękę, zaczęłam rozglądać się za mieczami. - Zostaw ją! - krzyknął Will. Zobaczyłam, że wciąż próbuje zsunąć się z rury. Z dłońmi zaciśniętymi na jej końcu, resztkami sił przesuwał się powoli do przodu. Kosiarz podszedł do mnie z głową pochyloną nisko, wpatrzony wygłodniałym spojrzeniem. -Wstawaj, dziewczyno! Dźwignęłam się nieporadnie, z ranną ręką przyciśniętą do tułowia, nękana falami bólu, które płynęły
w górę ramienia. Czułam, że drobne kości zrastają się i poruszają pod skórą, ustawiając się na swoim miejscu. - No i znowu się spotykamy - wycedził kosiarz. -Bastiana już nawet nie obchodzi, czy umrzesz, czy nie. Mówi, że twoja śmierć nie jest już potrzebna. Teraz jego rozkazy nic dla mnie nie znaczą. Pożrę cię żywcem. - Ellie, nie słuchaj go! - zawołał Will. Ragnuk spojrzał w jego stronę. - Twój Stróż nie wie, kiedy przegrał. Typowe dla vira. - Podbiegł do Willa i obrzucił go groźnym spojrzeniem. - Wszyscy myślicie, że jesteście bogami, którzy potrafią atakować i wydawać rozkazy. Nie jesteście lepsi od ludzi. Nawet wyglądacie tak jak oni. - Splunął na ziemię u stóp Willa. - W dużej mierze. Ragnuk przeciągnął pazurem po policzku Willa, pozostawiając na nim krwawą linię. Rozcięcie natychmiast się zasklepiło. Szpon był na tyle duży, że mógłby przebić czaszkę Willa, tymczasem ursid obszedł się z nim... przerażająco łagodnie. - Robisz dobrą robotę, Stróżu. Wygląda na to, że nabrałeś ją, a ona uwierzyła, że jesteś człowiekiem. Pewnie nawet nie pamięta, do czego jesteś zdolny, prawda? Will nic nie odpowiedział. Nie rozumiałam, dlaczego Ragnuk po prostu go nie zabił. W tej chwili mógł zrobić z nami, co chciał, lecz zamiast nas wykończyć, jakby się droczył. Miałam wrażenie, że delektuje się chwilową władzą nad nami. - Pewnie nic jej nie powiedziałeś, co? - Ursid się zaśmiał. - Ty arogancki virkisynu. Nie próbowałeś pobudzać jej pamięci? To może ja dostąpię tego zaszczytu? Przypomnimy jej o potworze, jakim jesteś w rzeczywistości? -Uśmiechnął się niedźwiedzim pyskiem i oblizał kły.
Will szarpnął się i zamachnął pięścią, lecz kosiarz płynnym ruchem uchylił głowę, swobodnie unikając ciosu. Chwycił koniec rury w szczęki i zagiął ją do góry. Metalowa rura zajęczała, wygięta teraz o dziewięćdziesiąt stopni. Will wciągnął chrapliwie powietrze. -Teraz spróbuj z tego zejść - zadrwił Ragnuk okrutnym, mrocznym głosem. - Will! - krzyknęłam przerażona. Zacisnęłam dłoń w pięść i zakwiliłam z bólu. Ragnuk, uśmiechnięty, odsunął się od Willa, klekocąc pazurami o podłogę. Ruszył ku mnie ciężkim krokiem, lecz w połowie drogi zatrzymał się i zaczął chodzić tam i z powrotem. Najwyraźniej był rozdarty: prawdopodobnie nie mógł się zdecydować, czy od razu mnie zabić, czy też podręczyć przed śmiercią. - Dlaczego nie wyjawiłeś jej swojej prawdziwej tożsamości? - warknął do Willa. - Mogłeś łatwo uciec z tej pułapki. Widziałem już, jak wychodziłeś z gorszych opresji. Nie mówisz jej wszystkiego, Strażniku! Wpatrywałam się w Willa zdezorientowana. Co Ragnuk miał na myśli? Will mówił, że nie zmienia postaci tak jak Geir. Poczułam ucisk w żołądku. Czyżby mnie okłamał? Czy zamierzał zmienić postać na moich oczach? Ramiona Willa drżały z wysiłku. Odzywając się, nie spojrzał na Ragnuka. - Nie jestem taki jak ty - powiedział z głową spuszczoną nisko, tak że włosy opadły mu na oczy. Ursid wybuchnął gromkim śmiechem. -Jesteś kosiarzem! Nie obchodzi mnie, czy anielskim, demonicznym czy idiotycznym. Nie jesteś człowiekiem, więc przestań udawać! - Ślina opryskała mu wargi, kiedy mówił. - Trawi cię nienasycony głód.
-Jestem czymś więcej - jęknął Will. - Wcale nie!- zaprzeczył Ragnuk. - Myślisz, że nie jesteś potworem, ale jesteś nim. Pokaż jej, Stróżu. Pokaż dziewczynie! - Nie jestem potworem! Kiedy Will przyciągnął swoje ciało do końca rury, jego moc wybuchła, napierając na podłogę i ścianę za nim. Chwyciwszy rurę obiema rękami, wyprostował ją. Patrzyłam przerażona, jak zsuwa się na podłogę z dziurą w tułowiu, pozostawiając na rurze długi krwawy ślad. Opadł na ręce i nogi, krwawiąc obficie. Wstał nieporadnie, kaszląc i jęcząc, i spojrzał na Ragnuka. -Ale człowiekiem też nie jestem. Will zachwiał się i oparł o lśniącą od krwi rurę, czekając, aż dziura w jego ciele się zabliźni. Kiedy odwrócił się do mnie z umęczonym wzrokiem, pod podartą koszulą nie było już śladu po ranie. Wyrwał rurę z kawałkiem ściany. Ragnuk zawarczał, odsłaniając ogromne kły. Z szeroko otwartą paszczą i szczękami gotowymi do ataku przycisnął Willa do ściany. Wtedy ten zamachnął się rurą i wepchnął ją w pysk Ragnuka. Ursid kłapnął szczękami i odrzucił głowę, krztusząc się i warcząc. Will wyciągnął rurę z pyska kosiarza i wepchnął ją w jego szyję, a wtedy Ragnuk zaryczał i rzucił się całym ciałem, uderzając głową w skroń Willa. Rozległ się głośny trzask. Will zwalił się na ziemię i leżał nieruchomy. Jeszcze raz sprawdziłam rękę i zobaczyłam, że jest już w pełni sprawna. Pobiegłam więc na pomoc Willowi, po drodze podnosząc z podłogi jeden z moich mieczy. Ragnuk uderzył mnie w pierś i rzucił na ziemię. Gdy tak leżałam zdyszana, przednią łapą przycisnął moją rękę
z mieczem. Szarpnęłam się, lecz brak tlenu osłabił mnie. Spojrzałam w smoliście czarne oczy kosiarza. - Dla ciebie to już koniec - syknął. Krew z rury wbitej w jego szyję kapała na moją koszulkę. - Wcale nie - warknęłam. Uśmiechnął się okrutnie. - Och, myślę, że już po tobie. Po raz kolejny twój Stróż przegrał i zostałaś sama. Wiem, że pamiętasz ostatni raz, kiedy zostaliśmy sami. Chciałbym delektować s i ę tą chwilą, napawać nią, jeśli pozwolisz. Patrzyłam w jego puste oczy. Zżerał mnie strach 0 Willa i teraz ten strach przerodził się w nienawiść i wściekłość. - Tamto było wtedy, a to jest teraz. Moja moc skupiła się w dłoni w postaci wirującej kuli, a jej gorąco uderzyło nas oboje. Ragnuk otworzył szerzej oczy. Pozwoliłam, by moc wybuchła prosto w jego pysk, a rozgrzane do białości światło połknęło całą górną połowę jego ciała. Ryknął przeraźliwie i cofnął się, potrząsając gwałtownie głową, oślepiony światłem mojej mocy. Przeturlałam się w bok i podniosłam drugi miecz. Ragnuk wciąż cofał się przed rozjarzonym światłem. Kiedy wreszcie zgasło, spojrzałam zdumiona na szkody, jakie wyrządziło. Połowa pyska ursida była spalona, tak że widać było jego mięśnie wystające spod zwisających strzępów ciała i lśniące kości. Ogromne kły z prawej strony były całkowicie odsłonięte, a zwęglone szczęki klekotały groteskowo. W jego prawym ciemnym oczodole nie było oka, a drugą powiekę zacisnął mocno z bólu. Chwiał się na nogach, rzężąc głośno. Patrzyłam
z przerażeniem, jak jego pysk próbuje się uleczyć; ciało odrastało powoli, lecz nadaremno. Musiał się posilić. Kosiarz spojrzał na mnie swoim przekrwionym jedynym okiem, w którym dostrzegłam świeżą nienawiść i głód. Moje serce zabiło szybciej. - Zobacz, coś narobiła - wycedził, kierując ku mnie upiorne na wpół ocalałe oblicze. - Jak to możliwe, że mnie spaliłaś? Jakby to był anielski ogień! Stałam naprzeciwko niego pełna wściekłości dorównującej jego gniewowi. Skraj mojego pola widzenia zaczął pulsować i ciemnieć, lecz ja starałam się zachować skupienie. Czułam, że moc wzbiera we mnie równomiernie, wylewając się poza punkt kontroli. Znowu traciłam ją, lecz teraz już z tym nie walczyłam. Pragnęłam tylko wbić dłonie we wnętrzności Ragnuka, poczuć smród jego sierści palonej anielskim ogniem. - Nie masz szans, dziewczyno - warknął. - Śmierdzisz ludzkością. Czuję duszę przez twoją skórę. To cię osłabia. - Moja ludzkość dodaje mi sił! - zawołałam przekonana 0 prawdzie tych słów. - Dzięki niej mogę walczyć dalej. Przyjaciele i rodzina dają mi coś, o co warto walczyć! - A gdybyś nie miała swoich mieczy? - Zaśmiał się, rozpryskując naokoło ślinę czerwoną od krwi. - Ty 1 twoja broń. Bez niej jesteś bezradna. Bez niej byłabyś niczym. Moja broń jest częścią mnie. Zęby, pazury i kości. - Wbił szpony w podłogę i oblizał resztki zwęglonych warg. - Jesteś bezradna, Preliatorze, i zawsze będziesz. Poczułam, że coś wzbiera z samego dna mojej istoty, coś rozgniewanego, zdesperowanego, mrocznego. Płynęło wokół moich stóp niczym mgła, błyskając wybu-
chami elektryczności. Przycupnęłam, czując, jak energia wypływa ze mnie pulsującymi falami. Poruszyła podłogą, która zafalowała, jakby pulsowała w rytm własnego serca, w rytm mojego pulsu, obejmując zmysły tym hipnotycznym ruchem. Z wysiłkiem skierowałam swoje spojrzenie na Ragnuka, w jego rozgorzałe gniewem oczy. Warknęłam, przywołując moc, ponieważ czułam, jak wzbiera wbrew mojej woli. - Nie jestem bezradna! - krzyknęłam i uwolniłam tę moc. Betonowa podłoga pode mną zadrżała, a ja wraz z nią, i białe światło pochłonęło Ragnuka. Ursid ryknął i wyskoczył wysoko w powietrze. Opadł z głośnym hukiem i zamachnął się na mnie łapą, lecz odbiłam ramieniem jego uderzenie. Uderzyłam mieczem trzymanym w drugiej ręce, lecz on zacisnął zęby na ognistej klindze i wyrwał mi broń z ręki, a potem odrzucił ją na bok. Grzmotnęłam pięścią w jego miękkie gardło i zaraz zamknął pysk. Wpatrzona w oczy Ragnuka poczułam, że znowu osuwam się w mroczną wewnętrzną głębię. Gdzieś tam w środku wiedziałam, że straciłam nad sobą kontrolę, że mogę zranić Willa. Lecz gdy tylko ta myśl odeszła, minęło też to uczucie. Przyczajona nisko nad podłogą, zebrałam w sobie całą moc, tak jak kilka chwil wcześniej, z mieczami w dłoniach. Zacisnęłam zęby, czując, jak energia wzbiera we mnie, zalewa mnie białym światłem, wylewając się na zewnątrz każdym porem mojego ciała. - Nie możesz tego zrobić, dziewczyno! - zagrzmiał Ragnuk, błyskając białkiem jedynego oka niczym oszalałe zwierzę. Poczułam, jak ziemia trzeszczy i jęczy rozedrgana siłą, która nie mogła pochodzić ode mnie. Wydawszy
ochrypły okrzyk, skierowałam całą moc w podłogę, miażdżąc beton siłą przypływającej fali. Podłoga uniosła się i opadła, niczym woda, a potem osunęła się, tworząc ogromny krater. Cały budynek jęknął boleśnie, spowity tumanami kurzu. - To się nie stanie! - Głos kosiarza wydawał się dochodzić z daleka. Wywołałam kolejną falę, która uderzyła w ściany i kolumny niczym podmuch po wybuchu bomby. Okna wystrzeliły tysiącami migotliwych szklanych okruchów. Rozległ się jęk skręcanej stali i sufit opuścił się z drżeniem, zasypując podłogę betonowymi okruchami. Włosy wokół mojej twarzy płonęły niczym ogień grecki. Ragnuk zaryczał i rzucił się na mnie z wyciągniętymi przed siebie pazurami. Moja moc jeszcze raz zatrzęsła budynkiem i sufit ostatecznie zerwał się i spadł na kosiarza. Zacisnąwszy powieki, zebrałam się w sobie, gotowa podzielić los wroga. Ale tak się nie stało. Poczułam, jak owijają się wokół mnie ciepłe ramiona i przyciągają do jeszcze cieplejszego ciała. Ogarnęło mnie dziwne uczucie: miałam wrażenie, że pędzę, a zaraz potem wszystko ustało. Znowu stałam na nogach w zimnym powietrzu. Kiedy moje spojrzenie nabrało ostrości, zorientowałam się, że stoję na środku ulicy i spoglądam na zniszczony magazyn. Wszystko pulsowało mi w oczach, dlatego nie byłam pewna, czy to, co widzę, jest prawdziwe. Połowa budynku całkowicie się zawaliła i zamieniła w stos drewna, cegieł i metalu. Szukałam wzrokiem Ragnuka, na wypadek gdyby przetrwał. Po długiej chwili usłyszałam jakiś szelest pośród gruzów i znowu zagotowała się we mnie wściekłość. Wdrapałam się na górę i znalazłam ursida przyciśniętego
betonowym blokiem z sufitu. Z jego ust płynęła krew. Poza częściowo odsłoniętą czaszką i przednią łapą reszta jego ciała była rozpłaszczona pod ciężarem gruzu. Pazury wolnej łapy grzebały niemrawo w ziemi, jakby próbował jeszcze wydostać się na wolność, lecz jego wysiłki były nadaremne. Podeszłam do potwora z mieczami w rękach; końce ich kling ocierały się zgrzytliwie o kawałki betonu. Szkliście czarne oko kosiarza skierowało się w moją stronę, błyskając przekrwionym białkiem. - Czy ty... zamierzasz... skończyć ze mną? - wyrzucił z siebie z trudem. Jego szczęki trzeszczały nieprzyjemnie w stawach, a odsłonięty postrzępiony mięsień drgał. Spalone ciało na pysku wciąż wznosiło się, podejmując kolejną próbę uzdrowienia. Zdumiewało mnie, że kosiarz jest w stanie jeszcze mówić czy choćby oddychać. Nic nie powiedziałam, mierząc go zimnym spojrzeniem. Nie byłam jeszcze do tego zdolna. Potrafiłam jedynie myśleć, jak ogromny gniew poczułam wobec tej bestii, która teraz była zdana na moją łaskę. Bałam się jej tak długo, a teraz leżała bezradna u mych stóp... Czułam jedynie zadowolenie i przemożne pragnienie zniszczenia jej. -I kto... kto jest teraz... potworem? - Zaniósł się żałosnym, rzężącym śmiechem, gdy klingi moich mieczy zapaliły się anielskim ogniem. Białe światło płomieni zamigotało na naszych obliczach pod nocnym niebem. - Ty... nie masz kręgosłupa! - syknął głosem nabrzmiałym od makabrycznego rozbawienia. Na jego nieszczęście jeśli czegoś nie miałam, to litości, a nie kręgosłupa. Uniosłam miecze. Przestał się śmiać w chwili, gdyjego głowa oddzieliła się od reszty ciała
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz