czwartek, 5 lipca 2012

#21


Fride znalazłam tam, gdzie zawsze przed lunchem - w damskiej łazience na parterze,
obleganej zwykle przez pierwszoklasistka nakładała błyszczyk na usta.
W srodku było mnóstwo dziewczyn z pierwszej klasy, ale wystarczyło jedno
spojrzenie na mnie i uciekały, jakby ktos uruchomił alarm po arowy. Biorac pod uwage
reputacje Nikki Howard, pewnie myslały, e wchodzi tu, eby sie nacpac. Mo na by
pomyslec, e zaczna sie krecic w pobli u, eby popatrzec, a mo e nawet zrobic mi fotke,
kiedy bede wciagac nosem koke, a potem ja sprzedac „Enquirerowi” i zarobic dodatkowa
kase.
Ale pierwszoklasistki z LAT nigdy nie cieszyły sie opinia obrotnych. Poza tym
prawda była o wiele bardziej banalna: przyszłam tam wydusic z Fridy jakies informacje.
- Dlaczego mi nie powiedziałas, e Christopher obciał włosy? - spytałam ostro i
przysiadłam na umywalce.
- Co? - Wydeła usta, patrzac na swoje odbicie. - A, taa. Christopher sie ostrzygł.
Zrobił to na twój pogrzeb. Tata go zmusił.
- To okropne! - wykrzyknełam zszokowana. Frida skrzywiła sie do lustra.
- Tak uwa asz? Moim zdaniem w ten sposób okazał szacunek. No wiesz, twojej
pamieci. Te długie włosy były obrzydliwe. A poza tym, z tego co słyszałam, nawet nie bardzo
protestował. Odkad kopnełas w kalendarz zrobił sie jak zombie. Chyba nic go nie obchodzi.
O ywiłam sie na te słowa.
- Naprawde? Płakał? To znaczy na moim pogrzebie? Frida rzuciła mi gniewne
spojrzenie.
- Bo e, ale zrobiłas sie pró na.
- Nieprawda! - zaprotestowałam. - Jestem totalnie najmniej pró na osoba, jaka znasz.
Jak mo esz w ogóle tak mówic? Ja tylko chce wiedziec, czy Christopherowi było smutno,
kiedy umarłam. To nie jest pró nosc. To ciekawosc. Gdybys ty umarła, pewnie
oczekiwałabys, e całe miasto ogłosi ałobe, a ten dzien zrobia twoim swietem...
- Nic podobnego - achneła sie Frida. - I mo e Christopher faktycznie był smutny. Ale
nie rozumiem, co cie to obchodzi. Myslałam, e wy dwoje tylko sie przyjaznicie. A teraz
mo esz miec kogos o wiele lepszego ni Christopher. Zreszta ju masz Brandona Starka.
i pewnie Gabriela Lune, chyba e ta przeja d ka na vespie to był zwykły przypadek.
No to ilu chłopaków zamierzasz miec? Zignorowałam ja.
- Z kim Christopher teraz je lunch? - spytałam. - Znaczy teraz, kiedy umarłam? -
Tylko nie z McKayla Donofrio. Prosze, nie mów. e z McKayla Donofrio...
- Nie wiem - powiedziała naburmuszona Frida. - Ju go nie widuje w stołówce. Ktos
mówił, e siedzi w pracowni komputerowej No wiesz, pracuje tam jako asystent nauczyciela.
- Dzieki - ruszyłam do wyjscia szukac Christophera, ale usłyszałam za soba wołanie
Fridy:
- Chodz ze mna na lunch, Em... To znaczy, Nikki! Ju wszystkim powiedziałam, e
bedziesz jadła ze mna! Nie wa sie wystawic mnie do wiatru!
Nie miałam czasu przejmowac sie reputacja mojej siostry wsród czirliderek z dru yny
juniorek, bo zostało tylko czterdziesci minut do konca przerwy, a potem musiałam zda yc na
nastepna lekcje. Pedem pobiegłam w strone pracowni komputerowej (na szczescie nie
wpadłam na Molly Hung, która mogłaby sie zaczac zastanawiac, skad tak dobrze znam
rozkład LAT po bardzo krótkiej wycieczce z nia w roli przewodnika)...
I był tam, dokładnie tak jak przewidywała Frida. Jadł kanapke w pustej pracowni
komputerowej w poswiacie ekranu, na którym samotnie grał w... Madden NFL?
Przecie Christopher nigdy nie grał w gry sportowe. Christopher nienawidził sportu.
Co sie tutaj działo?
Ale i tak chyba nie przesadze, jesli powiem, e chocia robił cos niesłychanie
dziwacznego (z punktu widzenia jego normalnego wzorca zachowania, rzecz jasna), wygladał
uroczo z tymi swoimi krótkimi, totalnie potarganymi jasnymi włosami. Najwyrazniej nie
zawracał sobie głowy czesaniem sie po prysznicu, tylko pozwolił im dzis rano swobodnie
wyschnac. Kołnierzyk zielonej koszulki polo troche mu sie z tyłu zawinał, a z przodu
pospadały na nia okruchy chleba. Nigdy nie lubił siłowni, wiec bicepsy, na wpół ukryte pod
rekawkami, nie wygladały na olbrzymie jak u Jasona Kleina. Ale małe te nie były.
- Hm - powiedziałam, bo tak go pochłoneła gra, e nie zauwa ył, e stoje w drzwiach.
Obejrzał sie i o mało nie zakrztusił łykiem napoju z puszki. A potem nie mógł ju nic
powiedziec, bo sie rozkaszlał.
- Przepraszam - odezwałam sie ponownie. Kurcze. Pewnie powinnam była jakos lepiej
to zaplanowac. I w ogóle po co Nikki przyszła do pracowni komputerowej? - Ja po prostu...
zastanawiałam sie...
- Sekretariat jest w głebi korytarza - powiedział Christopher, kiedy ju przestał kasłac.
A potem, ku mojemu niebotycznemu zdumieniu, obrócił sie na krzesle i wrócił do gry.
W Madden NFL.
No ładnie. Christopher Maloney własnie dał mi kosza. Na rzecz gry komputerowej.
I to niezbyt dobrej. I nawet nie mnie sie pozbył, tylko Nikki Howard. Własnie dał
kosza najsłynniejszej nastoletniej supermodelce swiata.
Co jest? Przecie Nikki Howard mu sie podobała. Sama widziałam, jak sie na nia gapił
na wielkim otwarciu Starka. Co sie tutaj działo?
I dlaczego nie wymysliłam wczesniej, o czym bede z nim rozmawiac? Dlaczego tak
trudno jest gadac z ludzmi? Byłoby o wiele łatwiej, gdybym go po prostu zaczepiła na Instant
Messengerze.
Zaraz... e - mail...
- Wiem, e to nie jest sekretariat - powiedziałam szybko. - W sekretariacie powiedzieli
mi, e tutaj moge sobie zało yc szkolne konto mailowe.
Co w tym wszystkim najpiekniejsze, to nawet nie było kłamstwo.
- Och. - Christopher niechetnie oderwał wzrok od ekranu. Jasne. Moge ci zało yc
konto, jesli chcesz.
- Mo esz? - Podbiegłam i usiadłam na sasiednim krzesle. To by było super. Dzieki.
I usmiechnełam sie do niego.
A on ten usmiech kompletnie zignorował.
To fakt, e jestem Nikki Howard dopiero od paru dni. Ale w tym krótkim czasie ju
sie zda yłam przekonac, jak działa na ludzi jej usmiech. Zwłaszcza na facetów. Oni byli
wobec niego zupełnie bez radni. Zamieniali sie w totalna galarete, kiedy Nikki sie
usmiechała. Tylko jeden facet wydawał sie odporny na usmiech Nikki, mianowicie ojciec
Brandona Starka.
A teraz jeszcze drugi, jedyny facet na całym swiecie, na którym chciałam zrobic
wra enie: Christopher Maloney. Unikał nawet spojrzenia mi w twarz. Łaczac sie ze szkolna
baza danych, nie odrywał wzroku od ekranu komputera stojacego przede mna.
Jak miałam zadziałac na Christophera - jako osoba, nie jako Nikki Howard - skoro nie
mogłam nawet go zmusic, eby mi spojrzał w oczy i przekonał sie, e za tym całym tuszem
jest cos w srodku?
- No wiec... - zaczełam w desperacji. - Lubisz... gry komputerowe?
O mój Bo e, głupiej ju nie mogłam zagrac. Gdybym siedziała w tej pracowni (to
znaczy, jako Em Watts) i słuchała rozmowy miedzy Nikki Howard a Christopherem,
smiałabym sie do rozpuku.
- Niektóre - odpowiedział, zawziecie klepiac w klawiature.
- Ja te - powiedziałam. - Grałes kiedys w Journeyquest? Tym zwróciłam jego uwage.
Nareszcie. Skierował na mnie spojrzenie zaskoczonych oczu.
- Ty grasz w Journeyquest? - spytał z niedowierzaniem.
- Jasne - powiedziałam, a serce zabiło mi radosnie, chocia pewnie powinnam sie
poczuc ura ona. No bo co w tym takiego dziwnego, e Nikki Howard lubi Journeyquest? Co,
jest za głupia, eby grac w taktyczna RPG?
Ale kto by sie przejmował. On na mnie popatrzył! Popatrzył mi w oczy! Niedługo
znów zostaniemy przyjaciółmi! Zaprosi mnie do siebie i bedziemy jesc doritos, i ogladac
seriale medyczne, i wysłuchiwac wrzasków Komendanta, zupełnie jak dawniej. Byłam taka
szczesliwa! Szczesliwsza ni kiedykolwiek, odkad spojrzałam w to lusterko wsteczne i
zobaczyłam patrzace na mnie odbicie Nikki Howard.
- Ale udało mi sie dojsc tylko na czterdziesty piaty poziom - dodałam.
Czterdziesty piaty poziom, Christopher! To ja, Christopher! Spójrz na mnie,
Christopher! Popatrz mi w oczy! Widzisz mnie? Czesc, to ja, Em! Patrze na ciebie!
Christopher jeszcze chwile mi sie przygladał i mogłabym przysiac, e mnie zobaczył.
Naprawde tak mi sie wydawało.
Ale potem kompletnie mnie zdruzgotał, bo odwrócił wzrok.
- Ju nie gram w te gre - powiedział tylko i znów zaczał stukac w klawiature.
Zaraz, zaraz. Co sie tutaj działo? Jak to, nie grał ju w Journeyquest? Nikt nie
przerywa gry w Journeyquest. To nie jest zwykła gra. To styl ycia.
I co ze mna? Ze mna, z Em? Zauwa ył mnie czy nie? Nie zauwa ył. Na pewno.
Bo w przeciwnym razie nie odwróciłby wzroku.
- Twój nowy adres mailowy - powiedział - to bedzie Nikki kropka Howard małpa
LAT kropka edu. Powinien ju byc aktywny.
Co sie działo? Dlaczego on mnie ignorował? Faceci nie ignoruja Nikki Howard. Em
Watts, owszem.
Ale nawet geje wypytuja Nikki o to, jakiego kremu nawil ajacego u ywa (nie, ebym
znała na to odpowiedz).
- Okej - powiedziałam, nie wiedzac, co innego powiedziec. - Dzieki.
Christopher nie chciał ze mna gadac. Znaczy z Nikki Howard. Pojełam aluzje.
Nie. W sumie kompletnie nie mogłam tego pojac.
- Wiesz, jak skonfigurowac program pocztowy? - spytał mnie Christopher.
Wiedziałam, jak skonfigurowac program pocztowy. Konfigurowałam sobie program
pocztowy odkad w piatej klasie dostałam pierwszy komputer.
Mama, wykładowczyni na studiach kobiecych, zawsze powtarzała Fridzie i mnie,
ebysmy nie udawały głupich gasek, eby zwrócic na siebie uwage faceta.
Ale to był ten jeden przypadek, w którym chybaby sie zdobyła na wyrozumiałosc.
Bo nagle zdałam sobie sprawe, e mam pretekst, eby jutro znów porozmawiac z
Christopherem. A naprawde bardzo go potrzebowałam. Bo nie zanosiło sie na to, e w
najbli szej przyszłosci zaprosi mnie do siebie na doritos i seriale medyczne.
- Tak w sumie to nie bardzo wiem, jak konfigurowac to cos - powiedziałam. I
zatrzepotałam rzesami, tak bardzo wczułam sie w role bezradnego kobieciatka. Mama
dostałaby zawału.
Christopher popatrzył na mnie w milczeniu.
- Nie umiesz? - zapytał wreszcie. Ale nie był zbyt zdziwiony.
- Nie - potwierdziłam. - Czy to trudne? Wiesz, jak to sie robi?
- Tak - odparł. - To nic trudnego. Cos ci wpadło do oka?
- Nie. - Przestałam trzepotac rzesami, rezygnujac z pozy bezradnego kobieciatka.
Cholera, czemu flirtowanie jest takie trudne? Dlaczego on nie mo e po prostu wziac mnie w
ramiona i pocałowac jak Brandon i Justin? Z całowaniem sobie radze! A przynajmniej Nikki
sobie radzi. - Jesli jutro przyniose swojego laptopa, ustawisz mi to?
- Jasne - powiedział. W głowie mi sie nie miesciło, e nie dał sie złapac na ten numer z
rzesami. A tak, przy okazji, jestem pewna, e Justin Bay dałby sie złapac. - Nie ma problemu.
- Super. - Posłałam mu usmiech, przy którym Raoul, dyrektor artystyczny, powiedział
wczoraj: „Nikki, mo esz to nieco stonowac? Nie sprzedajemy tu u ywanych samochodów”.
Ale teraz wcale nie chciałam tonowac usmiechu. Chciałam zrobic wszystko, co sie da,
eby zmusic Christophera do jakies reakcji.
Niestety to nie podziałało, bo nadal patrzył na mnie, jakby nic do niego nie docierało.
- Mam na imie Nikki, tak przy okazji - rzuciłam, nadal z usmiechem. - To znaczy
wiem, e to wiesz, ale... - I wyciagnełam do niego reke.
Nie usmiechnał sie w odpowiedzi.
- Jestem Christopher - przedstawił sie i uscisnał mi dłon. Maloney.
Uscisk miał mocny, a jednak dziwnie bezwładny. Nie wiem, jak to opisac, ale...
To było zupełnie tak, jakby sciskac dłon zmarłego. Kogos, kto tak naprawde ju nie
yje i tylko z rozpedu jeszcze chodzi po swiecie.
Co przecie było bez sensu, bo to ja byłam taka osoba.
Reke miał ciepła jak ja. Wiedziałam, e jest ywy. Ale to było tak, jakby cos sie w
nim wewnetrznie... poddało. Tak jak z ta walka z ojcem o włosy. On po prostu...
skapitulował, po tych wszystkich latach. Zachowywał sie, jakby było mu kompletnie
wszystko jedno.
Co sie z nim działo?
I jak miałam zbli yc sie do niego na tyle, eby pokazac mu, e jestem tu, w ciele Nikki
Howard, skoro ledwie zdołałam go zmusic, eby na mnie spojrzał?
Nie chciałam puszczac jego reki... I to wcale nie dlatego, e Nikki jest rozpustna ani
nic. No bo przecie uscisk dłoni to co innego ni pocałunek. Po prostu dobrze było znów czuc
jego bliskosc, byc przy nim, nawet jesli on nie miał pojecia, e to ja.
Ale wiedziałam, e musze puscic te dłon, bo nie mo na siedziec w pracowni
komputerowej i sciskac reki faceta, którego dopiero co sie poznało. Nawet jesli człowiek
przyjaznił sie z nim przez całe poprzednie ycie, a teraz jest nastoletnia supermodelka.
Wiec pusciłam jego dłon... Zaraz po tym, kiedy lekko nia szarpnał, chcac sie uwolnic
z mojego uscisku. Chyba sobie pomyslał, e jestem szalona. Nie zdziwiłabym sie, gdyby
wytarł te dłon o spodnie. Ale sie powstrzymał.
- Ide do stołówki na lunch - powiedziałam, schylajac sie, eby wziac swoja torbe od
Marca Jacobsa i ukryc za enowanie. - Chcesz isc ze mna?
Wiedziałam co powie, jeszcze zanim sie odezwał.
- Hm, nie, dzieki - odparł, spogladajac na mnie dziwnie. - Ale smacznego. I nie bierz
sałatki z tunczyka.
Słyszac pierwsza choc troche dowcipna rzecz, jaka do mnie powiedział, zdałam sobie
sprawe, jak bardzo mi brakowało jego ironicznych uwag. Prawie tak bardzo jak jego samego.
- Dzieki - powiedziałam i znów sie usmiechnełam.
Ale po raz kolejny mój usmiech nie zrobił na nim adnego wra enia. Bez słowa wrócił
do gry w Madden NFL.
A ja wyszłam z pracowni zawstydzona, ura ona... i bardziej no tylko troche ogłupiała.
- No, jestes wreszcie! - zawołała Frida, biegnac w moja strone korytarzem. - Czekałam
na ciebie strasznie długo. Gdzie byłas?
- Poszłam do pracowni komputerowej zobaczyc sie z Christopherem. Mówiłam ci...
- Bo e - jekneła Frida. - Dlaczego uganiasz sie za tym komputerowcem, skoro
mogłabys miec Gabriela Lune?
- Gabriel Luna uwa a mnie za cpunke - odparłam, przypominajac sobie enujaca
sytuacje z poprzedniego wieczoru. Chyba tylko im to mnie stac, kiedy w pobli u kreci sie
fajny facet.
- No có , niewa ne - Frida chwyciła mnie za ramie. - Chodz Powiedziałam
dziewczynom z dru yny juniorek, e dzisiaj zjesz lunch z nami.
- A niby gdzie - spytałam, kiedy ciagneła mnie za soba - ty i ja miałysmy sie poznac i
zaprzyjaznic na tyle, eby teraz jadac razem lunch?
- Poznałysmy sie dzisiaj przed szkoła, na schodach - odparła Frida. - Pamietasz?
Wszyscy nas razem widzieli.
- Super - mruknełam, przewracajac oczyma. - Frida, co sie dzieje z Christopherem?
- To wariat - powiedziała Frida, wlokac mnie do stołówki. Zawsze nim był. A teraz po
prostu to widzisz, bo sama wreszcie jestes normalna.
- Nie, chodzi mi oto... Co sie z nim stało? Jest taki... inny Nawet nie gra ju w
Journeyquest, tylko w Madden NFL. A przecie nie cierpi sportu. I jest... no, nie potrafie tego
wyjasnic, ale to tak, jakby... Poszłam tam, eby wyrobic Nikki adres mailowy, a on prawie na
mnie nie patrzył.
- No tak, pewnie myslałas, e padnie ci do nóg - rzuciła Frida i parskneła. - Tylko
dlatego, e teraz jestes Nikki Howard.
- No có . - Nie chciałam byc zarozumiała, ale... - Tak Znaczy... w koncu to facet,
prawda? A faceci maja swira na punkcie Nikki. Chyba, e sa gejami. Wiec o co mu chodzi?
- A skad mam wiedziec, Em? Znaczy Nikki. Mówiłam ci, zrobił sie dziwny, odkad
kopnełas w kalendarz. To znaczy dziwniejszy ni wczesniej. Chyba zawsze sie w tobie
kochał, ale nie zdawał sobie z tego sprawy, dopóki nie umarłas, a teraz ty nie yjesz, a on sie
gryzie. Czy własnie to chciałas usłyszec? - Zerkneła na mnie przez ramie, zobaczyła wyraz
mojej twarzy i rykneła smiechem. - O Bo e! Chciałas! Wez sie w garsc. Teraz mo esz miec
ka dego faceta. Po co ci taki, który wolał, kiedy byłas przecietna, jak my wszystkie?
Dotarłysmy do drzwi stołówki. Frida staneła naprzeciwko mnie, opierajac dłonie na
biodrach. Patrzyłam na nia oczyma pełnymi łez.
- O mój Bo e, Frida. - Wyrwał mi sie cichy szloch. - Czy... czy ty naprawde myslisz,
e tak jest?
Popatrzyła na mnie.
- O jejku, ty go naprawde lubisz, co? Posłuchaj... Skad mam wiedziec? To mo liwe,
ale mo e byc zupełnie inaczej. Zreszta w tej chwili Christopher to twój najmniejszy problem.
Zaraz wejdziesz do stołówki LAT, a teraz to zupełnie co innego ni miesiac temu. Teraz
jestes popularna. Rozumiesz? Wybij sobie z głowy tego Christophera i zrób pokerowa mine.
Jestes Nikki Howard, supermodelka. Nie jakas tam zdziwaczała Em Watts. Jasne?
Pokiwałam głowa, ale cały czas myslałam o jej wczesniejszych słowach. Czy to
mo liwe, e Christopher po mojej smierci zrozumiał, e mnie kochał? Czy nie chciał ju grac
w Journeyquest bo to mu przypominało o mnie? Czy zgodził sie obciac włosy, bo teraz, kiedy
odeszłam, ju nic nie miało dla niego znaczenia?
O Bo e! Nigdy w yciu nie słyszałam czegos równie romantycznego!
Ale co miałam z tym wszystkim zrobic? Jak miałam zainteresowac Christophera Nikki
Howard, skoro on zawziecie wzdychał do zmarłej dziewczyny? I, tak sie składało, e byłam
nia ja sama?
Nie chciałabym nikogo obrazic, ale skoro tak szalenczo sie we mnie kochał, to mógł
byc dla mnie troche milszy, kiedy jeszcze yłam.
A on nigdy nawet nie spróbował mnie pocałowac.
Zaraz... mo e własnie dlatego tak sie gryzie?
Och! To wszystko robiło sie coraz bardziej romantyczne!
Ale zanim miałam szanse naprawde to przetrawic, Frida szarpneła mnie za reke i
weszłysmy do stołówki...
.. .gdzie głosne rozmowy, ju osiagajace poziom, od którego pekaja bebenki, zrobiły
sie jeszcze głosniejsze na widok mojej osoby w drzwiach.
- Tam jest! - poniosła sie wiadomosc przez cała stołówke.
I nie tylko ywe Trupy ja sobie przekazywały. Komputerowcy, goci, skatersi,
rastamani... wszyscy powtarzali:
- Tam jest!
Poczułam, e sie czerwienie...
- Nie jestem pewna, Free - powiedziałam do siostry, która pociagneła mnie w strone
kontuaru z goracymi daniami i wcisneła mi w dłonie tace.
- Zaufaj mi - odparła. - Nawet supermodelki musza jesc, prawda?
Zapewne. Ale mo e łatwiej byłoby kupic cos w automacie na korytarzu, pal licho
zgage. Byłam bolesnie swiadoma, e uwaga wszystkich skupia sie na mnie, kiedy szłam
wzdłu tego kontuaru. Mój wybór komentowano tak zawziecie, jakbym była Tigerem
Woodsem szykujacym sie do decydujacego uderzenia.
- Bierze kotlecik z tofu! - słyszałam szepty. A sekunde pózniej: - Jabłko! Wzieła
jabłko!
Miałam ochote cisnac te tace i wybiec ze stołówki - wybiec ze szkoły i popedzic do
szpitala, na czwarte pietro, do gabinetu doktora Holcombe'a, i zawołac:
- Poprosze nowe ciało! W tym nie wytrzymam ani sekundy dłu ej ! Nie moge byc
Nikki Howard! Ja chce byc normalna!
Ale zamiast tego podeszłam do kasy i zapłaciłam. A potem poszłam za Frida do jej
stolika...
...gdzie siedziała cała dru yna czirliderek - juniorek. Przerwały rozmowy, kiedy
podeszłysmy. Zupełnie bym sie nie zdziwiła, gdybym usłyszała:
- A co ty robisz przy naszym stole, nieudaczniku? Stolik dla komputerowców jest
TAM.
Ale przecie nie jestem ju Em Watts, tylko Nikki Howard. A Nikki Howard jest
widac wszedzie mile widziana (pomijajac pracownie komputerowa).
- Och! - zawołała jakas ciemnowłosa dziewczyna, przesuwajac na bok swoja tace. -
Tak sie ciesze, e przyszłas. Siadaj koło mnie! Koło mnie! Jestem twoja najwieksza fanka!
Frida usiadła na miejscu zrobionym przez dziewczyne, ale najpierw rzuciła jej ostre
spojrzenie.
- Mackenzie - rzuciła surowo. - Pamietaj, co mówiłam.
- Przepraszam! - Mackenzie spasowiała. - Jasne, adnego rozpływania sie nad nia.
Przepraszam. Przepraszam.
Pozostałe dziewczyny przesuneły sie, robiac dla mnie miejsce. Poczułam sie troche
niezrecznie. W głowie mi sie nie miesciło, e jestem mile widziana przy stoliku dla ywych
Trupów.
Ale wkrótce sie okazało, e to był najwłasciwszy stolik. Ledwie Frida skonczyła nas
przedstawiac ( adnych imion nie zapamietałam, bo wszystkie jej kole anki nazywały sie albo
Taylor, albo Tyler, albo Tory), jakis znajomy głos zawołał:
- Tu jestes!
Obejrzałam sie i zobaczyłam Whitney Robertson, stojaca tam z taca, na której miała
sałatke i napój. A tu za nia stały Lindsey i kilka innych ywych Trupów z trzeciej klasy.
Oraz jeden z klasy czwartej, Jason Klein.
- O mój Bo e! - krzykneła Whitney. - Wszedzie cie szukałam.
I zanim sie połapałam, ju odganiała na bok czerwono - złote mundurki, eby zrobic
miejsce dla siebie, swojego chłopaka i najlepszej przyjaciółki.
- Wielkie dzieki - powiedziała do kole anek Fridy, które nie tyle sie posuneły, ile
zostały zepchniete na bok. - A wiec, Nikki, jak ci sie podoba pierwszy dzien w LAT?
- Bardzo jej sie podoba, Whitney. - Frida, która najwyrazniej miano wała sie moja
rzeczniczka prasowa, miała zadowolona mine. Nie co dzien pierwszoklasistka zostaje
zaszczycona obecnoscia najpopularniejszej dziewczyny w szkole przy swoim stoliku. -
Prawda, Nikki?
Napiłam sie mleka (tak, Nikki lubi mleko, dwuprocentowe; cierpi na zgage, nie na
nietolerancje laktozy), przełknełam i powiedziałam:
- Tak.
- Mówiłam dzisiaj Nikki na przemawianiu publicznym... - zaczeła Whitney Robertson
i dodała jako rodzaj uwagi na stronie do wszystkich przy stoliku: - Bo Nikki i ja mamy razem
przemawianie publiczne...
- I ja te ! - zawołała Lindsey. - Ja te jestem w jednej klasie z Nikki na przemawianiu
publicznym! I na hiszpanskim. I na liscie oczekujacych na torbe od Marca Jacobsa...
- Taa - powtórzyłam, kiedy ju przełknełam kes sałatki, która wziełam do kotlecika z
tofu (smakował fantastycznie, wcale nie jak papier, czego sie obawiałam).
- Szkoda, e nie powiadomiono nas wczesniej, e Nikki do nas przyjdzie - ciagneła
Whitney. - Bo moglibysmy jej zgotowac bardziej uroczyste powitanie.
Wszystkie dziewczyny zgodnie pokiwały głowami. Jason gapił sie na mój biust. Serio.
Wcale nie przesadzani.
- Dzieki - powiedziałam. - To naprawde miłe. Ale czuje sie zupełnie odpowiednio
przywitana.
- No có - ciagneła Whitney. - Na wszelki wypadek dam ci liste zajec
nadobowiazkowych, ebys sie mogła zastanowic, czy sie nie przyłaczyc do paru z tych
fantastycznych klubów i komitetów, jakie działaja w naszej szkole. Ja, na przykład, jestem
przewodniczaca samorzadu klas trzecich oraz kapitanem Dru yny Szkolnego Ducha.
- Dru yna Szkolnego Ducha? - powiedziałam. - A co to takiego?
Nie ebym nie wiedziała. Tylko chciałam sie przekonac, czy Whitney opisze ja tak,
jak kiedys to robilismy z Christopherem: Stowarzyszenie Inteligentnych Inaczej.
- No có , Dru yna Szkolnego Ducha stara sie szerzyc szkolnego ducha wsród uczniów
za pomoca promowania i organizowania ró nych imprez, takich jak zbiórki kibiców przed
meczami, kiermasze zdrowia, zbieranie surowców wtórnych, wieczory z kasynem,
weekendowe wyjazdy...
- Wieczory z kasynem - wtraciła Lindsey.
- Ju to mówiłam. - Whitney rzuciła Lindsey mia d ace spojrzenie. - Tak naprawde,
chodzi o to, e... - zni yła głos, jakby sie obawiała, e ktos ja podsłucha - niektórym ludziom
w LAT nie podobaja sie ró ne swietne programy i komitety, jakie szkoła ma do zaoferowania.
Wiec Dru yna Szkolnego Ducha robi, co mo e, eby wzbudzic entuzjazm dla ró nych
wydarzen, takich jak imprezy sportowe, programy wspierania społecznosci lokalnej... Takie
rzeczy, które potem dobrze wygladaja na podaniu na studia.
Wytrzeszczyłam na nia oczy.
- Ale dlaczego mówisz szeptem?
Rozejrzała sie i chyba do niej dotarło, e dwójki najwiekszych szkolnych
malkontentów - Em Watts i Christophera Maloneya - nie ma w zasiegu jej głosu.
- Och, sama nie wiem. Niektórzy uwa aja, e taki szkolny duch to głupota. Ale moim
zdaniem nie ma nic głupiego w tym, e ktos chce w pełni skorzystac z tego, co przynajmniej
dla mnie stanowi najlepsze lata ycia!
Akurat! Jesli szkoła srednia to maja byc najlepsze lata mojego ycia, to czeka mnie
dosc beznadziejna dorosłosc.
- Wow - powtórzyłam. - Brzmi... swietnie.
- Starczy ju tego gadania o szkole - powiedział Jason Klein i pochylił sie tak, e te
jego pote ne - a dla mnie obrzydliwe - bicepsy uwypukliły sie pod rekawkami ró owej
koszulki polo. - Do jakich klubów mo esz nas wprowadzic?
- Jason! - Whitney zachichotała i trzepneła go po ramieniu, - Przestan! Nie zwracaj na
niego uwagi Nikki. Jest okropny.
Jason ja zignorował.
- Widziałem wczoraj wieczorem, jak wchodziłas do Cave - powiedział. - Mo esz nas
wprowadzic do Cave?
- Nie wiem - odparłam. - Mo e.
- Mo e co? - dopytywał sie Jason. - Mo esz nas wprowadzic czy nie?
- Jesli bedzie chodziło o Klub dla Palantów, Którzy Przerywaja Swoim Dziewczynom
- powiedziałam - to chetnie cie tam zaproteguje..
Whitney a sapneła. Lindsey rykneła smiechem.
Ale najwieksze wra enie zrobiło na mnie to, e dziewczyny z dru yny czirliderek -
juniorek popatrzyły po sobie i przybiły sobie piatki zadowolone, e przygadałam Jasonowi
Kleinowi. Wiec to w takim towarzystwie obraca sie Frida. Dotarło do mnie, e naprawde nie
doceniałam tej dru yny czirliderek - juniorek - i byc mo e czirliderek w ogóle. To były fajne
laski.
Ale Frida tylko spiorunowała mnie wzrokiem. Szepnełam bezgłosnie: „Co?” i
wzruszyłam ramionami. Naprawde nie wiedziałam, jakiej innej reakcji sie po mnie
spodziewała.
Jason nie stracił dobrego humoru.
- Dobra, dobra - powiedział potulnie. - Masz racje. Ju sie przymykam.
Co było kolejnym dowodem na to, jak zmienia sie ycie człowieka, kiedy zamiast
normalnej ma twarz supermodelki. Gdybym powiedziała cos takiego do Jasona w czasach,
kiedy byłam jeszcze w ciele Em Watts, dopiero bym sie nasłuchała... Zwłaszcza od Whitney.
Ale poniewa byłam Nikki, a nie Em, wszystko mi wybaczano Kiedy odnosilismy
tace, tu przed dzwonkiem, Whitney podeszła do mnie i, eby okazac, e sie na mnie nie
gniewa, powiedziała cicho. tak eby inni jej nie usłyszeli:
- Posłuchaj, Nikki, jesli dzisiaj po szkole nie masz co robic, to zajrzyj do mnie, a ja ci
pomoge z lekcjami. Pewnie ci sie wydaje, e przy tym tempie nigdy nie zdołasz nadrobic
zaległosci, zwłaszcza, e jakis czas nie chodziłas do szkoły. Wiec tak sobie pomyslałam...
- Dzieki - odparłam - ale dzisiaj mam sesje.
Nawet gdybym jej nie miała, nie zamierzałam tracic swojego cennego czasu na wizyty
w apartamencie Whitney Robertson, eby mogła mi zle wy tłumaczyc, jak sie oblicza pole
trójkata. Albo wypróbowywac kolejne kolory opalizujacych cieni do powiek czy czyni tam
zajmuja sie ywe Trupy po szkole.
- Mo e innym razem - dodałam z usmiechem, kiedy zobaczyłam, e posmutniała.
A Whitney na widok tego usmiechu od razu sie rozpromieniła.
- Super! No to papatki.
Powa nie. Tak własnie do mnie powiedziała. Papatki. Troche ałowałam, e nie mam
ze soba Cosy, bo mogłabym popatrzec na nia i powiedziec:
- No có , Toto. Chyba ju nie jestesmy w Kansas. Tyle e ja nigdy nie byłam w
Kansas.
Ale jestem prawie pewna, e Nikki była. Nikki bywała chyba wszedzie.
Tylko nie tam, gdzie ja sama najbardziej chciałam byc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz