czwartek, 5 lipca 2012

#23


Z pomoca Karla wytaszczyłam sie z moimi pudłami z limuzyny i wjechałam winda na
poddasze. Spodziewałam sie, e bedzie puste, bo było dopiero po dziewiatej. O tej porze Lulu
na pewno jest na miescie, robiac to wszystko, co lubi robic, kiedy sie ja zostawi samej sobie.
Mo ecie sobie wyobrazic moje zdumienie, kiedy wyszłam z windy i usłyszałam, e
mnie woła.
- Nikki! - Wołanie dobiegało z ust upiornej postaci wyciagnietej na stole do masa u na
srodku salonu. Lulu była przykryta od pasa w dół białym przescieradłem, a jakas kobieta w
białym uniformie ugniatała jej ramiona.
- Czesc - powiedziałam bardziej zbita z tropu ni zwykle.
- Czesc. - Lulu uniosła głowe znad otworu na twarz w stole do masa u. - No własnie,
zapomniałam. Nikki, to nasza gosposia, Katerina. Katerino, to jest Nikki. Wiem, e wyglada
jak ona, ale to nie ona. Zaszła wymiana dusz i teraz jest kims innym. Ale mo esz nadal
mówic do niej Nikki.
Katerina przestała ugniatac Lulu i popatrzyła na mnie.
- Mówisz, e to nie panienka Nikki? - spytała z wyraznym srodkowoeuropejskim
akcentem.
- Nie - odparła. - To znaczy tak. Ale własnie nie.
- Tak, Lulu - sprostowałam z irytacja. - To ja. Tylko nikogo nie pamietam. Bo mam
amnezje, zapomniałas? Witaj, Katerino.
Katerina przygladała mi sie jeszcze chwile, a potem wzruszyła ramionami i wróciła do
masowania Lulu.
- Ech, wy, dziewczyny - rzuciła, chocia brzmiało to bardziej jak „dzieciny”. - Ju
dawno przestałam sie przejmowac wami i tymi waszymi niemadrymi zabawami.
- Wiem, e teraz jest twoja kolej na masa , Nik. - Lulu znów schowała twarz w
otworze w stole. - Ale własnie wróciłam ze spotkania z moja wytwórnia i to było istne piekło.
Kazali mi zaspiewac takie dwie piosenki, które nie trafiły do albumu Lindsay Lohan - jeszcze
czego! - a ja sie wcia fatalnie czułam po ostatniej nocy. Wypiłam chyba z pietnascie mojito i
zjadłam paczke milk duds. Wiedziałam, e tylko Katerina zdoła postawic mnie do pionu. A i
jeszcze cos. Nik, Brandon wydzwaniał przez cały dzien. Mówi, e wyłaczyłas komórke i
wszystkie jego telefony trafiaja na poczte głosowa. Co jest? Włacz te komórke. Poza tym
totalnie cie przeprasza za wczorajszy wieczór. Na weekend wezmie odrzutowiec ojca i
zabierze nas na Antigue, a wiesz, e robi to tylko, kiedy ma cie ki atak moralniaka. Aha, i
musiałam zamknac Cosy w moim pokoju, bo ciagle na mnie skakała. Nie mogłam sobie z nia
dac rady, była po prostu niemo liwa...
Odło yłam pudła, poszłam na drugi koniec poddasza i otworzyłam drzwi sypialni
Lulu. Cosabella wystrzeliła stamtad jak z procy i zaczeła skakac koło moich łydek, szczekajac
radosnie. Wziełam ja na rece i usiadłam na kanapie, a ona lizała mnie po twarzy.
- Ju była na spacerze. - Lulu znów uniosła głowe, eby na mnie zerknac. - Z Karlem.
I nakarmiłam ja. O mój Bo e, co ty masz na twarzy??
Popatrzyłam na nia znad kedzierzawego łebka Cosy.
- Ale gdzie?
Zanim sie zorientowałam, Lulu zeskoczyła ze stołu, owineła sie przescieradłem,
podeszła do mnie zamaszystym krokiem i przejechała mi paznokciem po policzku.
- Auc! - zawołałam.
Lulu popatrzyła na swój paznokiec i powiedziała:
- Wiedziałam. Płatek martwego naskórka. Masz wysuszona skóre. Cos ty na nia
stosowała?
- Posłuchaj - odparłam, wcia trzymajac sie za policzek - doceniam twoja pomoc, i to,
e opiekowałas sie Cosy, kiedy byłam w szkole i na sesji. Ale nie mo esz ot tak sobie mnie
drapac...
- Cos. Ty. Stosowała. Na. Te. Cere? - powtórzyła Lulu, podsuwajac mi pod nos
paznokiec, na którym miała płatek martwego naskórka.
- Nic. Myłam twarz mydłem. A co?
- Mydłem? Myłas twarz mydłem?
- A niby czym innym miałam ja myc?
Lulu wyraznie przera ona powiedziała do gosposi:
- Katerino. Mój szlafrok. Mamy kryzys, który trzeba za egnac natychmiast!
Katerina z powaga pokiwała głowa i przyniosła szlafrok. Lulu wsuneła rece w rekawy,
a kiedy ju sie porzadnie zakryła, pozwoliła przescieradłu opasc na ziemie.
- Nie wiem, o co ci chodzi - powiedziałam - ale nie potrzebuje adnej kosmetycznej
interwencji, jesli własnie to masz na mysli. Mam sporo spraw na głowie i chciałabym...
- Bardzo cie przepraszam - przerwała mi Lulu - ale Nikki Howard oddała ci swoje
ciało, podarowała ci je, wiec powinnas odpowiednio sie o nie troszczyc.
- I troszcze sie - odparłam. - Odkad to ciało dostałam, jem tylko tofu i popijam ta
cholerna zielona herbata, bo to jedyne, po czyni nie mam zgagi...
- A czym myjesz włosy? - zapytała Lulu. - I na jak długo zostawiasz na nich
od ywke? I jakiego u ywasz peelingu? Nie mów mi, bo ju wiem. Nikki Howard była piekna.
Ale ona nie tylko taka sie urodziła. Ona o siebie dbała. Trzymajac sie scisle codziennego
re imu. Którego ty nie przestrzegasz.
- Posłuchaj. - Obejrzałam sie na Katerine, szukajac u niej pomocy, ale adnej sie nie
doczekałam, bo własnie znalazła uniwersalnego pilota, który sterował nie tylko telewizorem
zawieszonym nad kominkiem, ale tak e samym kominkiem (płomienie pojawiły sie i zaczeły
tanczyc, kiedy nacisneła jakis guzik), szybami okiennymi (mo na je było przyciemnic do
odcienia nieprzejrzystego fioletu albo całkiem rozjasnic), sprzetem grajacym, a nawet kamera
ochrony w windzie. Próbowała przyciemnic oswietlenie, odpowiednio do panujacego
nastroju. - Mam o wiele wa niejsze problemy ni sucha skóra, rozumiesz? Ktos nas szpieguje,
Lulu. Nie tylko mnie. Ciebie te . Miałas szpiegowski software w laptopie. I nie chce cie
niepokoic, ale jestem prawie pewna, e to Stark Enterprises. Nie mam na to adnego
dowodu... ale kto inny mógł to zrobic? Ju w porzadku, zajełam sie tym, ale bedzie ci
potrzebny nowy laptop, innej marki ni Stark. Jakby tego było mało, Gabriel Luna -
pamietasz, ten facet od skutera, który spiewał na wielkim otwarciu, gdzie... hm... doszło do
wymiany dusz? - napisał dla mnie piosenke. A on mi sie nawet nie podoba. Za to facet, który
naprawde mi sie podoba... - Nagle oczy zaszły mi łzami. Ot tak - .. .nawet nie chciał na mnie
dzisiaj spojrzec. Wiec nic mnie nie obchodzi, czy mam skóre sucha, czy wilgotna, czy w
ogóle jej nie mam. No bo przecie nie wiem nawet, po co to wszystko. Po co mam byc
piekna, skoro nie moge zmusic faceta, który mi sie podoba, eby chocia na mnie spojrzał?
Lulu wstrzymała oddech. A potem popatrzyła na Katerine i powiedziała:
- Lepiej zadzwon po wsparcie.
Katerina skineła głowa, odło yła pilota i siegneła po telefon. Na ten widok złapałam
najbli sza poduszke i schowałam w niej twarz.
- O nie! - jeknełam. - adnych wiecej zmian wizerunku. Nie, nie, nie! - A przy
ka dym „nie” waliłam głowa w te poduszke. Jestem pewna, e doktor Holcombe by tego nie
pochwalił.
- Wyluzuj - powiedziała Lulu i zanim sie połapałam, zabrała mi poduszke i usiadła
obok mnie. - Katerina zamówi deser lodowy z bananami z delikatesów pod domem. Własnie
to nazywam wsparciem. Zawsze go zamawiamy, kiedy któras ma problemy z facetem. Zle
robi na zgage, ale mo esz łyknac jedna z tych twoich pigułek. A teraz powiedz mi, o co ci
chodzi ze Stark Enterprises, Gabrielem Luna i jakims gosciem, który nie chce na ciebie
patrzec?
Szczesliwa, e wcale nie chce mnie zmusic do natychmiastowego złuszczania całego
ciała, opowiedziałam Lulu o jej komputerze, o Gabrielu, o Christopherze, i o tym, e w
pracowni komputerowej rozmawiał ze mna jak z łaski. Kiedy skonczyłam, usciskała mnie i
powiedziała:
- No có , po pierwsze, nigdy nie korzystam z tego komputera. Po prostu uwa am, e
jest ładny. Z Gabrielem to te aden problem On sie w tobie kocha.
O mało nie zakrztusiłam sie własna slina.
- Lulu! Nie... To...
- No a jesli chodzi o tego całego Christophera, sprawa te jest oczywista - ciagneła.
- Naprawde? - Spojrzałam na nia szeroko otwartymi oczami.
- Boi sie tej namietnosci do ciebie, wiec po prostu musi ja ukryc bardzo głeboko, eby
nie było jej widac.
- Jak to? Przecie on w ogóle nie zna Nikki Howard, wiec jak mo e cokolwiek do niej
czuc?
Lulu poło yła malenkie stopki na stoliku do kawy i odchyliła głowe do tyłu, wpatrujac
sie w sufit.
- O mój Bo e, znów musze to wszystko tłumaczyc. No bo ten sarn wykład wygłosiłam
ci zaledwie miesiac temu, a teraz musze go powtórzyc, przez te zamiane dusz. Ale niech
bedzie. Tylko tym razem słuchaj mnie uwa nie, dobrze? Faceci, którzy sa hetero, maja wobec
dziewczyn tylko trzy uczucia. - Uniosła trzy palce i zaginała po jednym, kiedy odfajkowywała
jakis punkt. - Po pierwsze, moga sie w tobie kochac i okazywac to, na przykład piszac dla
ciebie piosenke, tak jak Gabriel. Wtedy wszystko jest fajnie i tak, jak byc powinno. Po drugie,
moga sie w tobie kochac, ale boja sie namietnosci, która. do ciebie czuja, tak jak ten twój
Christopher, wiec dusza ja w sobie i ignoruja cie albo robia głupie rzeczy, na przykład
wysmiewaja sie z ciebie. Sa niedojrzali i zbyt niesmiali, eby na przykład napisac dla ciebie
piosenke. No i po trzecie, cos jest z nimi nie tak i zaczynaja od tego, e sa mili i kochajacy, a
potem cos im odbija i robia głupoty, na przykład sypiaja z innymi dziewczynami, jak Justin
Bay. Ale nigdy sie nie dowiemy, co jest z nimi nie tak, wiec nie warto o tym nawet myslec.
No i ju . To wszystko. - Opusciła reke. - Jakies pytania?
Gapiłam sie na nia. Mine miała powa na, ale poniewa to była Lulu, wiec uznałam, e
warto sie upewnic.
- Mówisz powa nie? - spytałam. Lulu westchneła.
- No dobra, Nikki, widze, e nie do konca do ciebie dotarło, Prosze, nie mów mi, e
matka nigdy ci nie tłumaczyła takich rzeczy.
Pokreciłam głowa.
- No có , nie. Ona...
- Bo e! - Lulu przewróciła oczami. - Doprowadza mnie to do szału! Jak mogła nic ci
nie powiedziec? Przecie to kompletny brak odpowiedzialnosci! Jak matki moga wypuszczac
córki w swiat i pozwalac, eby chłopcy wcia sie w nich zakochiwali, a one nie maja bladego
pojecia, co robia? Nie ogladałas Spidermana? Wielkiej mocy towarzyszy wielka
odpowiedzialnosc! My kobiety nie mo emy ot tak chodzic sobie po swiecie i nie uwa ac na
to, e faceci na ka dym kroku sie w nas zakochuja. Prawda, Katerino?
- Tak. - Katerina energicznie kiwała głowa, zwijajac przescieradło Lulu.
- Moja matka, tak jak, bez watpienia matka Kateriny - ciagneła Lulu - powiedziała mi,
kiedy skonczyłam jedenascie lat: „Lulu, prawda wyglada tak, e ka dy heteroseksualny
chłopak, którego spotkasz na swojej drodze - a niektórzy geje te , wiec uwa aj, bo to sie
mo e skonczyc katastrofa - bedzie sie w tobie kochał. Mo e sie do tego nie przyznac, ale taka
jest prawda. Wiec musisz wziac za to odpowiedzialnosc i nie robic nic, eby go zachecac -
chyba e, oczywiscie, bedziesz chciała, eby sie w tobie kochał. Nie wolno grac na uczuciach
chłopców, bo niezale nie od tego, co sie twierdzi, to me czyzni sa słabsza płcia”. Twoja
matka nigdy ci tego nie mówiła?
Kompletnie zaskoczona tym dosc bełkotliwym przykładem matczynych rad,
pokreciłam przeczaco głowa, bo rady mojej brzmiały raczej jak: „Nigdy nie wychodz z domu,
nie majac przy sobie gotówki na powrót taksówka” albo „Nie uprawiaj seksu, gdybys jednak
uprawiała, zawsze pamietaj o prezerwatywie”.
- No có - ciagneła Lulu - chocia moja mama w wielu sprawach popełniała błedy, na
przykład wykupiła mi na Gwiazdke lekcje snowboardu, a potem uciekła z moim trenerem, w
tym jednym sie nie myliła. Ka dy heteroseksualny facet, którego spotkałam - i paru gejów te
- rzeczywiscie sie we mnie zakochiwał. Przynajmniej troszke. Och, to nie tak, e wszyscy
chcieli sie ze mna enic... Czasami, jak chocby w przypadku tego trenera snowboardu,
okazywało sie, e woleli o enic sie z moja mama. Ale zawsze o tym mysleli. I to prawda, e
nie zawsze ich zakochanie trwa, chocia powinno - ale to zwykle dlatego, e to, co do mnie
czuja, przera a ich, bo jestem taka niesamowita, e czuja sie przy mnie niepewni i na koniec
uciekaja... Jak Justin.
Tylko gapiłam sie na nia. Widzac to, dodała:
- Mówie powa nie. Poczekaj, a sama sie przekonasz. Kiedy przyjdzie dostawca z
lodami... Obserwuj, jak podejde sie z nim rozliczyc. Pewnie zaprosi mnie na randke.
Nie chcac ranic jej uczuc, powiedziałam ostro nie:
- Dzieki, Lulu... Znaczy, za ostrze enie. Ale chocia jestem pewna, e faktycznie
ka dy heteroseksualny facet, jakiego spotykasz na swojej drodze, zakochuje sie w tobie, ze
mna nie do konca tak to wygladało. A przynajmniej, nie w poprzednim wcieleniu. No bo
wiesz w prawdziwym swiecie wiekszosc dziewczyn nie musi sie martwic tym, e ka dy facet,
jakiego spotkaja na swojej drodze, zakocha sie w nich. Teraz rozumiem, e jako Nikki bede
miała powody do zmartwienia, ale...
Lulu zrobiła oburzona mine.
- Ale tak, powinny sie martwic! - zawołała. - Jesli sie tym nie martwia, to oszukuja
same siebie! I igraja z ogniem. To dotyczy wszystkich dziewczyn. Mam racje, Katerino?
Katerina pokiwała głowa.
- Taa - mrukneła znu onym głosem. - Szkoda, e nie spotkałas paru moich byłych
me ów.
- Widzisz? - triumfowała Lulu. - Niewa ne, ile masz lat ani jak wygladasz - bez
obrazy, Katerino. Niewa ne, czy jestes ładna czy brzydka, chuda czy gruba. Jesli jestes
dziewczyna, to tak po prostu sie dzieje. Faceci nic na to nie moga poradzic. Moga nie chciec
sie przyznac, e im sie podobasz. Moga sie zachowywac jak totalni palanci zamiast sie do
tego przyznac... - W tym momencie nie mogłam sie powstrzymac, eby nie pomyslec o
Jasonie Kleinie. - Ale wszystko, co powiedziała mi matka, to totalna prawda i dotyczy
wszystkich dziewczyn. A to znaczy, e dzwigamy na sobie wielka odpowiedzialnosc.
Musimy bardzo, bardzo uwa ac, eby nie łamac ciagle meskich serc. Meskie serca sa bardzo
delikatne, o wiele delikatniejsze od naszych. Prawda, Katerino?
- Ja - potwierdziła Katerina, składajac stół do masa u z trzaskiem. Głosnym.
- Ja tam nie wiem, o co chodzi temu twojemu Christopherowi - ciagneła Lulu. - Mo e
on po prostu dusi w sobie to uczucie do ciebie, bo za bardzo sie boi... To sie czesto zdarza.
Domyslasz sie, jaki mo e miec powód?
Popatrzyłam na Cosabelle, która zwineła sie w kłebek na moich kolanach i
zadowolona drzemała. Naprawde nie miałam pojecia, jak to sie stało, e w ogóle brałam
udział w tej idiotycznej rozmowie.
Ale w Lulu było cos takiego słodkiego i delikatnego, cos, co sprawiało, e chciałam,
eby jej teoria była prawdziwa. Zreszta była to bardzo ładna teoria, taka, która
podwy szyłaby samoocene ka dej dziewczyny. Kto wie? Mo e i była prawdziwa? Lulu z cała
pewnoscia w to wierzyła.
A ja nie miałam watpliwosci, e ka dy facet, którego spotykała na swojej drodze,
rzeczywiscie sie w niej choc troche zakochiwał.
Wierzyłam te , e w przypadku Nikki Howard to sie równie na ogół sprawdzało...
Pomijajac przypadek taty Brandona Starka.
Ale zostało jeszcze to, co zaszło po południu z Christopherem. Jak miałam jej w ogóle
wytłumaczyc, jakie to było dziwne?
- Sarna nie wiem - odparłam z namysłem. - Moja siostra powiedziała cos takiego. e
mo e Christopher kochał sie w... hm... Em Watts. No wiesz, dziewczynie, która zgineła w
czasie wielkiego otwarcia Stark Megastore. Tylko e zdał sobie z tego sprawe dopiero, kiedy
było ju za pózno, bo ona... nie yła. Nie wiem, czy to prawda, Siostra pewnie nie ma racji.
Ale zanim Em umarła, byli najbli szym przyjaciółmi. I wiesz, Christopher tam był, kiedy
zgineła. A moja siostra uwa a, e teraz on ma złamane serce.
Lulu chwile przetrawiała to w milczeniu, a potem poło yła dłon na sercu i spojrzała na
mnie tymi wielkimi oczami Bambi, nagle pełnymi łez.
- To jest najbardziej romantyczna historia, jaka kiedykolwiek słyszałam - powiedziała
i obejrzała sie na nasza gosposie. - Katerino? Czy to nie jest najbardziej romantyczna historia,
jaka kiedykolwiek słyszałas?
Katerina spakowała ju rzeczy do masa u i teraz sprzatała w lodówce, wywalajac z
niej przeterminowane jogurty.
- Tak - rzuciła przez ramie. Lulu obróciła sie do mnie.
- Posłuchaj - powiedziała, siegajac po moja dłon. - Nie wszystko jeszcze stracone.
Wa ne jest, ebys zrobiła jedno: nawiazała z nim kontakt. Pokazała mu, e rozumiesz jego
strate. e mu współczujesz.
- Ale Lulu... Jak ja mam to zrobic? Teraz jestem dla niego obca osoba. Gorzej, jestem
supermodelka reprezentujaca Stark Enterprises. firme, która w jakims stopniu odpowiada za
to, e jego dziewczyna zgineła... i za całe zło tego swiata. Christopher nie cierpi wszystkiego,
co za mna stoi. Kiedys wysmiewalismy sie z ludzi takich jak Nikki Howard. Jak mam z nim
nawiazac kontakt, skoro jestem kims. kogo on nie cierpi? Mówie ci, to totalna beznadzieja.
- Zawsze jest nadzieja, kiedy w gre wchodzi prawdziwa miłosc - zapewniła Lulu,
sciskajac moja reke. - Nie słyszałas ani słowa z tego, co ci powiedziałam? Musisz po prostu
dac mu czas. Doswiadczył okropnej straty. Serce mu pekło. Trzeba miłosci i cierpliwosci,
eby znów go wprowadzic miedzy ywych... Tak samo jak miłosc i cierpliwosc były
potrzebne, ebys do mnie wróciła... nawet jesli jestes teraz troche dziwna. Ale - dodała
pospiesznie - o wiele sympatycy niej sza ni przedtem.
Westchnełam.
- Sama nie wiem, Lulu. Chciałabym, ebys miała racje, ale. Mo e, jesli twoja teoria
jest słuszna i rzeczywiscie cia y na nas wielka odpowiedzialnosc, lepiej byłoby po prostu dac
mu spokój.
Lulu spojrzała na mnie badawczo.
- A co mówi twoje serce, Nikki?
Poczułam, e oczy napełniaja mi sie łzami. Bo nie mogłam za pomniec tego, co pan
Phillips powiedział tamtego dnia w gabinecie doktora Holeombe'e: „Gdzie tak własciwie jest
umiejscowiona nasza to samosc? W duszy, eby tak to ujac? Czy w mózgu? A mo e w sercu
i w ciele? To fakt, mózg Nikki Howard ju nie funkcjonuje. Z drugiej strony, jej serce nadal
bije”.
Przypomniałam sobie, jak poło yłam dłon na sercu Nikki i poczułam jego bicie.
Wtedy wydawało mi sie takie obce. Zastanawiałam sie, czy kiedykolwiek poczuje, e to moje
serce.
Ale teraz czułam, e jest moje. Czułam, e to moje serce, a wiecie, dlaczego?
Bo własnie mi pekało.
- Serce mi mówi, e kocham Christophera - odparłam ze smutkiem. - Ale to takie
beznadziejne, Lulu. Szansa, e kiedykolwiek bede sie z nim przyjaznic tak jak kiedys, jest
zerowa... Nie mówiac ju o szansie na cokolwiek wiecej.
Zadzwonił domofon i obie a podskoczyłysmy.
- Ja otworze - zawołała Katerina i ruszyła do domofonu.
- Posłuchaj - powiedziała Lulu, znów mnie sciskajac za reke - jesli ten dostawca
zaprosi mnie na randke, uwierzysz mi, e masz szanse u Christophera?
Wysunełam dłon z jej uscisku, eby otrzec łzy.
- Lulu, jestes w szlafroku frotte i kapciach. Dostawca za nic...
- Ten dostawca zaprosi mnie na randke - oznajmiła stanowczo.
- Mówiłam ci, my, kobiety, mamy niesamowita moc, która musimy posługiwac sie
odpowiedzialnie. Wiec to nie fair z mojej strony, bo wcale nie mam ochoty z nikim sie
umawiac, a poza tym najpierw musze sie skonsultowac z moim astrologiem, eby wiedziec, z
jakim nastepnym znakiem powinnam sie spotykac. Ale zrobie to, eby cos ci udowodnic. Czy
wtedy mi uwierzysz?
- No dobra - zgodziłam sie i rozesmiałam sie niepewnie. - Próbuj.
Drzwi windy otworzyły sie i wyszedł z niej niczego niepodejrzewajacy dostawca,
niosac plastikowa torbe.
- Nale y sie jedenascie piecdziesiat - powiedział do Kateriny, wreczajac jej torbe.
- Ja nie płace - odparła Katerina. - Ona płaci. - I wskazała Lulu.
Lulu wstała z kanapy, pociagneła za pasek swojego puchatego szlafroka, eby go
zacisnac w talii, i podeszła do dostawcy. Nie powiem, ebym zauwa yła w niej cos innego ni
zwykle, poza tym e na jej twarzy pojawił sie zniewalajacy usmiech.
A dostawca jakos tak nagle sie wyprostował.
- No có - odezwała sie do niego Lulu. - Witamy. Jedenascie piecdziesiat, tak?
Sekundke, gdzies tu mam portmonetke. O rany, ty jestes cały mokry. Na dworze leje? Chcesz
recznik? Czekaj, dam ci recznik. Zimno sie robi, prawda? Szkoda by było, gdybys sie
przeziebił. Kto by mi wtedy przynosił ulubione desery lodowe? A ja uwielbiam te desery
lodowe z bananami. Prosze, dwudziestka. Reszty nie trzeba. I tu masz recznik. Jak masz na
imie?
- Roy - odparł oszołomiony dostawca i wytarł twarz recznikiem wreczonym mu przez
Lulu.
- Roy? - powtórzyła, biorac od niego recznik. - Jakie miłe imie. Czy to wegierskie?
- Nie wiem - powiedział dostawca. Nadal był otumaniony. A jak ty masz na imie?
- Lulu. Dwa L i dwa U.
- Ładne imie - stwierdził Roy. - Umówisz sie ze mna kiedys? Szczeka mi opadła.
- Jasne - odparła Lulu. - Bardzo chetnie! Ale tylko, jesli mój ma bedzie mógł isc z
nami.
- Twój ma ? - zgłupiał Roy.
- Chodz, facet - wtracił sie windziarz znudzonym tonem. Jedziemy.
- Pa, Roy - Lulu pomachała do niego. - Nie przezieb sie. Drzwi windy zamkneły sie za
wcia oszołomionym Royem. Gdy tylko zniknał, Lulu odwróciła sie do mnie z triumfalnym
usmiechem i odtanczyła mały taniec zwyciestwa.
- No prosze! - wołała. - Widziałas? Mówiłam ci. Pokreciłam głowa z podziwem.
Naprawde ledwie wierzyłam w to, co własnie zobaczyłam.
- To było niesamowite - powiedziałam. - Ale, jak ty to zrobiłas? Jestes w szlafroku!
Nawet nie miałas na sobie nic z dekoltem ani z przeswitami.
- Byłam dla niego zwyczajnie miła - odparła Lulu, krecac głowa. - No i
wykorzystałam pewnosc siebie i urok osobisty. Własnie to próbowałam ci wytłumaczyc.
Ka da to potrafi. Nie liczy sie, jak wygladasz ani w co jestes ubrana.
Przeszła do kuchni, gdzie Katerina otworzyła torbe z deserami lodowymi, i usiadła na
stołku naprzeciwko jednego z plastikowych pojemników.
- Ja chyba nie dałabym rady - powiedziałam, w stajac z kanapy i idac za nia. - Nie
mam tego rodzaju pewnosci siebie.
- Oczywiscie, e dasz rade, Nikki - stwierdziła Lulu, atakujac swój deser lodowy
plastikowa ły eczka dodawana do niego przez delikatesy. - Przed zamiana dusz zawsze ci sie
to udawało - chocia czasami robiłas to z czystej przekory i dlatego musiałam tłumaczyc ci,
e wielkiej mocy towarzyszy wielka odpowiedzialnosc i tak dalej - wiec poradzisz sobie z
tym całym Christopherem bez problemu. Musisz tylko byc pewna siebie. I, jak mówiłam,
nawiazac z nim kontakt.
- No dobra - skapitulowałam. - Spróbuje.
Lulu zachichotała i rzuciła we mnie kawałkiem lodów. Nie trafiła, a Cosabella
zaatakowała te kapke, która wyladowała na podłodze.
- A to niby za co? - spytałam, patrzac na Lulu gniewnie.
- W głowie mi sie nie miesci - znów zachichotała - e kochasz sie w chłopaku z
ogólniaka.
- Tak? - powiedziałam, mierzac do niej lodami z mojej ły eczki. - A ty jestes
dziwadłem, które wierzy w zamiane dusz.
Lodowy pocisk wyladował na scianie. Cosabella z radosnym szczekaniem pobiegła na
drugi koniec kuchni, eby ja zlizac.
- Swój pozna swego - powiedziała Lulu i rzuciła we mnie wisienka, która wienczyła
jej deser. Wisienka trafiła w szybe wielkiego okna za moimi plecami i powoli sie po nim
osuneła. Cosabella przez cały czas ujadała ze szczescia.
- Dosc tego dzieciny! - zgromiła nas Katerina. - Ja tu własnie posprzatałam! Jak nie
przestaniecie, nie bedzie adnych masa y.
Posprzatałysmy po sobie i dopilnowałysmy, eby kuchnia a lsniła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz