piątek, 6 lipca 2012
#20
Brandon! -krzyknęłam, odskakując od Christophera, jakby jego dotyk mnie sparzył.
Nie pytajcie, jaki instynkt kazał mi to zrobić. Po prostu coś mi mówiło, że widok Nikki w ramionach innego faceta nie zostanie dobrze przyjęty przez jej byłego.
Ale niepotrzebnie się martwiłam. Brandon był schlany. Stał w drzwiach, chwiejąc się na nogach i wpatrując w ciemny pokój spod zmrużonych powiek, jakby nic nie widział. Odetchnęłam z ulgą, że nie zapaliliśmy z Christopherem światła.
- Uff... - sapnął Brandon. - Nikki? Lepiej już chodź.
- Dlaczego? - zapytałam, poprawiając wiązaną górę sukienki, która mogła się trochę zsunąć tu i ówdzie.
- Jakaś laska kazała cię przyprowadzić. - Brandon gapił się teraz na Christophera w słabym świetle od okna, usiłując stwierdzić, czy go zna. Ale że twarz Christophera nie zdobiła nigdy stron TMZ.com, Brandon nie miał pojęcia, z kim ma do czynienia. - Jakaś Frida? Pochorowała się czy co.
Wypadłam z pokoju jak błyskawica.
- Gdzie? - zapytałam spiętym głosem. - Gdzie ona jest?
Ale Brandon tylko wzruszył ramionami. Ledwo kontaktował. Nie miał pojęcia, gdzie się podziała moja siostra. W głównej części poddasza impreza rozkręciła się na całego. Lulu na pewno nie posiadała się z radości. Przez tłum tańczących - i spoconych - gości ledwie było widać drugi koniec salonu. Pod sufitem prawie całkiem goła dziewczyna na trapezie porzuciła czerwoną szarfę. Muzyka była tak głośna, że pulsowała mi pod żebrami. Byłam ciekawa, czy inni mieszkańcy budynku
wezwą policję - ale przypomniałam sobie, że Lulu przewidziała ten problem i zaprosiła ich na imprezę. Mogłabym przysiąc, że widziałam gościa z piętra niżej tańczącego z kimś, kto wyglądał jak Perez Hilton. Lulu była geniuszem. Nie zdziwiłabym się, gdybym gdzieś tu zobaczyła tańczących gliniarzy.
Ale nie mogłam znaleźć Fridy. Szukanie jej w zatłoczonym pokoju było koszmarem. Musiałam się przepychać między wystrojonymi gośćmi, bez końca mamrocząc „przepraszam". I oczywiście połowa z nich - ta męska połowa, co do jednego - łapała mnie za ramię, wykrzykując:
- Nikki! Zostań i zatańcz! No, nie bądź taka! :
- Nie mogę - odpowiadałam z udawanym żalem. - Szukam kogoś.
- Mnie, mam nadzieję - mówili niektórzy, szczerząc się obleśnie.
- Och! Ha-ha! - wtórowałam. - Sorry. Zaraz wracam.
- Koniecznie!
To nie było fajne. .
Prawda była taka, że miałam poczucie winy. W ogóle nie powinnam była spuszczać Fridy z oczu. I gdyby to był ktokolwiek inny, nie Christopher, nie zrobiłabym tego. Oczywiście jasno i wyraźnie zabroniłam siostrze przychodzić na tę imprezę, ale... powinnam była wiedzieć, że i tak się tu zjawi. Zawsze robiła dokładnie to, czego jej zabraniałam. Ja albo rodzice. Czy nie robiły tak wszystkie młodsze siostry, chcąc udowodnić, że są równie „dobre" jak starsze? Nic dziwnego, że napytała sobie biedy.
Dobrze wiedziałam, jak będzie się tłumaczyć, kiedy ją już znajdę: „Przecież ty tu jesteś, Em. Dlaczego ja nie mogę? Tylko dlatego, że jesteś starsza... To nie fair!"
Zanim znalazłam Fridę, wpadłam na Lulu. Tańczyła ze Steve-nem i była w siódmym niebie. Steven też chyba całkiem dobrze się bawił. Ale na twarzy Lulu malowała się wręcz ekstatyczna radość. Rozpromieniła się jeszcze bardziej na mój widok. Ciemne oczy, obrysowane tuszem, który trochę rozmazał się od potu, otworzyły się jeszcze szerzej, kiedy puściła Stevena i podbiegła, żeby chwycić mnie za ramię, stanąć na palcach i szepnąć do ucha:
- Och, Nikki! Widzisz to? Wszyscy przyszli! Wszyscy! To jest najlepsza impreza w historii świata! I uwierzysz? Steven, twój brat, jest spod Wagi!
Spojrzałam na nią, mrugając tępo.
- To... to cudownie - powiedziałam.
- Nie, nie rozumiesz - mówiła dalej, potrząsając mną lekko. - Moja wróżka powiedziała, że jest mi przeznaczony ktoś spod znaku Wagi!
- A... - rzuciłam. - To świetnie. Widziałaś Fridę? Uśmiech Lulu zniknął natychmiast.
- Frida tu jest? Myślałam, że zabroniłaś jej przyjść. - Jej spojrzenie padło na kogoś za moimi plecami. - O, cześć, Christopherze.
Odwróciłam głowę. Oczywiście poszedł za mną. Wszyscy goście, których, jak sądziłam, udało mi się samodzielnie zniechęcić, tak naprawdę bali się groźnego spojrzenia mojego superzłoczyńcy. Cudownie.
- Cześć - powiedział. I wskazał coś palcem. - Czy to nie ona, tam? Z tym całym Gabrielem Luną?
Odwróciłam głowę i zobaczyłam Fridę - czy też kogoś, kto wyglądał jak Frida, w chusteczkowej kiecce - niebezpiecznie blisko otwartego okna, w objęciach Gabriela Luny. Co on wyprawiał? Wiedząc, jak bardzo jest w nim zabujana, oczywiście zakładałam, że planowali coś niewłaściwego.
- Czekaj - powiedziałam i ruszyłam w ich stronę, gotowa w razie potrzeby wypchnąć Gabriela przez okno. Tak bardzo byłam na niego wściekła za wykorzystywanie mojej młodszej
siostry.
Ale kiedy podeszłam bliżej, zobaczyłam, co się naprawdę dzieje. Frida haftowała przez okno do skrzynki na kwiaty - na całe szczęście pustej o tej porze roku - a Gabriel trzymał ją, kiedy szarpały nią konwulsje. Spojrzał na mnie, kiedy podeszłam, i wrzasnął, żeby przekrzyczeć muzykę:
- Chyba jest trochę za młoda, żeby nie odstępować bani.
Frida uniosła drżącą rękę, żeby wytrzeć usta. Zobaczyłam kelnera mijającego nas z tacą kanareczek. Wzięłam garść serwetek i podałam Fridzie, która przyjęła je z wdzięcznością.
- Powiedział, że to owocowy poncz -jęknęła, przysiadając na piętach i patrząc na mnie wielkimi, pełnymi łez oczami.
- Kto powiedział, że to owocowy poncz? - zapytałam, biorąc jeszcze parę serwetek i ocierając jej twarz.
- On. - Wskazała palcem grupkę osób tańczących nieopodal. - Justin Bay.
Odwróciłam głowę i spojrzałam w tamtą stronę. Rzeczywiście, Justin Bay, gwiazda kinowej wersji Journeyąuest - strasznego knota zresztą- stał niedaleko, kręcąc biodrami i ocierając się o jakieś chude modelki (bynajmniej nie o swoją dziewczynę Veronicę) ubrane jeszcze bardziej skąpo niż Frida i na jeszcze wyższych obcasach.
Lulu, która przyszła tu za mną, też spojrzała w tę stronę i zachłysnęła się z oburzenia.
- A jego kto zaprosił? - zapytała, wściekła.
- Z tego, co mówią odźwierni - powiedział Steven - połowa gości ma zaproszenia wydrukowane z Internetu. Bramkarze robili, co w ich mocy, żeby ich odsiać, ale trudno było odróżnić oryginalne zaproszenia od fałszywek. Jest tu też pełno paparazzich - ciągnął Steven. - Wasze przyjęcie może przejść do historii, choćby za złamanie wszelkich przepisów przeciwpożarowych.
- To wcale nie był owocowy poncz - powiedziała smutno Frida. - Prawda?
Nie mogłam oderwać oczu od Justina. Było w nim coś -i nie chodziło o obcisłą koszulę z czarnego jedwabiu ani o złote łańcuchy - co nie pozwalało o nim zapomnieć.
„Nikt nie może tak po prostu zniknąć na zawsze... Nawet kiedy dają ludziom nową tożsamość w programie ochrony świadków, to ci ludzie mają tendencję do utrzymywania kontaktów z dawnymi znajomymi. Nieważne, że ryzykują w ten sposób życie. To siła przyzwyczajenia. Każdy w końcu łamie zasady. Tyje złamałaś, dając mi te naklejki z dinozaurami. Tylko byłem zbyt głupi, żeby załapać".
O Boże! Oczywiście!
To nie mogła być prawda. Śmieszne! Kompletnie nieprawdopodobne!
Ale czy tego samego nie można było powiedzieć o wszystkim, co mnie ostatnio spotkało?
Przepchnęłam się do miejsca, gdzie tańczył Justin, i położyłam mu dłoń na ramieniu. Uchylił powieki do wężowych szparek i powoli przestał kręcić biodrami, kiedy mnie rozpoznał.
- O - powiedział z leniwym uśmiechem. - Siemka, Nik.
- Justin - odparłam bez uśmiechu. - Muszę zobaczyć twoją komórkę.
- Hm,.. to coś nowego. - Spojrzał przez ramię na modelki,
które prawie bzykał na parkiecie, i zaczął się śmiać. Wszystkie były tak samo pijane jak on i też wybuchnęły śmiechem. Żadne nie raczyło przerwać tańca. - Słyszałem swego czasu różne wariackie zachęty, ale „Muszę zobaczyć twoją komórkę" bije wszystkie na głowę.
W mgnieniu oka Christopher był przy moim lewym boku.
- Pokażjej.
- I to już. - Gabriel stał po mojej prawej.
Justin zdał sobie widocznie sprawę, że to jakaś poważna sprawa, i wreszcie przestał tańczyć. Otworzył oczy.
- Chwila - powiedział. - Co to za przesłuchanie? Ja tylko tańczę.
- Zaraz będziesz leżał w kałuży krwi, jeśli nie dasz komórki
mojej siostrze - uprzedził go grzecznie Steven.
Żaden z chłopaków nie miał pojęcia, dlaczego tak mi zależy na komórce Justina Baya. Ale fakt, że chcieli nim wytrzeć podłogę na jedno moje słowo, był budujący. Naprawdę.
- Dobra. - Justin sięgnął do kieszeni ciasnych, prążkowanych spodni od garnituru i wyciągnął srebrny aparacik z klapką, który rzucił w moim kierunku. - Nie wiem, po co ci moja komórka. Mało ci jeszcze tych e-maili, które do mnie wypisujesz?
Kiwnęłam triumfalnie głową.
- Tak też myślałam - powiedziałam, przewijając wiadomości Justina.
- Ciągle do niego piszesz? - Lulu wybałuszyła na mnie oczy. - Boże, myślałam, że dałaś sobie spokój z tym palantem
już parę miesięcy temu.
- A skąd - prychnął pogardliwie Justin. - Ciągle mnie błaga, żebym do niej wrócił. I to jak.
Christopher zrobił krok naprzód i jednym gładkim ruchem chwycił jego głowę pod pachę w żelazny uścisk. Był to tak zaskakujący rozwój wypadków, że Fridzie opadła szczęka. Muszę przyznać, że sama byłam w szoku. Christopher raczej nie mógł się pochwalić tężyzną fizyczną w czasach, kiedy nie był jeszcze superzłoczyńcą.
Ale teraz pewnie napędzały go moce zła.
- Jezu - wychrypiał Justin. Modelki, z którymi tańczył, tak chude, że wyglądały jak choinkowe cukierki, odpląsały trochę dalej od niebezpiecznej strefy, na wypadek gdyby miało dojść do bijatyki. Nie chciały sobie zachlapać kiecek od Dolce & Gabbany. - Puść mnie, człowieku! Wiesz, kim jest mój ojciec?
- Przeproś - rzucił Christopher. Musiał chyba ścisnąć mocniej, bo Justin zaczął wydawać odgłosy, jakby się dusił.
- Przepraszam - wykrztusił. - Nie posiniacz mi twarzy, człowieku. Po Nowym Roku gram u Anga Lee.
Odszukałam wiadomość z nadawcą „NikkiH" i przeczytałam wyjątkowo kwiecisty liścik.
To nie miało żadnego sensu.
Ale nalepki z dinozaurami też go nie miały. - Czy Felix może sprawdzić, skąd nadano tego e-maila? - zapytałam.
- Oczywiście - zapewnił Christopher.
- Powiedz, gdzie to przesłać, żeby Felix mógł się tym zająć.
Podał mi adres. Wcisnęłam „prześlij dalej" i odesłałam list „NikkiH" do kuzyna Christophera z prośbą, żeby namierzył, skąd go wysłano.
- A... - powiedziałam, kiedy skończyłam. - Możesz go już puścić.
Christopher uwolnił Justina. Chłopak zatoczył się trochę, trzymając się za szyję.
- Chryste - powiedział. - Czy wyście powariowali? Co to miało być?
- Nie wiem - odparł Gabriel całkiem spokojnie. - To za okłamanie dziewczynki w sprawie ponczu. -I walnął go pięścią w żołądek, naprawdę mocno, sądząc po tym, jak Justin złożył się wpół i padł na podłogę, chwytając powietrze jak złota rybka, która wyskoczyła z akwarium.
Steven, stojący u boku Lulu, spojrzał kolejno na Justina, Gabriela i Christophera. W końcu powiedział, szczerząc się w uśmiechu:
- Wiecie co, z początku miałem wątpliwości. Ale okazuje się, że to naprawdę niezła impreza.
- Nic z tego nie rozumiem - powiedziała zdenerwowana Frida, przyglądając się Justinowi, który zaczął się zbierać z podłogi. Modelki oczywiście przytruchtały mu na ratunek. - Co tu się dzieje? Dlaczego musiałaś zajrzeć do telefonu Justina Baya? Co w ogóle robi tutaj Christopher?
- To bardzo dobre pytanie, ale do ciebie - powiedziałam, obrzucając ją surowym spojrzeniem. -W co ty się ubrałaś? Skąd masz taką sukienkę? To w ogóle trudno nazwać sukienką.
- Przyszłam wesprzeć Lulu - odparła Frida, wydymając wargi. - Wiem, ile to przyjęcie dla niej znaczy. Nie chciałam jej zawieść...
Lulu była wyraźnie wzruszona.
- Oooo... -jęknęła.-Czy to nie słodkie? Naprawdę, Nikki, nie możesz się na nią za to złościć.
- Owszem, mogę - powiedziałam. - Mówiłam jej, że nie jest zaproszona. I ty przy tym byłaś, pamiętasz, Lulu? Moim zdaniem nie ma w tym nic słodkiego.
- Chyba jesteś trochę za surowa - powiedział Gabriel. Ku mojemu zdumieniu zdjął marynarkę (superdrogą, z wycieranymi brzegami, taką, jaką Lulu kupiła dla Stevena) i zarzucił na nagie ramiona Fridy. Moja siostra trzęsła się z zimna, stojąc na wprost otwartego okna. - Dostała już nauczkę, nie sądzisz?
- To prawda- przytaknęła Frida, otulając się marynarką i patrząc na Gabriela z gwiazdkami w oczach. Dosłownie. Dopiero po sekundzie zorientowałam się, że to odbicia specjalnych imprezowych halogenów, które kazała zainstalować Lulu. - Dostałam nauczkę.
Lulu dźgnęła mnie łokciem, chichocząc, ale nie widziałam w tym wszystkim nic zabawnego. Moja młodsza siostra kochała się w Gabrielu Lunie od miesięcy. I to było mocno niewłaściwe. Był dla niej za stary a tylko zachęcał ją swoim zachowaniem, bijąc takich kretynów jak Justin Bay.
Owszem, zgoda, to było nawet niezłe. Ale nie oznaczało, że Gabriel Luna może sobie otulać marynarką moją siostrę. Młodszą siostrę, która w ogóle nie powinna tu być, nie mówiąc już o randkowaniu w tym wieku.
- To pewnie Felix - powiedział Christopher i sięgnął do kieszeni skórzanej kurtki po komórkę, która właśnie wydała z siebie bitewny zew smoka. Kiedy spojrzał na wyświetlacz, kiwnął głową i odebrał. - Co masz? - zapytał.
Kiwnął głową kilka razy. I w końcu popatrzył na mnie. Spojrzenie jego niebieskich oczu było jak laser. Czułam, jak przewierciło mnie do samego kręgosłupa.
I to nie w pozytywnym sensie.
Nie mogłam odczytać, co mu chodzi po głowie. Ale wyczuwałam kłopoty.
Christopher się rozłączył i schował telefon. W końcu, nie spuszczając ze mnie tego swojego nieprzeniknionego spojrzenia, spytał:
- Mogę zamienić z tobą słowo? Sam na sam. Steven stanowczo się sprzeciwił.
- Nie - powiedział. W jego głosie nie było gniewu. Powiedział to całkiem spokojnie.
Ale to „nie" było jak królewski rozkaz.
- Wszystko, co masz jej do powiedzenia, i co ma związek z tą sprawą, możesz powiedzieć i mnie - dodał. - Jestem jej bratem, pamiętasz?
Christopher zamrugał. Nie wiem, co w tej chwili chodziło mu po głowie. Może „Wcale nie jesteś jej bratem?", o czym wiedzieliśmy wszyscy (z wyjątkiem Gabriela). Wiedział to nawet sam Steven.
A jednak jego słowa wydawały się bardziej prawdziwe, niż gdyby naprawdę był ze mną spokrewniony. I Christopher nie miał zamiaru tego kwestionować.
- Dobrze. No więc, Felix namierzył miejsce, skąd wysłano tego e-maila. To komputer z adresem IP w Westchester.
Wybałuszyłam na niego oczy.
- Westchester? To raptem ze trzydzieści kilometrów stąd.
- Owszem. Komputer należy do lekarza o nazwisku JonathanFong.
Lulu się skrzywiła.
- Dlaczego jakiś lekarz miałby wysyłać e-maile do Justina Baya, udając Nikki Howard? Co to za zboczony kretyn?
- Nie to jest tutaj istotne - powiedział Christopher. - Najważniejsze jest to, dla kogo pracuje doktor Jonathan Fong.
Gapiłam się na niego, osłupiała. Choć za naszymi plecami impreza szalała w najlepsze i na poddaszu panował tropikalny upal, nagle poczułam lodowaty chłód.
- Nie. - Tylko tyle byłam w stanie powiedzieć.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz