piątek, 6 lipca 2012
#2
Byłam sama w pokoju hotelowym, nie licząc Cosabelli, która wciąż zlizywała słoną wodę z mojej twarzy. Próbowałam się rozgrzać w prywatnym jacuzzi na tarasie. Brandon i reszta ekipy zdjęciowej zeszli do restauracji na kolejną kolacyjkę z sashimi za tysiąc dolców - oczywiście na koszt ojca Brandona, miliardera Richarda Starka. Wymigałam się od pójścia z nimi na rzecz jacuzzi, hamburgera przyniesionego przez obsługę hotelową i kilku rundek Journeyąuest na moim MacBooku. Słuchanie plotek o bliźniaczkach Olsen, a potem taniec zombi przy technopopie, którym na bank skończy się ten wieczór, nie wydawały mi się szczególnie pociągające po tym, co przeszłam.
Właściwie nigdy nie wydawało mi się to pociągające... Chociaż Brandon długo stał pod moimi drzwiami, błagając, żebym jednak zmieniła zdanie - a tymczasem ja trzęsłam się od stóp do głów. W końcu sobie poszedł, uspokojony obietnicą, że przyjdę później. Kłamałam, oczywiście.
Dlatego kiedy komórka Nikki zagrała pierwsze takty Barra-cudy, byłam pewna, że to on.
Barracuda to strasznie żenujący dzwonek w telefonie. Ale jakoś nigdy go nie zmieniłam. Prawdę mówiąc, ponieważ nigdy nie pozbyłam się podejrzeń, że starkowska komórka Nikki jest na podsłuchu (jej starkowski laptop miał oprogramowanie szpiegowskie, więc dlaczego nie mieliby też podsłuchiwać jej rozmów telefonicznych?), nawet nie zadałam sobie trudu, żeby nauczyć się jej obsługi, poza wciskaniem guzika „kasuj". Po prostu starałam się jej nie używać. Do prywatnych rozmów miałam iPhone'a, którego kupiłam dzięki jednej z licznych kart kredytowych Nikki.
Sprawdziłam, kto dzwoni. Nauczyłam się nie odbierać telefonów od nieznanych osób. Inaczej musiałabym wysłuchiwać niekończących się pretensji, dlaczego się nie odzywam tyle czasu, i zapewnień, jak bardzo jakiś Eduardo chciałby znów lecieć ze mną do Paryża. I zdziwiłam się, widząc, że to wcale nie Brandon, lecz Lulu.
- Czego? - zapytałam. Olałyśmy grzecznościowe formułki, kiedy Lulu i Brandon porwali mnie ze szpitala po operacji, w środku nocy, w mylnym przekonaniu, że mnie ratują.
- No... - zaczęła - był tu jakiś facet i chciał się z tobą zobaczyć.
- Lulu. - Mieszkałam z nią krótko, ale zdążyłam pokochać jak siostrę. Więc będę pierwszą osobą, która przyzna, że tej dziewczynie brakuje paru szarych komórek. - Zawsze znajdzie się jakiś facet, który chce się za mną zobaczyć.
Smutne, ale prawdziwe. Nasze mieszkanie było jak dworzec kolejowy pełen facetów. Jedyny chłopak, który nigdy nie przestąpił progu naszego poddasza, był właśnie tym, którego chciałam tam zobaczyć.
On jakoś jeszcze nie zdecydował, czy mnie lubi. Jeśli oczywiście te dziwne spojrzenia, które posyłał mi na lekcjach przemawiania publicznego, były jakąś wskazówką.
Z drugiej jednak strony, ostatnio posyłał też dziwne spojrzenia McKayli Donofrio, więc tak naprawdę to mogło nic nie znaczyć.
- Ale ten był inny - powiedziała Lulu.
Ta informacja kazała mi usiąść prosto w jacuzzi.
- Nie wkręcasz mnie? - Od długiego siedzenia w wodzie zrobiłam się lekko pomarszczona. W dodatku miałam mokre ręce, więc prawie upuściłam komórkę. - Czego chciał?
- Porozmawiać z tobą.
- To wiem - powiedziałam z wymuszonym spokojem. Trzeba było wiele cierpliwości, gdy miało się do czynienia z Lulu. To jakby rozmawiać o trygonometrii z pięciolatką. - Ale o czym? To znaczy, powiedział, o co chodzi?
Lulu żuła gumę. Głośno. Prosto do mojego ucha.
- Powiedział tylko, że będziesz wiedziała. I że to ważne, że musi się z tobą zobaczyć. I że przyjdzie jeszcze raz. Nie przedstawił się.
Oklapłam, rozczarowana. To nie był Christopher. To znaczy, Christopher by się przedstawił. Taki już był.
Co oznaczało, że to znów jeden z nich.
Serio, można by pomyśleć, że dadzą już sobie spokój. Ciekawe, jak długo ci mistrzowie oszustwa będą mnie nękać. Wystarczy ogłosić, że bogata gwiazda ma amnezję, a nie uwierzycie, jakie szumowiny wypełzają z kanałów ściekowych, twierdząc, że są bliskimi przyjaciółmi albo nawet rodziną. W głowie się nie mieściło, ilu kuzynów pierwszego stopnia miała Nikki Howard.
- Powiedział, że będziesz wiedziała, o co chodzi - powtórzyła Lulu.
- Skąd mam wiedzieć, o co chodzi, skoro nie znam nawet jego imienia? - zapytałam.
- Nie wiem - odparła Lulu. - Ale Karl pokazał mi na nagraniu ochrony, jak on wyglądał. Nie tak jak pozostali. Ten był młody. I nawet niezły. I nie miał żadnych widocznych tatuaży na szyi.
Serce podeszło mi do gardła. I to raczej nie dlatego, że siedziałam w jacuzzi dłużej niż dwadzieścia minut. Zabraniano tego na tabliczce wiszącej obok timera na ścianie tarasu.
- Młody? - Nie chciałam sobie robić zbytniej nadziei. Tyle razy się zawiodłam, kiedy zdawało mi się, że Christopher patrzy na mnie na przemawianiu publicznym, a okazywało się, że wpatruje się w zegar albo jakiegoś bezdomnego za oknem. Albo gapi się na McKaylę Donofrio. - Czekaj, Lulu... Czy ten chłopak miał jasne włosy?
Chwila ciszy. Lulu zapewne próbowała sobie przypomnieć.
- No, powiedzmy, nie za ciemne. Jest dobrze.
- A był wysoki? - wypytywałam dalej.
- Mhm - przytaknęła Lulu.
Pomyślałam, że mam chyba zawał, przed którym ostrzegały przepisy korzystania z jacuzzi. Szczególnie narażone były osoby ciężarne albo w podeszłym wieku, ale to raczej mnie nie dotyczyło.
Z drugiej strony dwa miesiące temu przeszłam poważną operację, więc nigdy nic nie wiadomo. Cosabella siedziała obok mnie na brzegu ogromnej wanny i lizała z zapałem mój policzek w miejscu, gdzie trochę wody chlapnęło mi na twarz. Hydro-masaż miałam odkręcony na maksa w nadziei, że złagodzi ból dłoni i stóp, pokaleczonych od wiszenia na skałach. Docierało do mnie, że zawód modelki bywa bolesny, a czasem nawet niebezpieczny.
- Był dobrze zbudowany? - pytałam dalej. Zdecydowałam się wyjść z jacuzzi. Nie chciałam umrzeć na zawał akurat wtedy, kiedy moje marzenie miało się spełnić. No zgoda, jeszcze godzinę temu rozważałam zamieszkanie na stałe pod wodą. Ale nie serio. Tam naprawdę było koszmarnie zimno.
Poza tym chciałam zobaczyć, co się będzie działo w Realms, najnowszej części Journeyąuest. Problem w tym, że dzięki umowie na wyłączność z twórcą gry Realms można było kupić tylko z najnowszym komputerem Starka, Stark Quarkiem, który miał trafić na rynek przed świętami. Fani Journeyąuest byli o to tylko trochę wściekli. No, może bardziej niż trochę.
- Znaczy, nie bardzoprzypakowany, ale... wysportowany?
- Trudno to stwierdzić na nagraniu z kamery ochrony - powiedziała Lulu. -Ale powiem tak: nie wyrzuciłabym go. - O mój Boże! - Sięgnęłam po ręcznik wiszący na balustradzie tarasu. Serce waliło mi tak, jakbym właśnie zeszła z bieżni. Musiałam się z nią ostatnio zaprzyjaźnić, żeby zachować formę. Ale to było nawet okej, bo ciało Nikki lubiło ćwiczenia, w przeciwieństwie do mojego dawnego. W każdym razie nie mogłam w to uwierzyć. Tyle się naczekałam - długie tygodnie.- i wreszcie Christopher do mnie przyszedł.
A ja musiałam wyjechać na Wyspy Dziewicze, kiedy to się
stało!
- Lulu. Lulu! To był Christopher! To musiał być on! - Kiedy już wyszłam z jacuzzi, przestałam się czuć, jakbym za chwilę miała dostać zawału. Serce wciąż tłukło mi się o żebra, ale teraz robiło to w jakiś taki radosny i przyjemny sposób. Coś w stylu: „Puk-puk, Christopher chce cię zobaczyć! Puk, puk, Christopher się w końcu domyślił!" Przez ostatnie tygodnie wprost wychodziłam z siebie, żeby delikatnie dać mu do zrozumienia, że chociaż wyglądam jak idealna twarz bezdusznej korporacji, nastawionej na wysysanie ostatnich soków z małych firm, to w środku nadal jestem jego fajną, kochającą gry komputerowe i nienawidzącą korporacji przyjaciółką, Em.
Oczywiście starałam się to zrobić, nie mówiąc ani słowa. Żeby nie ściągnąć na swoją głowę gniewu Richarda Starka i jego ekipy prawników. Wiedziałam, że mogę ufać Christopherowi -zakładając, że w ogóle udałoby mi się go przekonać, że mówię prawdę. Ale to zupełnie inna historia. Bałam się jednak, że ktoś ze Starka nas podsłucha. Czasem zdawało mi się nawet, że wiedzą, o czym myślę. Nie pytajcie skąd.
A wracając do tematu, nie było łatwo przekonać Christophera, że za tymi idealnymi niebieskimi oczami Nikki Howard kryję się ja, Em. Szczególnie że McKayla Donofrio przeszkadzała mi w tym, jak mogła. Swoją drogą, o co chodziło z tym nagłym uczuciem do Christophera? Obciął włosy i od razu napaliła się na niego przewodnicząca licealnego klubu biznesowego? Żeby ją pokonać, musiałam ciągle nawiązywać do Journeyąuest. Tylko w ten sposób mogłam skupić na sobie jego uwagę. Czy to go zwabiło na poddasze? Na pewno. Albo wreszcie załapał, że jestem Em Watts, choć w ciele Nikki Howard, albo zaczął myśleć, że go prześladuję. Może wpadł, żeby mi powiedzieć, że chodzi z McKaylą, i delikatnie zasugerować, żebym poszukała dobrego psychiatry.
Zaraz. Nie! Nie życzę sobie takich negatywnych myśli.
- Poproś portierów, żeby mu przekazali, że wracam do domu. Dobrze? - poprosiłam Lulu. - Znaczy, Christopherowi. Jeśli przyjdzie jeszcze raz. Że będę w domu tak szybko, jak się da, okej?
- No pewnie - powiedziała Lulu, ziewając. - To znaczy, chyba. Ale nie rozumiem, dlaczego po prostu do niego nie zadzwonisz i sama mu tego nie powiesz. Zaproś go na świąteczną imprezę...
Lulu planowała tę imprezę od tygodni. Najwyraźniej ona i Nikki słynęły ze swoich świątecznych przyjęć, i ogólnie z mega imprez, jakie urządzały. Świąteczna impreza stała się przebojem, choć urządzały ją dopiero od dwóch sezonów. Znajomi byli zachwyceni. Za każdym razem przychodziły tabuny paparazzich, a zdjęcia ukazywały się potem w „Page Six", a nawet w „Vogue'u". Lulu od pierwszego grudnia nie mogła się skupić na niczym innym, ku rozpaczy swojej agentki i menedżera, którzy próbowali ją nakłonić, żeby skończyła nagrywać album - miał się ukazać jakoś na wiosnę, pod warunkiem że Lulu udałoby się wreszcie trafić do studia.
Ze świąteczną imprezą Lulu był tylko jeden mały problem. Problem, o którym Lulu jeszcze nie wiedziała - nie zamierzałam się tam pojawić.
Nie do końca wiedziałam, jak mam jej o tym powiedzieć. Właściwie oprócz mnie, czy raczej Nikki, Lulu nie miała żadnej rodziny. Jej rodzice się rozwiedli i zupełnie przestali się nią interesować. Czułam się okropnie. Miałam zamiar zostawić ją samą w święta i zupełnie olać jej odjazdową imprezę.
Ale co miałam zrobić? Miałam wcześniejsze zobowiązania.
Zapytała o Christophera, więc jej przypomniałam:
- Nie powinnam znać jego numeru, pamiętasz? Ciekawe, jak się dowiedział, gdzie mieszkam.
- To akurat nie jest trudne - odpowiedziała Lulu. - Wystarczy poszukać kolejki podejrzanych, długowłosych typków, sterczących pod budynkiem. A potem sprawdzić, czy wypytują portierów, dlaczego nie chcesz im poświęcić ani chwili i dać pieniędzy, które rzekomo jesteś im winna, bo są twoimi zaginionymi bezrobotnymi kuzynami.
Wytarłam się i włożyłam bieliznę, potem dżinsy i krótką koszulkę na ramiączkach - niełatwy wyczyn dla kogoś, kto kurczowo trzyma komórkę i stara się nie rozdeptać rozbrykanego
miniaturowego pudla.
Zdziwilibyście się, jak szybko człowiek uczy się wkładać ubranie w najdziwniejszych warunkach, kiedy ciągle ktoś go rozbiera i ubiera bez odrobiny prywatności.
- Lulu, musimy teraz rozmawiać o moich fałszywych kuzynach?
- Jak chcesz - odparła. - Ale tamten jeden koleś był nawet
seksowny na swój niedomyty sposób-.
- On też udawał mojego krewnego - przypomniałam jej. - A tak serio, Lulu. Co ja mam zrobić? Brandon chce mnie jutro
zabrać na narty wodne.
- Co? - Lulu wydawała się zdezorientowana. - Gdzie Brandon chce cię zabrać?
- Na narty wodne - powtórzyłam. - Mówi, że jestem za
bardzo spięta.
- Za bardzo spięta? - zdumiała się. - Dlaczego tak pomyślał? Znowu chodzi o tę zamianę umysłów?
- No... - Nie chciałam jej mówić prawdy, jak to Brandon wyciągnął mnie z oceanu, bo sama nie ruszyłam nawet ręką, żeby się ratować. To było zbyt dziwaczne. Poza tym rozmawiałyśmy przez starkowski telefon Nikki, który na bank był na podsłuchu. Więc poruszanie takich tematów, a szczególnie paplanie o „zamianie umysłów", nie było dobrym pomysłem. Odparłam
- Być może.
- Ale macie już zdjęcia, tak?
- No jasne.
- W takim razie, w czym problem? Jesteś Nikki Howard. Twoje słowo jest rozkazem. Powiedz mu po prostu, że chcesz wracać jutro rano. - Swoich pracowników, w tym również mnie, Stark Enterprises woziło prywatnymi samolotami. To środek transportu, który bardzo oszczędza czas, ale nie jest zbyt przyjazny dla środowiska naturalnego. Mój ślad ekologiczny zrobił się ogromny. Musiałabym podarować jakąś ogromną kwotę z pieniędzy Nikki na godny cel, żeby go wymazać.
Chociaż na samolocie był napis „Stark", Brandon traktował go jak swoją prywatną własność.
- To jest samolot Brandona - przypomniałam jej. - Właściwie należy do jego ojca, ale nieważne. Jak mam go namówić, żebyśmy wylecieli wcześniej, niż zaplanował?
- Nie namówić - stwierdziła Lulu - ale oznajmić, że musisz wyjechać jutro. I że ma dopilnować, żeby samolot był gotowy. A potem zrobisz tę swoją sztuczkę z języczkiem...
- O mój Boże - przerwałam jej natychmiast. Tej rozmowy zdecydowanie nie powinni słuchać prawnicy Starka ani nikt, kto podsłuchiwał telefon Nikki Howard, jeśli rzeczywiście to robił. - Lulu!
- Bo moglibyście się znowu zejść - powiedziała Lulu z entuzjazmem, jakby w tej chwili na to wpadła. - To znaczy, wiesz, że on by tego chciał. Od kiedy zerwaliście ze sobą, jest totalnie rozbity. Chociaż nie mam pojęcia, jak miałoby się to udać, skoro podoba ci się ktoś inny...
- Okej, Lulu - rzuciłam. Ewidentnie znowu jadła za dużo popcornu z mikrofali. Bywały dni, kiedy mnie nie było w domu, że jadała wyłącznie popcorn, bo nie umie gotować. - Muszę kończyć...
- Szkoda, że nie możesz wyjechać już dziś - westchnęła Lulu. -Ale musiałabyś wracać zwykłymi liniami.
Słowa „zwykłymi liniami" wypowiedziała z taką samą odrazą, z jaką moja siostra Frida mawiała „dżinsy z supermarketu".
- Ooooch! - Lulu zapiszczała mi do ucha, najwyraźniej myśląc już o czymś innym. - Mam zamiar zatrudnić kogoś, kto będzie serwował ostrygi a la Rockefeller. A wiesz, czym są ostrygi? Afrodyzjakiem, ha! Jak tylko Christopher jedną zje, nie będzie mógł ci się oprzeć!
To nie był czas ani miejsce, żeby uprzedzić ją, że nie będzie mnie na święta i że nie przepadam za ostrygami, więc powiedziałam: „Jasne" i się rozłączyłam. Złapałam hotelowy klucz i z Cosabellą, która dreptała za mną, ruszyłam na poszukiwania
Brandona.
Znalazłam go - czy raczej Cosabellą go znalazła - na pustym hotelowym tarasie, oświetlonym blaskiem księżyca. Siedział na wielkim, miękkim fotelu, z twarzą w dekolcie hotelowej
hostessy.
- Przepraszam - powiedziałam, rozdarta między zażenowaniem a rozbawieniem.
Brandon z zaskoczenia puścił hostessę. Dziewczyna spadła z fotela, lądując na twardej podłodze tarasu ze zirytowanym
- Och, tak mi przykro! - rzuciłam pospiesznie. Cosie zaszczekała wesoło, a hostessa (na plakietce miała napisane „Rhonda") masowała sobie siedzenie, spoglądając na mnie ze
złością z podłogi.
- Nikki. - Brandon wstał i przeszedł nad Rhondą, jakby w ogóle jej tam nie było. - Wszystko w porządku? Co tu robisz? Mówiłaś, zdaje się, że idziesz spać.
- Idę - odparłam. - Niedługo. Nic pani nie jest? - spytałam Rhondę. Głupio mi było, że Brandon zapomniał o jej istnieniu.
- Nie, wszystko w porządku - odparła, spopielając chłopaka spojrzeniem. Brandon nawet tego nie zauważył.
- Coś się stało? - dopytywał się Brandon. Tyle że zwracał się do mnie, a nie do kobiety, której mógł uszkodzić kręgosłup, rzucając ją na ziemię. - Mam ci coś podać? Kolację? Jesteś głodna?
- Nie - powiedziałam. – Dziękuję. Chciałam cię tylko o coś prosić... - Zrobię wszystko - zapewnił, cały przejęty. - O co chodzi?
- Ehm... - bąknęłam, schylając się i podnosząc Cosie, która wciąż usiłowała lizać twarz Rhondy, gdy ta zbierała się z podłogi. Chciałam dać dziewczynie szansę wybrnięcia z tej głupiej sytuacji. — To może poczekać...
- Nie, serio. - Brandon zupełnie nie przejmował się Rhondą i jej wysiłkami. - O co chodzi?
Za jego plecami Rhonda wstała, wygładziła czarną, obcisłą spódniczkę i zabrała tacę, na której serwowała Brandonowi wieczornego drinka, po którym najwyraźniej... hm, zaczęli się zaprzyjaźniać. Odeszła z uniesioną głową, a ja wyczułam zapach jej perfum, niesiony ciepłą, tropikalną bryzą.
To były perfumy Nikki, ostatnio dostępne w każdym Centrum Handlowym Starka po okazyjnej, świątecznej cenie czterdziestu dziewięciu dolarów i dziewięćdziesięciu dziewięciu centów. Wyprodukowanie jednej butelki, oczywiście w Chinach, kosztowało Starka dwa dolary, transport drogą morską jeszcze mniej. A zapach był tak cukierkowy, że nigdy w życiu bym ich nie użyła.
- Chodzi o to, że... Wspominałeś, że chcesz wyjechać pojutrze - powiedziałam. - Ale tak sobie myślę, czy nie moglibyśmy wrócić trochę wcześniej?
- Wcześniej? - Chyba go zaskoczyłam. Nie wiem, czego się spodziewał po mojej prośbie, ale z pewnością nie tego. Podejrzewałam, że Lulu miała rację. Miał nadzieję, że spytam go, czy nie chciałby znowu ze mną być. Już od jakiegoś czasu na to liczył. Niestety, jego nadzieje nie miały się spełnić. Brandon może i był w typie Nikki, ale na pewno nie w moim. Przynajmniej na razie, póki jeszcze miałam nadzieję, że Christopher się opamięta. - O ile wcześniej?
- Och, tylko trochę - odparłam. - Myślałam, że może... powiedzmy, jutro rano, koło dziewiątej?
- Ale to termin ustalony przez mojego ojca — powiedział zdumiony Brandon. - Chciałem go olać i zabrać cię na wycieczkę wokół wyspy na nartach wodnych. Podczas której zapewne miałam znów zakochać się w nim
po uszy.
- Tak... - Zawahałam się. - To bardzo miło z twojej strony, ale coś mi wypadło. Naprawdę muszę wracać do miasta...
- I nurkowanie - powiedział Brandon. - Myślałem, że jutro po obiedzie pójdziemy ponurkować.
No tak, poniekąd okazałam dzisiaj zamiłowanie do nurkowania.
- Brzmi super - odparłam. - Ale chcę wrócić.
- Dlaczego? - upierał się Brandon. Jego ciemne brwi ściągnęły się w taki sposób, że gdybym nie znała go lepiej, pomyślałabym, że wygląda groźnie. Tyle tylko, że Brandon nie był ani
odrobinę groźny.
- To osobiste - powiedziałam. Nie miałam zamiaru rozwijać tematu. Przynajmniej nie z chłopakiem, który, byłam pewna, nie przeczytał ani jednej książki w życiu.
- Ale... ja nie chcę wyjeżdżać wcześniej. - Brandon klapnął z powrotem na fotel, z którego przed chwilą się zerwał, i sięgnął po drinka. Widziałam po jego minie, że jest gotów się kłócić. I że nigdzie się nie ruszy, dopóki nie obiecam, że zostanę
jego dziewczyną.
Super. Powinnam była się domyślić, że do tego dojdzie. I nie ma mowy, żebym zrobiła sztuczkę z języczkiem. Cokolwiek to było.
Usiadłam na fotelu obok Brandona i pochyliłam się do przodu. Wiedziałam, że bluzka mocno odstaje mi na dekolcie, kiedy to robię. Oczywiście miałam na sobie stanik, więc właściwie Brandon nie zobaczył niczego, czego nie widział parę godzin wcześniej, kiedy byłam w bikini.
A jednak nie umiał się powstrzymać, żeby tam nie zajrzeć. To była prawda... mocy bluzeczki na ramiączkach nigdy nie należy ignorować. Frida próbowała mi to wbić do głowy lata temu, ale wtedy jej nie słuchałam, upierając się, że jako feministka, nigdy nie będę nosić ubrań, które sprawiają, że kobiece kształty stają się towarem na sprzedaż. To Lulu uświadomiła mi, że bluzki na ramiączkach nie uprzedmiotawiają, ale uwydatniają części ciała, z których wszystkie kobiety, niezależnie od rozmiaru, powinny być dumne.
- Brandon, czy twój ojciec wie, że zatrzymujesz firmowy samolot na dodatkowe dwadzieścia cztery godziny? - spytałam słodko.
Brandon gapił się bez żenady.
- Kogo obchodzi, co myśli ojciec? - spytał lekko nadąsanym tonem. - Mamy inne samoloty. Może wziąć któryś, jeśli będzie potrzebował...
- Nie masz wyrzutów sumienia, że narażasz ojca na dodatkowe koszty? Już mamy zdjęcia. A chodzi tylko o to, żebyś mógł pojeździć na nartach wodnych i ponurkować - tłumaczyłam.
- Nie - odparł Brandon, patrząc, jak rysuję palcem kółko na jego kolanie. Lulu stosowała ten trik wiele razy na facetach stawiających jej drinki w nocnym klubie. Czy czułam się źle, wypróbowując go na Brandonie? Troszkę. Czy miałam nadzieję, że zadziała? Totalnie. - Wiesz, nie jesteśmy z ojcem zbyt blisko.
- Wiem - powiedziałam ze współczuciem.
- Mama wiele lat temu zamieszkała w aśramie i od tego czasu właściwie jej nie widuję - ciągnął Brandon trochę bełkotliwe. Widziałam, że za dużo wypił. Jak zwykle.
- Wiem - powtórzyłam. Tak naprawdę to nikt mi tego nie mówił. Ale czytałam o tym kiedyś w „People". Czasopisma Fridy walały się po całym domu.
- Posłuchaj, nie mogę decydować za innych, ale wolałabym, żebyśmy wyjechali jutro, tak jak było planowane. Jeśli nie... — Zdjęłam rękę z jego kolana i odchyliłam się do tyłu, zabierając mu przyjemny widok na mój dekolt. To była kolejna rzecz, której nauczyła mnie Lulu. Daj troszeczkę, a potem zabierz. - Jeśli nie, lecę pierwszym samolotem, na jaki dostanę bilet.
- Zwykłymi liniami? — Przeraził się zupełnie jak Lulu. Dla niego też pomysł lotu normalnym samolotem był odrażający. Tak bardzo, że złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Mocno.
- Co jest takiego ważnego w Nowym Jorku, że Nikki Howard chce lecieć zwykłymi liniami? - dopytywał się natrętnie.
Ehm... Ups! Brandon zupełnie nie był w moim typie, z tą swoją urodą przystojniaka ze studenckiego bractwa i kompletnym brakiem zainteresowania dla czegokolwiek prócz Bacardi i najnowszej promowanej przez niego gwiazdy hip-hopu. Pewnie dlatego ciągłe zapominałam, że był kiedyś z Nikki Howard. I że ta parka - przynajmniej tak wynikało z wycinków prasowych, które znalazłam w pokoju Nikki (przechowywała każdy artykuł na swój temat, jaki kiedykolwiek ukazał się w prasie, w dolnej szufladzie szafki nocnej)—przez co najmniej rok chodziła ze sobą na poważnie. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam, była zazdrość Brandona. Nie mogłam mu powiedzieć, że chcę wracać na Manhattan, bo mam nadzieję, że odwiedzi mnie chłopak, w którym jestem zakochana.
- Nic takiego - odparłam niewinnie. - Po prostu muszę wrócić do szkoły. Pamiętasz? Ja ciągle jeszcze chodzę do szkoły. W tym tygodniu mam egzaminy semestralne.
Uścisk Brandona trochę zelżał. Przestał trzymać mnie kurczowo, a zaczął przesuwać palce w górę po mojej ręce.
- No jasne. Szkoła. - Powtórzył. - Egzaminy.
Gdy jego palce dotarły do mojego karku i zanurzyły się w ciężkich, mokrych włosach, zdałam sobie sprawę, że będą z tego kłopoty. Przyjemnie było czuć palce Brandona we włosach. Problem w tym, że on doskonale o tym wiedział. To jeden ze skutków ubocznych tego, co zrobiło ze mną Stark Enterprises, przeszczepiając mi ciało Nikki Howard. Nie lubiłam Brandona Starka, w każdym razie nie w taki sposób.
Ale Nikki Howard lubiła Brandona... a przynajmniej jej ciało go lubiło. Gdy chłopak zaczął delikatnie masować tył mojej głowy, powieki mi opadły - zupełnie wbrew woli.
To było totalnie nie fair! Brandon doskonale wiedział, że Nikki Howard nie potrafi się oprzeć dobremu masażowi karku. Jej ciało wiotczało natychmiast, gdy ktoś zaczynał masować miejsce, gdzie czaszka łączy się w kręgosłupem. Przekonałam się o tym po raz pierwszy, gdy fryzjer to na mnie wypróbował.
Brandon najwyraźniej wiedział o tym i perfidnie to wykorzystywał.
- Ostatnio myślisz tylko o szkole - ciągnął. -1 o tych bzdurach, że Stark Enterprises rzekomo doprowadza kraj do ruiny.
- To nie są bzdury - wyszeptałam, gdy on dalej masował mi szyję. - Firma twojego ojca przyczynia się do globalnego ocieplenia i do niszczenia drobnej przedsiębiorczości w Stanach...
- O rany! Kręci mnie, kiedy mówisz takie wywrotowe rzeczy - wyszeptał.
Jego głos zabrzmiał tak blisko, że otworzyłam oczy. Zaskoczył mnie widok twarzy Brandona tuż przed moją. Jego usta były centymetr od moich.
O nie! To się znowu działo! Czułam, jak pochylam się ku niemu - moje ciało zbliżało się do jego ciała, jakby popychała je jakaś niewidzialna siła... chociaż całowanie się z Brandonem było ostatnią rzeczą, jaką chciałam robić w tej chwili. A przynajmniej mój umysł tego nie chciał.
Problem w tym, że to nie byłam ja. Nie miałam nad tym kontroli. To była Nikki. Po prostu na nią tak działali faceci.
Nie żebym miała coś przeciwko kobietom, które lubią się całować z facetami. Całowanie jest fantastyczne. Właściwie nie mam pojęcia, jak mogłam przeżyć taki kawał czasu bez tego.
Problem Nikki polegał na tym, że zanim przeszczepiono jej mój mózg, spędzała mnóstwo czasu, całując się z nieodpowiednimi facetami. Tak dużo, że stało się trudnym do przełamania nawykiem. Teraz jej ciało robiło to automatycznie, a ja nie mogłam go powstrzymać.
Dokładnie tak jak teraz. Nim zdążyłam zareagować, moje usta dotknęły ust Brandona i zaczęliśmy się obściskiwać w tym samym miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą Brandon obściskiwał hostessę Rhondę.
Nie dziwiłam się Rhondzie, że na niego leciała. Usta Brandona były takie miękkie, kiedy niecierpliwie wpijały się w moje, a jego dłoń błądziła po moim karku.
Czułam, że dzieje się to coś. To coś, co zawsze się działo, kiedy jakiś facet zaczynał całować Nikki, niezależnie od tego, czy podobał się mnie, Em. Przez to jakiś miesiąc czy dwa temu o mało nie skończyła się moja przyjaźń z Lulu. Zaczęłam się całować z jej chłopakiem. To było okropne, ale naprawdę nie mogłam się powstrzymać - czy raczej Nikki nie mogła. Teraz jej ciało wygięło się w kierunku Brandona, jakby z własnej woli, ręce sięgnęły do jego silnych, muskularnych ramion, a potem owinęły się mocno wokół jego szyi.
Problem w tym, że chociaż wiedziałam, że to się dzieje... Że za chwilę całkiem w to wsiąknę...
Nie mogłam się powstrzymać. Tak samo jak nie mogłam utrzymać głowy prosto, kiedy ktoś masował mi kark.
Bo to nie byłam ja. Przysięgam, to nie byłam ja.
A jak miałam kontrolować ciało obcej dziewczyny? Dziewczyny, którą nie byłam? Przynajmniej jeszcze nie. Nie całkowicie.
I wtedy Brandon przesunął rękę, a jego palce trafiły na wciąż jeszcze obolałą, wypukłą bliznę z tyłu mojej głowy. Poczułam ostrze bólu. Odsunęłam się od niego.
- Auć! -krzyknęłam.
- Co? - Na twarzy Brandona pojawiło się zdziwienie. - Co zrobiłem? Co tam masz, na głowie? Czy to... Przedłużałaś sobie włosy?
- Nie... to... nieważne. - Odchyliłam się do tyłu na fotelu. Moje usta ciągle trochę mrowiły od pocałunku. Czułam mnóstwo emocji, ale przede wszystkim ulgę. Nigdy nie byłam tak wdzięczna za moją bliznę. Co ja wyprawiam? Całuję się z Brandonem? O mój Boże! Lulu mówiła, żebym zrobiła sztuczkę z języczkiem, ale serio, wcale nie chciałam iść za jej radą. - To kolejny powód, dla którego powinnam wyjechać jutro, zgodnie z planem. Mój głos nie był tak opanowany, jak bym tego chciała. Bo tak naprawdę, choć oczywiście byłam wdzięczna Stark Enterprises za uratowanie życia, czasami żałowałam, że nie znaleźli mi jakiegoś innego ciała. Kogoś, kto... nie podniecałby się tak łatwo jak Nikki.
- Okej - stwierdził Brandon, patrząc na swoją rękę, jakby spodziewał się zobaczyć na palcach krew.
Co było śmieszne. Szwy zdjęli mi parę tygodni temu. Tyle że on o tym nie wiedział.
- Wiesz co, Nik? Ostatnio jakoś nie mogę cię rozgryźć - powiedział, patrząc na mnie z fotela.
- Wiem - odparłam. -1 przykro mi z tego powodu. Mam... parę problemów. Pracuję nad ich rozwiązaniem. Naprawdę cię lubię, Brandon.
Uniósł brew.
- Tak? - spytał. - Jak bardzo? Wystarczająco, żeby do mnie wrócić? Bo muszę ci powiedzieć — w jego głosie nie było cienia wahania - że ja byłbym chętny.
Przełknęłam ślinę, czując, jak narasta we mnie panika. To ostatnia rzecz, jakiej potrzebowałam, ale należało mi się za flirtowanie z synem szefa. Jak mogłam kiedykolwiek myśleć, że wiem, co robię, igrając w taki sposób z uczuciami Brandona? Nie byłam Nikki na tyle długo, żeby umieć to rozegrać tak jak ona.
- Brandon, to bardzo miło z twojej strony - powiedziałam szybko. —Ale najpierw muszę sobie coś poukładać... uporać się z problemami. I lepiej, żebym była sama.
Wiedziałam oczywiście, że jeśli po powrocie do domu sprawy ułożą się po mojej myśli i zejdę się z Christopherem, Brandon będzie wściekły, kiedy się dowie, że go okłamałam.
Ale tym zajmę się potem.
Spojrzał na mnie ze złością, niemal jakby czytał mi w myślach.
- Nigdy w życiu nie byłaś sama, nawet przez minutę - powiedział. - Kim jest ten facet?
- Nie ma żadnego faceta - zapewniłam go ze śmiechem. Miałam nadzieję, że nie usłyszał, jak niepewny jest ten śmiech. - Szczerze. Po prostu poświęcam teraz więcej czasu sobie.
- Słyszałam to kiedyś u Oprah Winfrey. Da się na to nabrać? Może gdybym mu zasugerowała, żeby zrobił to samo? - Ty też mógłbyś spróbować. Na przykład przekonaj ojca, że jego firma powinna bardziej dbać o środowisko.
Brandon odwrócił wzrok.
- Mój ojciec i ja sami mamy parę problemów - powiedział
głuchym głosem.
- No tak - powiedziałam. - Jasne. - Przypomniałam sobie rozmowę jakiś miesiąc czy dwa temu. Brandon powiedział wtedy. „On nigdy nie rozmawia z towarami. Ani ze mną".
- Dobra. Dzwonię do pilota, skoro tak ci zależy na wcześniejszym wyjeździe. - Brandon pogrzebał w kieszeni spodni w poszukiwaniu komórki. Wyglądał na trochę... hm, nie było innego określenia: wściekłego.
Zresztą dlaczego nie? Na pewno nie było łatwo dorastać w cieniu miliardera. Oczywiście, ten chłopak miał wszystko, czego dusza zapragnie.
Oprócz akceptacji swojego ojca.
I Nikki Howard na otarcie łez.
- Dzięki, Bran - powiedziałam, przełykając ślinę. - Jesteś
świetnym facetem.
- Tia - odparł, omijając mnie wzrokiem. - Wszystkie tak
mówią.
To niesamowite, myślałam, wracając do pokoju z Cosabellą truchtającą przy nodze. Wielka blizna na głowie uchroniła mnie przed popełnieniem kolosalnego błędu. Prawdopodobnie. Bo wątpię, żebyśmy poszli z Brandonem na całość akurat tam, na tarasie hotelowego baru.
Z drugiej strony, gdyby nie operacja, w ogóle nie znalazłabym się w tej sytuacji.
Za to byłabym już martwa.
Patrząc, jak księżyc w pełni lśni odbity w zimnej, ciemnej wodzie, w której omal nie utonęłam ledwie parę godzin temu, pomyślałam, że najwyższy czas przestać się nad sobą użalać i zacząć doceniać życie. Jasne, że moje nowe życie nie było idealne.
Ale zaczynało nabierać uroku.
Zabawne, że w tej chwili naprawdę w to wierzyłam.
Jak się później okazało, nie mogłam się bardziej mylić.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz