czwartek, 5 lipca 2012

#20


Kiedy nastepnego ranka taksówkarz wysadził mnie pod LAT, zobaczyłam, e ywe
Trupy maja sie niezle. Wszyscy opierali sie o łancuchy odgradzajace plac budowy po drugiej
stronie ulicy (bo gdzie umiescic liceum, jesli nie naprzeciwko dawnej fabryki nici, która
została zburzona, eby zrobic wiecej miejsca na apartamentowce?).
To znaczy wszyscy poza Whitney Robertson i Jasonem Kleinem. Ci dwoje sie
całowali.
Od samego patrzenia na nich sniadanie podeszło mi do gardła.
Ale to mo e przez francuskie ciastko, które kupiłam w delikatesach koło domu i
zjadłam na sniadanie. Bo chyba układ trawienny Nikki Howard i francuskie ciastka nie pasuja
do siebie.
Nie miałam czasu na porzadne sniadanie. Kiedy budzik sie rozdzwonił, wydawało mi
sie, e dopiero co zamknełam oczy. Byłam nieprzytomna, ale jedno wiedziałam na pewno -
adnych wiecej imprez w dni powszednie. To nie dla mnie.
Kiedy tak le ałam, gapiac sie na gładkie białe sciany sypialni Nikki Howard - jakas
gosposia musiała tu sprzatac, bo ró e od Gabriela znikneły; pewnie wreszcie całkiem zwiedły
- a Cosabella polizała mnie po twarzy, spragniona sniadania i spaceru, przyszło mi do głowy,
e nie musze nigdzie isc - Naprawde. Przecie Nikki Howard jest prawnie samodzielna
nieletnia. Nie musi chodzic do szkoły, jesli nie ma na to ochoty. Mogłabym przewrócic sie na
drugi bok i spac sobie tak smacznie... Limuzyna zabierze mnie na sesje dla „Elle” dopiero o
trzeciej. Moge do tej pory le ec w łó ku, jesli mam taka ochote.
To było kuszace, bardzo kuszace. Zwłaszcza e wczoraj w nocy wróciłam do domu za
bardzo nakrecona, eby od razu zasnac, wiec po wysłuchaniu wiadomosci od mamy -
siedmiu, a ka da nastepna zdradzała wiekszy niepokój ni poprzednia - poszłam do pokoju
Lulu, która ju spała, i sprawdziłam jej laptopa. Okazało sie e, tak jak w komputerze Nikki
Howard, zainstalowano w nim jakis software sledzacy uderzenia w klawisze.
Rozłaczyłam oba modemy, a kiedy podłaczyłam je ponownie. obie klawiatury działały
jak nale y.
To prawda, e miałam tylko ten komputer marki Stark... Ale skoro teraz działał bez
szpiegowskiego software'u, po co w ogóle isc do szkoły? Musiałabym wymyslic dla Nikki
jakas zupełnie nowa internetowa to samosc, bo wiedziałam, e rodzice skasowali wszystkie
moje dawne konta (za du a pokusa, jak mi powiedzieli, zwłaszcza e podobno umarłam). Ale
tak fajnie byłoby znów zajrzec do sieci! Mogłabym pograc w Journeyquest i pogadac z
Christopherem...
Oj, zaraz, nie. Nie mogłabym. Bo niby skad Nikki Howard min łaby znac
Christophera Maloneya? eby go poznac, musiałaby dzisiaj isc do szkoły...
Co, przyznam, było jedyna rzecza, która kazała mi wygramolic sie z łó ka. Ubrałam
sie, wrzucajac na siebie pierwsze rzeczy, które wpadły mi pod reke, czyli, jak sie okazało,
jakas sukienke o podwy szonej talii, która miałam wkładac do czarnych legginsów,
kowbojskich butów i mnóstwa długich naszyjników (Lulu wyło yła je dla mnie wczoraj w
nocy, chichocac i tłumaczac, e pierwszego dnia w szkole musze dobrze wygladac).
Ten strój okazał sie zadziwiajaco wygodny. Znaczy, jak na cos, co nie było para
d insów i tiszertka.
Kiedy umyłam zeby i twarz i wy szczotkowałam włosy (ostro nie omijajac nadal
swie a blizne), zobaczyłam w lustrze, e w sumie. W sumie wygladałam nawet niezle.
Kto by sie domyslił, e mo na jednoczesnie wygladac dobrze i czuc sie w tym dobrze?
No bo człowiek zawsze czuje sie swobodnie w dresie, ale mało kto dobrze w nim wyglada
(przynajmniej według Fridy). Nie eby mnie to kiedykolwiek powstrzymało przed ubieraniem
sie tak do szkoły, chyba e Frida dorwała mnie wczesniej i kazała zawrócic, i przebrac sie w
cos innego.
Ale gdy tego nie robiła, ywe Trupy czesto przystawały i zaczynały sie na mnie gapic,
bo tak odstawałam od ich mundurków zło onych z wyprasowanych spodni i koszul z
kołnierzykiem... Cos z gumka w talii? Wykluczone!
Mo e dlatego, kiedy wysiadłam z taksówki i ruszyłam w strone schodów
prowadzacych do sekretariatu, wszyscy stojacy przed wejsciem do szkoły przestali robic to,
czym sie wczesniej zajmowali, i zaczeli po prostu... gapic sie na mnie.
A potem usłyszałam szepty: „Nikki Howard” i przypomniałam sobie, e to nie na
mnie, Em Watts, sie gapia, i nie chodzi te o to, e miałam na sobie nieco niestandardowe
wydanie mundurka ywych Trupów, ale o to, e w sumie mam na sobie ciało supermodelki.
No tak. Własnie.
Zaraz potem jedna osoba oderwała sie od reszty i podeszła bli ej. Dopiero po chwili
dotarło do mnie, e to moja siostra, Frida. A tak zda yła sie ju do tej całej reszty upodobnic.
- Nikki? - odezwała sie, udajac, e nie wie, e to tak naprawde ja.
Stanełam jak wryta i spojrzałam na nia. Bo miała na sobie czerwono - złoty mundurek
czirliderek z LAT. I wygladała z nim totalnie przeslicznie.
- Przebrałas sie w to po przyjsciu do szkoły? - wypaliłam. To była pierwsza rzecz, jaka
przyszła mi do głowy. Na szczescie, stałysmy na tyle daleko od reszty, e nikt nie mógł nas
podsłuchac. - Bo mama nigdy by ci nie pozwoliła wyjsc w czyms takim z domu. Czy ona w
ogóle wie, e dostałas sie do dru yny?
- Przebrałam sie tutaj - przyznała Frida. - I nie, mama nie wie. I podobno masz sie
zachowywac, jakbys mnie nie znała.
- Nie znam cie - powiedziałam, przygladajac sie tej krótkiej, plisowanej spódniczce. -
Ale... wygladasz... wygladasz...
- Daruj sobie, Em - ostrzegła, mru ac oczy.
- ...slicznie.
Fridzie opadła szczeka.
- Zaraz... Czy ty własnie powiedziałas to, co mi sie wydaje?
- To chyba wpływ Nikki albo cos - odparłam, krecac głowa.
- Zaczynam lubic wiele rzeczy, których wczesniej nie lubiłam.
- Na przykład Brandona Starka? - spytała. - Bo dzis rano na TMZ pokazywali wasze
zdjecie, jak cie wczoraj wynosił z Cave. I takie, na którym wrzucił cie do limuzyny, i siedzisz
tam w rozkroku, i widac ci...
Krew w yłach zamieniła mi sie w lód.
- Mama tego nie widziała, prawda?
- e niby ona co rano sprawdza, co napisał na swoim blogu Perez Hilton? Za bardzo
jest zajeta wydzwanianiem do ciebie. Czy ty w ogóle oddzwonisz z tego telefonu, który ci
dała? Moge powiedziec tylko jedno, dobrze e miałas majtki. O mój Bo e - jekneła. - Nie
odwracaj sie, ale chyba wszyscy sie na ciebie gapia. Wszyscy... Nie ogladaj sie, mówiłam.
Ale oni sie gapia. Oni... Hej! Skad masz to naszyjniki?
- Nie mam pojecia. Nale a do Nikki. Sa chyba z tej nowej linii ciuchów. Chyba moge
ci takie załatwic…
- Byłoby super. Tylko na nich popatrz - powiedziała z satysfakcja, zerkajac na
Whitney i jej wytrzeszczajacy oczy dwór. - Próbuja sie domyslic, co ja tu robie, gadajac z
toba. Mówiłam, nie ogladaj sie.
- A potem dodała: - O mój Bo e, Whitney Robertson sie tu gapi. To niesamowite!
Whitney Robertson na mnie patrzy. Na mnie. Jeszcze nigdy na mnie nie spojrzała, nigdy. To
najlepszy dzien w moim yciu.
- Taa, swietnie - mruknełam, minełam Fride, eby wreszcie isc do tego sekretariatu. -
Witaj w swiecie Nikki Howard. Dobrze wiedziec, e komus to sie podoba.
Wchodzac do budynku, obejrzałam sie przez ramie i zobaczy łam, e ze trzydziesci
osób podbiegło do Fridy, dopytujac sie, o czym ze mna rozmawiała. Zachowała zimna krew,
wzruszała ramionami i poprawiała sobie włosy.
Ale widziałam, e czuje sie jak w raju.
Szkoda, e dla jej frajdy ja musiałam przechodzic piekło.
Dostałam moja dawna szafke.
Powinnam była sie domyslic, e tak bedzie. Przecie nikt poza mna nie opuscił szkoły
w srodku semestru. A nawet gdyby, to w LAT na pewno jest lista czekajacych na przyjecie,
bo mimo wysokiej populacji ywych Trupów (a mo e własnie ze wzgledu na nia?) uwa a sie,
e to bardzo dobra szkoła.
Byłam w sumie całkiem pewna, e Stark Enterprises zapłacili niezła sume w ramach
„darowizny”, eby mnie przesunac na szczyt tej listy.
Nic dziwnego, e dostałam swoja stara szafke... I wyladowałam na swoich wielu -
choc nie wszystkich - starych zajeciach.
Najwyrazniej obawiano sie, e Nikki Howard nie poradzi sobie na zajeciach na
poziomie rozszerzonym, na które zapisana była wczesniej Em Watts... Zwłaszcza w swietle
tej rzekomej amnezji. Musiałam niezle sie nagimnastykowac w sekretariacie, ale udało mi sie
zapisac Nikki Howard na zaawansowany angielski, biologie i trygonometrie (zapewniłam, e
jesli nie bede sobie radziła z lekcjami, to sie przepisze).
Po miesiacu nieobecnosci w szkole istniało całkiem spore prawdopodobienstwo, e
faktycznie nie zda e nadrobic... Ale chciałam spróbowac, skoro to znaczyło, e przynajmniej
na niektórych lekcjach bede razem z Christopherem. Jak inaczej miałabym znów sie z nim
zaprzyjaznic?
Troche głupio było udawac, e nie znam kombinacji do zamka przed moja
przewodniczka, jakas pierwszoklasistka, której nie znałam, eby nie pomyslała sobie, e mam
jakies zdolnosci parapsychiczne.
Ta dziewczyna, Molly Hung, dostała totalnego parali u, e to ona oprowadza po
szkole Nikki Howard. Była naprawde niesmiała i widziałam, e palce jej dr ały, gdy mi
pokazywała, jak otworzyc szyfrowy zamek. Kiedy kazała mi spróbowac pare razy samej,
ebym zapamietała - a ja otworzyłam szafke i ku swojemu zdumieniu zobaczyłam, e
wszystkie moje rzeczy znikneły (chocia powinnam sie była domyslic, e tak bedzie) -
zebrała sie wreszcie na odwage i spytała.
- Naprawde chodzisz z Brandonem Starkiem? B - bo raz widziałam wasze wspólne
zdjecie...
- Taa - powiedziałam. - Ale nie traktujemy tego zbyt powa nie. Miałam, hm, wypadek
i...
- Och! - Molly zakryła reka usta i spojrzała na mnie z przestrachem. - Racja!
Zapomniałam! Nie mo esz tego pamietac. Przepraszam cie! Naprawde. Bo e, jestem taka
głupia.
- Nie ma sprawy - zapewniłam. - Nie przejmuj sie. Ale ona nadał miała taka mine,
jakby chciała sie zabic. Odprowadziła mnie na pierwsza lekcje - przemawianie publiczne - a
pod drzwiami powiedziała:
- Wiem, jakie to musi byc trudne zaczynac w nowej szkole, gdzie sie nikogo nie zna.
Wiec jesli bedziesz chciała zjesc ze mna lunch, to... nie mam nic przeciwko.
- Och! - westchnełam. W ogóle jeszcze nie pomyslałam o tej wa nej kwestii. Z kim
bede siedziec przy lunchu? Zało yłam z góry. e z Frida, ale teraz dotarło do mnie, e to
absurd. Dlaczego Nikki Howard miałaby siedziec z dziewczyna, z która pogadała
niezobowiazujaco na schodach przed szkoła? Prawde mówiac, Nikki Howard poszłaby na
lunch na miasto.
Kogo ja próbuje nabierac? Przecie Nikki Howard w ogóle by nie trafiła do
zwyczajnego liceum. Chyba, e wystepowałaby w jakims reality show.
- Dzieki - powiedziałam do Molly. - Jesli bede jadła w stołówce, to spróbuje sie za
toba rozejrzec.
- No to udanej lekcji - odparła, rumieniac sie z radosci. - A jesli bede ci potrzebna,
masz numer mojej komórki. Dzwon, gdybys czegos potrzebowała. Czegokolwiek, Okej?
- Okej - powiedziałam i usmiechnełam sie do niej.
Ku mojemu zdziwieniu Molly zarumieniła sie jeszcze bardziej. A potem szybko
pobiegła w swoja strone, z mina... no, uszczesliwiona. Tylko tak moge ja okreslic.
Nawiasem mówiac, to strasznie dziwne tak kogos uszczesliwic tym, e sie do niego
zwyczajnie usmiechneło. Nikt nigdy nie reagował w taki sposób, kiedy sie usmiechałam w
moim poprzednim wcieleniu. A w ciele Nikki, ilekroc sie usmiechne, wszyscy praktycznie
dostaja zawału.
Poza ojcem Brandona.
Wiedziałam, e kiedy wejde do klasy, zrobi sie jeszcze dziwniej - byłam spózniona, bo
musiałam wypełnic w sekretariacie te wszystkie papiery, a nie pamietałam numeru
ubezpieczenia Nikki Howard. Za ka dym razem, kiedy ktos mnie prosił o jego podanie,
musiałam go sprawdzac (pamietałam, eby naładowac sidekicka), ale w sumie nikt sie nie
dziwił, bo przecie podobno straciłam pamiec.
Weszłam na przemawianie publiczne, przerywajac wystapienie McKay Donofrio,
która mówiła o tym, jakie to wa ne, eby czytac dzieciom. Urwała, gdy mnie zobaczyła, i po
prostu gapiła sie na mnie. Reszta klasy obudziła sie i zrobiła to samo. Dopiero po kilku
chwilach do pana Greera dotarło, e nikt nic nie mówi, wiec otworzył oczy i zobaczył, e tam
stoje.
- No tak - powiedział, udajac, e wcale nie spał. - Mówili, e mamy sie ciebie
spodziewac. Nikki Howard, prawda?
- Tak - odparłam, podajac mu usprawiedliwienie spóznienia i zapis na zajecia. - Dzien
dobry.
- Swietnie, swietnie - powiedział pan Greer, biorac ode mnie obie karteczki i nawet na
nie nie patrzac. - Moi drodzy, to jest Nikki Howard, nowa uczennica, która zostanie z nami do
konca semestru. Nikki, znajdz jakies wolne miejsce. Chyba tam jedno zostało...
Wskazał moje dawne miejsce. No, oczywiscie.
Poszłam do stolika z opuszczona głowa i usiadłam na swoim dawnym krzesle, udajac,
e nie słysze tych wszystkich szeptów. Christopher, jak zauwa yłam, kiedy odwa yłam sie na
niego zerknac, raz dla odmiany nie spał.
Ale to niejedyna rzecz, która sie w nim zmieniła.
Obciał włosy.
Nie miałam zamiaru stawac jak wryta i gapic sie na faceta, którego rzekomo nie
znałam, ale troche trudno było tak nie zareagowac, ho jeszcze nigdy nie widziałam
Christophera z włosami nieopadajacymi na kark. Nosił długie włosy, odkad pamietam - na
pewno od czasów gimnazjum i przez całe liceum. Teraz ostrzygł sie bardzo podobnie do
chłopaka Whitney Robertson, Jasona Kleina. W sumie patrzac na Christophera przelotnie,
mogłabym go nawet z Jasonem pomylic, tak wyrazne stało sie teraz to podobienstwo. Nijak
nie dałoby sie go odró nic od reszty ywych Trupów. Wło ył nawet do d insów cos, co
wygladało jak bladozielona koszulka polo.
Co sie stało? Wiem, e musiał doznac wstrzasu, patrzac, jak ( w pewnym sensie)
umieram na jego oczach, a potem isc na mój pogrzeb i tak dalej.
Ale a takiego wstrzasu, eby zamienic sie w lalusia?
- No wiec, Nikki - pan Greer wyrwał mnie z osłupienia - robimy tu pieciominutowe
ustne prezentacje, w których nale y uzasadnic swój punkt widzenia na temat wybrany przez
ucznia. Nie oczekuje, e przygotujesz cos w tym tygodniu, ale jesli chcesz, mo esz
spróbowac w przyszłym.
- Dobrze - powiedziałam szybko, odrywajac spojrzenie od Christophera. Otworzyłam
swój nowiutki zeszyt - cokolwiek, byle oderwac sie od tego, co sie stało z Christopherem i
jego włosami, chocia teraz, siedzac plecami do niego, ju go nie widziałam.
Co mu sie stało? ywe Trupy go wchłoneły, tak jak moja młodsza siostre? Jak to sie
mogło stac? Zdaje sobie sprawe, e nie było mnie miesiac, no ale mimo wszystko! Jak on
mógł sciac te włosy? Tak długo stawiał opór Komendantowi...
A potem ja umieram i bach! Opór nagłe znika? Nie! Tak po prostu nie mo e byc!
Nie, eby w tej fryzurze wygladał zle. W sumie wrecz przeciwnie. Nawet Frida
musiałaby przyznac, e Christopher dobrze wygladał. Naprawde dobrze. Szkoda, e mnie nie
uprzedziła o tym alarmujacym rozwoju wypadków. No bo co, jesli teraz, ze swoim nowym
wygladem, Christopher zaczał przyciagac damska uwage? Znaczy, pomijajac moja.
Nie, to niemo liwe. Jedyna damska uwaga, jaka kiedykolwiek na siebie zwrócił, to
była moja uwaga, a on w dodatku nawet nie był tego swiadomy (a przynajmniej tego, e ja w
ogóle jestem płci enskiej).
Ale teraz wygladał naprawde bardzo dobrze. To znaczy, ja zawsze uwa ałam, e
dobrze wyglada. Ale teraz wszyscy musieli to widziec. Co, jesli on z kims chodzi? Och,
dlaczego nie zapytałam Fridy, co sie z nim dzieje od strony towarzysko - uczuciowej?
Mnóstwo sie mo e zdarzyc w ciagu miesiaca. No bo popatrzcie na mnie. Miałam zupełnie
nowe ciało. Nie wspominajac ju o twarzy, nazwisku, numerze ubezpieczenia...
I jakby nie wystarczył fakt, e podejrzewam swojego najlepszego przyjaciela o to, e
zdradza mnie z innymi dziewczynami (no, nie do konca, skoro on nigdy sie nie dowiedział, e
w ogóle mi sie podoba, a poza tym uwa ał, e umarłam), ciagle miałam wra enie, e cała
klasa sie na mnie gapi.
Pewnie tylko tak mi sie wydawało.
Ale gdy poniosłam wzrok znad gryzmołów, które rysowałam w nowym zeszycie,
przekonałam sie, e niczego sobie nie ubrdałam... Wszyscy wytrzeszczali na mnie oczy, a
kiedy podniosłam wzrok, wszystkie głowy szybko sie ode mnie odwróciły.
Udałam, e upusciłam ołówek, i kiedy schyliłam sie po niego, zerknełam szybko w
strone Christophera.
A on nie odrywał wzroku od McKayli.
Nawet mnie nie zauwa ał! Co tu sie działo? I w ogóle, dlaczego on nie spał? Zawsze
spał na tej pierwszej lekcji. Christopher chodzi z McKayla? Wykluczone. McKayla jest
przewodniczaca licealnego klubu biznesowego. Klubu biznesowego. Nie ma mowy, eby ja
polubił. Przecie on potrafi mówic wyłacznie o tym, e kiedy ju skonczy Harvard,
zrewolucjonizuje Wall Street. Nie mogła sie spodobac Christopherowi. On nie mógł...
Wiedziałam, e nie zrobie wiekszych postepów, jesli bede dalej myslała w ten sposób.
Zirytowana zaczełam jeszcze gorliwiej bazgrac. Narysowałam kolejny rysunek, tym
razem Cosabelli, Wczoraj wieczorem Lulu obiecała mi, e sie nia zajmie, kiedy ja cały dzien
bede w szkole. Biedactwo wyło i szczekało, widzac, e wy chodze z domu bez niej. Nie znam
sie zbyt dobrze na psach, ale miałam wra enie, e to nie jest normalna reakcja. Czy
rzeczywiscie Nikki wszedzie ja ze soba zabierała? Bo Cosy zachowywała sie tak, jakby
zostawianie jej w domu było jakims przestepstwem federalnym.
Bardzo sie bałam, co zastane w domu po powrocie. Watpiłam, eby Lulu okazała sie
szczególnie odpowiedzialna opiekunka do psa. Byłam pewna, e wieczorem czeka nas
powa ne szorowanie wykładziny.
Och, niewa ne. Rekom Nikki przyda sie troche cwiczen. Były praktycznie
bezu yteczne. Nic nimi nie umiałam narysowac... Nawet nagryzmolic marnego pieska. I w
ogóle, czym ta Nikki przez cały dzien zajmowała rece? Przecie lakieru do paznokci mo na
poło yc tylko jakas skonczona liczbe warstw, prawda?
- Pst.
Obejrzałam sie przez ramie z nadzieja, e to Christopher na mnie psyka. Ale nie.
Usmiechała sie do mnie Whitney Robertson.
Taa. Whitney. Usmiechała sie. Do mnie.
I zanim sie połapałam, w moja strone poleciała zwinieta karteczka. Złapałam ja
odruchowo.
A kiedy ja rozwinełam, zobaczyłam, e to liscik.
Liscik od Whitney.
Nie wiedziałam, co zrobic. Whitney jeszcze nigdy nie rzuciła na lisciku. Zobaczyłam,
e jej kumpelka z ywych Trupów, Lindsey. macha do mnie. Zupełnie, jakby chciała
powiedziec: „czesc”. I te sie do mnie usmiechała.
Zanim zda yłam sie powstrzymac, odwzajemniłam usmiech Zaraz. Co ja wyrabiam?
Usmiecham sie do ywych Trupów?
Pochyliłam głowe, eby włosy Nikki zakryły mi twarz, i spojrzałam na karteczke.
„Czesc!”
Pismo Whitney było pełne zakretasów, a kropke pod wykrzyknikiem przerobiła na
kwiatek.
„Witaj w LAT! Strasznie sie cieszymy, e tu jestes. Ja jestem Whitney Robertson.
Wiem, e pewnie ka dy ci to mówi, ale serio, jestem twoja najwierniejsza fanka. Na pewno
wielu ludzi tak twierdzi. ale w moim przypadku to naprawde prawda. Podziwiam twoje do
konania odkad zaczełas sie pojawiac w reklamach.
W ka dym razie, na pewno dziwnie sie czujesz, zaczynajac w nowej szkole i tak dalej.
Wiec chciałam sie po prostu przywitac! A jesli masz lunch na przerwie B, to przy naszym
stoliku totalnie czeka na ciebie miejsce! Jadamy obok baru sałatkowego. Buziaki, Whitney”.
A ni ej zapisała numer swojej komórki.
Gapiłam sie na karteczke i mnóstwo mysli przelatywało mi przez głowe. Miałam
ochote zwinac ja z powrotem w kulke i cisnac Whitney w twarz.
A potem pomyslałam, eby odpisac, e mnóstwo ju o Whitney słyszałam, i o tym,
jaka zawsze była wredna, i e nie usiadłabym przy lunchu z nia i z jej przyjaciółmi nawet,
gdyby była ostatnia osoba na ziemi.
Ale nie zrobiłam adnej z tych rzeczy. Bo - i wiem, e to zabrzmi dziwnie - naprawde
uwa ałam, e Nikki Howard adnej z tych dwóch rzeczy by nie zrobiła.
Nie, ebym próbowała postepowac jak Nikki Howard, ani nic. A przynajmniej, nie w
szkole.
Ale skoro byłam nia, to po prostu... Sama nie wiem. Nie mogłam sobie wyobrazic,
eby Nikki Howard - z tego, co o niej wiedziałam w ogóle sie przejmowała, co jakas
durnowata dziewczyna imieniem Whitney pisze do niej w jakims lisciku.
Pewnie dlatego, e kiedy zagladałam w głab własnej duszy, po prostu nie mogłam sie
ju przejmowac Whitney i tymi jej głupimi próbami udowadniania własnej wy szosci.
Miałam zbyt wiele innych problemów.
Na przykład taki, e mój najlepszy przyjaciel unikał najmniejszego kontaktu
wzrokowego ze mna.
Ale wiedziałam, e jesli w ogóle nie zareaguje, Whitney poczuje sie zlekcewa ona. A
nie potrzebowałam nowego wroga od pierwszego dnia. Nawet jesli w sumie nie byłaby
nowym wrogiem.
Wiec odgarnełam włosy, odwróciłam sie i usmiechnełam do niej.
I wtedy zdarzyło sie cos niesamowitego.
Whitney Robertson sie zarumieniła.
Powa nie. Nigdy nie sadziłam, e do yje takiego dnia. Ale jej policzki zaró owiły sie
z zadowolenia i usmiechneła sie do mnie, i pomachała reka, a siedzaca za nia Lindsey te
zaczeła machac.
Whitney szepneła bezgłosnie: „Zadzwon!” i udała, e trzyma telefon przy uchu.
Skinełam lekko głowa eby dac znac, e rozumiem, a potem odwróciłam sie z
powrotem. Tak własciwie łatwiej było byc Nikki, ni myslałam.
W tej samej chwili, w której zadzwieczał dzwonek, Whitney podbiegła do mnie.
Niestety, bo miałam zamiar obrócic sie do Christophera i rzucic jakas niezobowiazujaca
uwage, na przykład: „Ta lekcja zawsze jest taka nudna?”
Ale nie mogłam, bo ta szkolna królowa z piekła rodem przywarła do mnie jak keczup
do steku.
- Jak sie masz? - zapytała, jak tylko przebrzmiał dzwonek. - Widziałam na
Entertainment Tonight twój... No wiesz... To musiało byc okropne, nie móc sobie nic
przypomniec!
- Cos tam pamietam - powiedziałam, zbierajac swoje rzeczy. Pamietałam, na przykład,
wszystkie te sytuacje, kiedy Whitney i jej przyjaciółki smiały sie w damskiej szatni z mojej
bielizny, bo nosiłam majtki Hanes Her Way, a nie stringi z Victoria's Secret, jakie wkładały
one wszystkie.
- Och, to swietnie - ucieszyła sie Whitney. - No có , jak pisałam, jestem Whitney, a to
jest Lindsey...
- Czesc! - zawołała Lindsey. - Jestem twoja totalna fanka. Strasznie mi sie podobała ta
twoja lipcowa sesja dla „Vogue'a”, e złotymi dodatkami i w tygrysie...
- ...i bardzo sie cieszymy, e bedziesz z nami chodziła do LAT - ciagneła Whitney,
przekrzykujac Lindsey, jakby tamta nic nie mówiła. - To taki zaszczyt, e ze wszystkich szkół
w Nowym Jorku wy brałas akurat nasza...
- Dziewczyny, ruszycie sie stad w dajacej sie przewidziec przyszłosci? - odezwał sie
stojacy za nami Christopher. - Bo niektórzy musza zda yc na nastepna lekcje.
Whitney obejrzała sie na niego, przewróciła oczami, a potem zrobiła mu przejscie.
Serce mi mocniej zabiło przy tym jej spojrzeniu na niego. Bu to znaczyło, e z nowa
fryzura czy nie Christopher nie doczekał sie akceptacji ywych Trupów. Nie stał sie jednym z
nich! Mo e wygladał jak oni, ale nie był taki. Nadal był bezpieczny! Nadal był soba!
- Dzieki - mruknał Christopher i poszedł.
- Do zobaczenia - powiedziałam do niego.
Rzucił mi przez ramie roztargnione spojrzenie - jakby usłyszał, e ktos cos do niego
powiedział, ale nie był pewien kto - i zniknał w tłumie na korytarzu.
Stojaca obok mnie Whitney parskneła.
- Nie zwracaj na niego uwagi - powiedziała. - To jeden z naszych miejscowych
dziwaków. No wiec, wiesz, gdybys miała jakies pytania na temat LAT albo chciała, eby ktos
cie oprowadził, to my ci z najwieksza przyjemnoscia pomo emy. A w ogóle, co robisz w
czasie lunchu? Na pewno nie bedziesz chciała isc do stołówki. Jedzenie jest kompletnie
beznadziejne...
- Czy to nowa torba od Marca Jacobsa? - przerwała Lindsey, wskazujac torbe, która
nosiłam. - Bo jestem na liscie oczekujacych na taka...
- Sama nie wiem - wahałam sie. - Po prostu znalazłam ja w garderobie dzis rano. -
Lista oczekujacych. Ha! - No có , musze leciec na hiszpanski. Wiec przepraszam was, ale...
- Ja te ! - pisneła Lindsey. - Pewnie chodzimy do tej samej grupy! Sala szesc
jedenascie? O mój Dios! Chodz, poka e ci, gdzie to jest.
- Bo e, Lindsey, opanuj sie - burkneła Whitney z irytacja. - Jestem pewna, e Nikki
umie sama trafic.
- Lindsey jestes bardzo miła - powiedziałam i spojrzałam na Whitney. - No có , to
czesc, Whitney. Miło było cie poznac.
I odeszłam ramie w ramie z Lindsey swiadoma, e sledzi nas setka zazdrosnych
spojrzen, a najbardziej zazdrosnie patrzy Whitney. Ale tym razem niespecjalnie mi to
przeszkadzało. Bo zbyt dobrze sie bawiłam, eby sie tym przejmowac.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz