niedziela, 29 lipca 2012
#26
Czekaliśmy w napięciu na przybycie Nataniela. Wreszcie wjechał w alejkę i zaparkował za moim autem. Z samochodu wysiadła też Lauren, medium, które poznałam przy pierwszym spotkaniu z Natanielem. Oboje od razu udali się do magazynu, mijając nas. Nataniel machnął ręką, byśmy poszli za nim do pomieszczenia, w którym zostawił sarkofag. Gdy tylko tam weszłam, poczułam znajomy przerażający pomruk Enshiego. Nataniel i Lauren stali przy sarkofagu. - Miło cię znowu widzieć, Ellie - przywitała się Lauren. - Z wzajemnością - odparłam. - Co się dzieje, Na-tanielu? - Rozgryzłem język z inskrypcji na sarkofagu - odpowiedział. Will spojrzał na niego. -1 co? - Rzeczywiście jest to archaiczne pismo klinowe -tłumaczył podekscytowany Nataniel. - Ale starsze, niż sądziłem. Starsze niż staroasyryjski, starsze niż pismo akadyjskie.
Wpatrzona w sarkofag, czułam, jak w mojej głowie kłębią się czarne chmury zaciemniające myśli. -Jak stare? - Pochodzi mniej więcej sprzed pięciu tysięcy lat. Otworzyłam szerzej oczy. Stojący obok mnie Will poruszył się niespokojnie. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. -Jezu - mruknęłam. - Nie - zaprzeczył Nataniel trochę pogodniejszym tonem. - Jezus przyszedł później. Zamrugałam. -Ja nie... Wyszczerzył zęby w uśmiechu i puścił do mnie oko. Uznałam, że miał to być kolejny z jego błyskotliwych żartów, które jakoś mnie nie śmieszyły. Parsknęłam niemrawym śmiechem, żeby go zadowolić. I rzeczywiście jego oblicze pojaśniało. Zerknęłam na Willa, który tylko wzruszył ramionami i pokręcił głową. Rozumiał, o co mi chodzi. Po chwili oblicze Nataniela spoważniało. - Innymi słowy, Enshi został zamknięty w tym sarkofagu trzy tysiące lat przed narodzeniem Chrystusa. - Czy tekst wyjaśnia, czym jest Enshi? - zapytał Will. -1 tak, i nie. Tak czy inaczej, to zła wiadomość, dlatego przyprowadziłem tu Lauren, żeby pomogła mi ustalić, co jest w środku. -W jakim sensie zła wiadomość? - zapytałam. - No cóż, jeśli przyjrzysz się sarkofagowi - zaczął Nataniel, gładząc wieko trumny - zauważysz, że jest pięknie ozdobiony. Mieszkańcy starożytnej Mezopotamii w ten sposób chowali tylko bardzo ważnych ludzi - tak więc spoczywa tu ciało kogoś znaczącego. To pierwsza zła wiadomość. Druga to taka - jeśli zechcesz
jeszcze raz spojrzeć na ten symbol tutaj - że z inskrypcji wyczytałem, iż spoczywający tu nasz przyjaciel jest prawdziwym kosiarzem dusz. - A bardziej po angielsku? - wtrąciłam. Nataniel spojrzał na mnie dziwnie. - Przecież mówię po angielsku. - To może amerykański angielski? - Nie dawałam za wygraną. - Nie kumam nic z tego, co mówisz. Poczułam muśnięcie ramienia Willa. - Ma na myśli istotę, która może zrobić z duszą, co jej się podoba, a nie tylko wysłać ją do piekła. - Nie mówisz poważnie! Ktoś taki jak kostucha? Sama Śmierć? - Tak ludzie lubią nazywać tę istotę - rzekł Will. -Czy zatem jest możliwe, że Enshi jest aniołem? Może z chóru archaniołów? Nataniel skinął głową. - Tak. Najbardziej optymistyczny scenariusz jest taki, że to kosiarz o nadzwyczajnej mocy, który może posyłać dusze do piekła albo do nieba. Tak pewnie powstała legenda o kostusze. Najgorszy scenariusz zakłada, że nasz uśpiony przyjaciel w zasadzie pożera dusze, to znaczy, że dusza ginie bezpowrotnie. Nie idzie ani do piekła, ani do nieba. - To straszne - powiedziałam. Oblicze Willa pociemniało. - A Ellie? Czy to znaczy... Nataniel przytaknął. -Tak. Will z drżeniem wypuścił powietrze. Moje serce zatrzymało się na moment. Spojrzałam na nich.
- Co macie na myśli? Co to oznacza dla mnie? Will? Zamknął oczy. - To znaczy, że Enshi może zniszczyć twoją duszę. I wtedy będzie po tobie. Już nigdy nie wrócisz. Nigdy. Starałam się uspokoić serce. - Nie wrócę? Przytaknął niemrawo. - Pewnie dlatego Bastian tak bardzo chce go zdobyć. Poczułam, jak momentalnie zaschło mi w ustach. Nie wrócę? To oznaczało, że już nigdy się nie odrodzę. Nie pójdę do nieba. Nigdy nie zobaczę Willa ani Nataniela, mamy i babci. W żadnym wypadku nie mogłam pozwolić na taki koniec. Stawka była zbyt wysoka, zbyt wiele miałam jeszcze do zrobienia, żeby tak po prostu umrzeć i przestać istnieć. - A zatem musimy zabić tę istotę, zanim się obudzi -powiedziałam, z trudem łapiąc oddech. - Nie wiemy, jak to zrobić - odrzekł Will. - Nie chcę robić niczego, co mogłoby ją obudzić. -A atak bronią jądrową? - zapytałam. Rozłożyłam szeroko ręce i wydałam z siebie żałosny odgłos naśladujący wybuch. -Duża bomba. Jesteście pomysłowymi facetami. Na pewno potrafilibyście taką zdobyć. Nataniel pokręcił głową. - Niestety, nie mam dostępu do broni nuklearnej. - Och, mam pomysł! - zaświergotałam. - A może by tak owinąć go dobrze łańcuchami i spuścić do wody na środku oceanu? Ciśnienie chyba zgniotłoby sarkofag, co? Nataniel wzruszył ramionami i zamrugał. -Właściwie to niegłupi pomysł. Nie sądzę, by jakakolwiek niemagiczna siła była w stanie wskrzesić Enshiego.
- A skąd weźmiemy łódź na taką operację? - zapytał Will. - Mogę spróbować załatwić - rzekł Nataniel. - A teraz, Ellie, chciałbym, żebyś coś zrobiła. Wyczuwasz to, co jest w środku, prawda? Kiwnęłam głową trochę niepewna, dokąd nas to zaprowadzi. - Lauren też to czuje. Ma dar jasnoczucia - potrafi dowiedzieć się czegoś przez dotyk przedmiotów - dlatego będzie w stanie powiedzieć, czy istnieje jakieś połączenie między tobą i Enshim. Kiedy spojrzałam na Lauren, potwierdziła wszystko skinieniem głowy. - Ale co nam to da? - Muszę się dowiedzieć, co czujesz - wyjaśniła Lauren - a nie tylko, co wyczuwam w sarkofagu. - Podeszła do mnie i ujęła moją dłoń. Pociągnęła mnie do sarkofagu i dała znak, żebym położyła palce na wieku. Cofnęłam rękę przestraszona. - Myślałam, że nie będę musiała tego dotykać - powiedziałam i spojrzałam z niepokojem na Willa. Jego spojrzenie wyrażało powagę, ale i spokój. - Dotyk nie jest groźny - uspokajała mnie Lauren. - Muszę zapoczątkować reakcję, a to, co jest w środku, lubi cię... bardzo. Dlatego, proszę, dotknij wieka. Nie ugryzie, obiecuję. Jej uśmiech wcale mnie nie uspokoił. Ostrożnie musnęłam wieko palcami i od razu poczułam reakcję. Przez chwilę głos w mojej głowie zabrzmiał głośniej i mogłabym przysiąc, że usłyszałam, jak zamarł w chwili kontaktu. Przez kamienne wieko popłynął do mojego ciała prąd. Chciałam odsunąć dłoń, lecz Lauren przycisnęła ją do kamienia.
- Co ty robisz? - zapytałam. - Ja... Zamknęłam się, gdy zobaczyłam twarz Lauren. Usta miała otwarte, a oczy uciekły jej w głąb głowy, tak że widać było tylko białe gałki. Spróbowałam wyrwać rękę, lecz jej uścisk był równie mocny jak uścisk kosiarza. Z sarkofagu sączyła się moc, a jej energia wpełzała na moje palce i przez moje ramię płynęła do Lauren. Kiedy jej ciało drgnęło, puściła mnie. Zatoczyła się do tyłu, a ja odskoczyłam w bok. - Co to było? - zapytałam i przyłożyłam dłoń do piersi, by uspokoić galopujące serce. Will objął mnie opiekuńczym gestem i przyciągnął do siebie, po czym podniósł moją dłoń, by sprawdzić, czy nic mi się nie stało. Lauren cofnęła się i oparła o skrzywioną stalową kolumnę, oddychając ciężko. Patrzyła już normalnie, lecz ja widziałam, że jest przerażona. - Niedobrze - wyszeptała. Will podszedł do niej. -Jak bardzo niedobrze? Co poczułaś? - Enshi - wyszeptała. - Słyszałam jego przeraźliwe krzyki, straszne krzyki. Obecność Preliatora doprowadza go do szału. Wystarczył ten słaby dotyk, żeby się tak pobudził. - Pozytywnie? - zapytałam, licząc na to, że może przestraszył się mnie. - Nie - odpowiedziała. - To nie był strach. On chce ciebie. Potrzeb uje ciebie. Wykrzykuje twoje imię, ajego moc jest ogromna - niczym czarna otchłań, bezdenny dół śmierci i rozpaczy. Spoczywa tam taki mroczny, mroczny i głodny. Natanielu, nigdy wcześniej nie doznałam czegoś podobnego. Musisz to zniszczyć. Nie możesz pozwo-
lić mu się obudzić. Nie możesz pozwolić, żeby Enshi dostał się w ręce Bastiana. Poczułam, że drżę ze strachu. Przerażenie Lauren było dla nas czymś oczywistym. Ja też wyczuwałam obecność Enshiego w sarkofagu, ale nie tak jak ona. - Potrafisz powiedzieć, z czym mamy do czynienia? - zapytał Will matowym głosem. - To coś starego - odpowiedziała Lauren ze wzrokiem wbitym w sarkofag. - Starszego niż Bastian, starszego niż Preliator, starszego niż sarkofag, w którym to uwięziono. Jest tak stare, że przypomina pustkę. Jak czarna dziura. - Czy to jest prawdziwy kosiarz dusz? - zapytałam. -Czy naprawdę potrafi zniszczyć duszę? - To jest możliwe - odrzekła. - Nie dotykaj tego więcej. Myślę, że dłuższa obecność Ellie może wystarczyć, by się obudził. A może nawet dotyk w niewłaściwym miejscu sarkofagu mógłby go obudzić. Czułam się zdezorientowana. - A mówiłaś, że dotyk jest niegroźny. Uchwyciła moje spojrzenie. - Nie dotykaj tego więcej - oznajmiła zimnym, kategorycznym tonem. Kiwnęłam posłusznie głową. Nie zamierzałam z nią dyskutować. - Musimy dostać się na Karaiby - oznajmił Nataniel. - Myślę, że jeśli wypłyniemy z Portoryko, to uda nam się dostać na Rów Portorykański, aż do głębi Milwaukee. To najgłębsze miejsce na Oceanie Atlantyckim - prawie tak głębokie, jak wysoki jest Mount Everest - i nawet jeśli wyrzuconego za burtę sarkofagu nie zgniecie ciśnienie w głębinach, to przynajmniej nikt nie będzie w stanie zanurkować, by go stamtąd wydostać.
- Plan wydaje się sensowny - zgodził się Will. Uniosłam rękę. - Słuchajcie, chłopaki, nie mogę wyjechać na tydzień na Karaiby w czasie roku szkolnego. Jak wyjaśniłabym to rodzicom? Will zastanawiał się przez chwilę. - Nie możesz im powiedzieć, że jedziesz na szkolną wycieczkę czy coś w tym rodzaju? Zaśmiałam się. -Jasne. Tak bez żadnych dodatkowych informacji? Z wycieczkami wiąże się dużo formalności. Nie sądzę, by wystarczyło podpisanie zgody rodziców. - Ale chyba zbliża się Święto Dziękczynienia? - zauważył. Coś zaświtało mi w głowie. - Tak. To byłaby idealna wymówka. - To możemy polecieć? - zapytał Nataniel. - Polecielibyśmy w środę wieczorem i wrócili, powiedzmy, do piątku? Transport sarkofagu będzie dużo kosztował, ale nie mamy wyboru. Muszę załatwić Ellie fałszywy dowód, bo przecież nie jest jeszcze pełnoletnia. Dla ciebie też załatwię, Will. Myślę, że zamiast przechodzić przez Mrocznię, powinieneś polecieć razem z Ellie. Z dowodami nie będzie większego kłopotu. - Ten plan podoba mi się coraz bardziej - powiedziałam. - Powiem rodzicom, że jadę z Kate na Święto Dziękczynienia do jej domku nad jeziorem. -Ja nie pojadę - rzekła Lauren. - Nie potrafię się bronić, a nie chcę być przeszkodą. - Tak będzie najlepiej - zgodził się Nataniel. Will przytaknął energicznie i zapytał: -W takim razie zorganizujesz wszystko?
-Jasne. Zaraz zabieram się do pracy. Musimyjechać, Lauren. - Przepraszam, że cię tak wystraszyłam, Ellie - rzekła Lauren. - Musiałam poczuć to, co ty czułaś. Odważna z ciebie dziewczyna. -1 tu bym dyskutowała - odpowiedziałam z niepewnym uśmiechem. - Bijesz mnie na głowę. Nataniel i Lauren wyszli. Po kilku chwilach słyszałam już tylko odgłos ich oddalającego się samochodu. -Wszystko w porządku? - zapytał Will, kładąc dłoń na moim ramieniu. - Przeżyję. W rzeczywistości byłam przerażona. Nie miałam pojęcia, jak to wszystko się zakończy i czy w ogóle poradzimy sobie z tym problemem. Byłam pewna, że kłamstwo w sprawie wyjazdu do Portoryko przejdzie, o ile rodzice nie skontaktują się z rodzicami Kate. Wiedziałam też, że jeśli zapytają o wyjazd Kate, to będzie mnie kryła. Niepokoiło mnie samo oszustwo. Wyglądało na to, że częstowałam ich kolejnymi kłamstwami. -Wiem, ale jak się trzymasz? - Nie dawał za wygraną. Spojrzałam na niego. - Strasznie się boję. Ta istota przeraża mnie. Will, nie chcę tak skończyć. Nie chcę odejść na zawsze. Zaczynałam już oswajać się z myślą, że naprawdę istnieje niebo i aniołowie. Nie chcę stracić duszy! -Wkrótce pozbędziemy się tej istoty - zapewnił mnie. - Wyrzucimy sarkofag za burtę na środku oceanu i będzie po wszystkim. - Niezupełnie - odpowiedziałam. - Nawet jeśli zniszczymy Enshiego, dalej będziemy mieli na karku
Bastiana i jego sługusów, w tym także Ragnuka. Nie sądzę, żebym wyszła z tego żywa. Dotknął delikatnie mojego policzka. - Hej, pamiętasz, co ci mówiłem? Obiecałem, że obronię cię przed nimi. Nie złamię raz danego słowa. - Wiem. Nagle frontowe drzwi otworzyły się z hukiem, czy raczej wyleciały z zawiasów i runęły na ziemię. Coś niewidzialnego naparło na wejście, wyrywając framugę i kawałki ścian po obu stronach. Zszokowana przeniosłam się do Mroczni, gdzie zobaczyłam ciemną ogromną postać Ragnuka, który poszerzał wejście, napierając ciałem. Spojrzał na mnie swoimi wygłodniałymi czarnymi oczami, z wywieszonym jęzorem, spod którego kapała ślina. Wydawał się na wpół oszalały z nienawiści i głodu. Zacisnęłam dłoń na naszyjniku, próbując uspokoić się trochę, i cofnęłam się do Willa, lecz nie potrafiłam oderwać wzroku od Ragnuka. - Mam cię, Preliatorze! - ryknął kosiarz, wypluwając z siebie ostatnie słowo, jakby było czymś wielce obrzydliwym. - Szedłem za twoim śmierdzącym śladem aż tutaj. Tym razem już mi nie uciekniesz i nikt nam nie przeszkodzi. Skończę z tobą i zabieram Enshiego. Nadszedł twój kres!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz