sobota, 28 lipca 2012
#13
Kiedy wyszłam z lasu i z Mroczni, zobaczyłam Kate i Landona, którzy stali na patio i wołali mnie. Już nie żyłam. Byłam tego pewna. Kate pierwsza mnie zauważyła i oczywiście narobiła szumu. -Ellie!- wrzasnęła i puściła się biegiem w moją stronę. - O mój Boże, nic ci nie jest? - Chwyciła mnie i objęła mocno. - Nie mieliśmy pojęcia, gdzie się podziałaś! Gdzie ty byłaś? Jesteś ranna? Nie mogę uwierzyć, że wypadłaś przez okno! -Ja... - Twoja sukienka! Co ty masz na sobie?! Jesteś cała umazana. Czy to k r e w? Może trzeba zawieźć cię do szpitala? - trajkotała bez przerwy. Z trudem wyrwałam się z jej objęć. - Nic mi nie jest - uspokoiłam ją i zaczęłam wygładzać sukienkę, ponieważ zorientowałam się, że świecę golizną w rozdartych miejscach. Landon też mnie objął.
- Bardzo się cieszę, że nic ci nie jest! Co się stało? Rozmawialiśmy, a ty nagle powiedziałaś, żebym uważał, a potem... nie wiem, co się stało potem. Przez krótką chwilę zastanawiałam się, co mu powiedzieć. Bolało mnie, że musiałam skłamać, ale przecież nie mogłam wyjawić, co naprawdę się wydarzyło. - Potknąłeś się o ławkę i uderzyłeś w głowę. Jesteś cały? - Uznałam, że może uratuję tyłek, kierując uwagę wszystkich na jego osobę. Przesunął dłonią po głowie i wzruszył ramionami. - Tak, nic mi nie jest. Ja tylko... Przecież siedzieliśmy i rozmawialiśmy, ale nie pamiętam, co się wydarzyło po tym, jak krzyknęłaś. Przytaknęłam gorliwie. - Tak, rozmawialiśmy, a ty wstałeś, bo chciałeś wrócić na imprezę, i wtedy potknąłeś się o podstawę ławki i przewróciłeś. Na pewno nic ci nie jest? Kiwnął głową ze zdziwioną miną, a ja zastanawiałam się, co jeszcze może pamiętać - czy w ogóle pamięta, że zaproponował mi, żebyśmy chodzili ze sobą? Miałam nadzieję, że tak. I że weźmie sobie do serca to, co mu odpowiedziałam, i już sobie odpuści. Ale sądząc po tym, jak mnie obejmował, chyba tak nie było. - Elisabeth Marie! - Usłyszałam głos mamy, która maszerowała ku mnie w piżamie i w szlafroku. - Nic ci nie jest? Co ci się stało, do cholery? Gdzie się skaleczyłaś? Odsunęłam się od niej. - Nic mi nie jest. -Jak to? - Chwyciła mnie za ramię, przyciągnęła do siebie i zaczęła szukać skaleczeń na moim ciele. Dotknęła mojego brzucha, podnosząc strzępy materiału, a jej oczy,
lśniące od łez, bardzo się powiększyły. - Jak to możliwe, że nie skaleczyłaś się nigdzie? - Odwróciła się do Kate. - Wypadła przez okno, tak? Kate kiwnęła potulnie głową. -Wleciała przez okno. Zachowując milczenie, zerknęłam nad ramieniem Kate i zobaczyłam nadciągającego ojca. Zebrałam się w sobie. Byłam przygotowana na potężny wybuch. -Jak to możliwe, Ellie? - nie ustępowała mama. -Czy ktoś cię popchnął? Byłaś w lesie? Jesteś cała brudna. Piłaś? Uznałam, że trzeba wykorzystać ten argument. - Tak, przepraszam, mamo. Wypiliśmy trochę z Lan-donem i się wygłupialiśmy. On przewrócił się, a ja chciałam wejść do środka i potknęłam się... no i wleciałam przez okno. Kiedy zorientowałam się, co się stało, spanikowałam i pobiegłam przed siebie. Bałam się wrócić do domu. Bardzo mi przykro, mamo. -1 powinno być ci przykro! - zawołała. Z wyrazu twarzy domyślałam się, że trudno jej uwierzyć, iż nie roztrzaskałam ogromnego okna samochodem. Ale przecież widać było, że przeleciało przez nie tylko moje ciało. Musiała przyjąć moje wyjaśnienie. - Piłaś? - zapytał tata głosem drżącym od gniewu. Mówił do mnie, lecz jego spojrzenie penetrowało ciemność za moimi plecami. Miałam nadzieję, że nie zobaczy Willa. - Koniec z imprezami. Koniec. I żadnego spotkania absolwentów. - Ale tato... - Zgadzam się. - Mama wyrzuciła ręce w górę. -Zdumiewa mnie fakt, że nie masz nawet zadrapania! To skąd cała ta krew?
Chwila namysłu. - Mam zadrapania, ale drobne. Za ciemno tu i nie widać. Ale mam wszystkie palce u wszystkich kończyn, widzicie? - Widziałaś, jakiego bałaganu narobiłaś? - wysyczał tata. - Kompletna kretynka. -Richardzie! - zawołała mama i zakryła usta dłonią, gapiąc się na niego. Ja też wpatrywałam się w ojca zszokowana. Odczytałam z jego oblicza czystą pogardę. Kate przysunęła się do mnie i poczułam na ramieniu dotykjej dłoni mówiący mi, że jest ze mną. Mój własny ojciec właśnie nazwał mnie kretynką. To, co zrobiłam - czy też: w co chciałam, żeby uwierzyli - może i było głupie, ale jego słowa też. - Nie jestem głupia - warknęłam cicho. Oblicze taty zastygło. - Co to miało znaczyć? - To, co powiedziałam - rzuciłam już pewniejszym tonem. - Nie jestem głupia. Popełniłam błąd, ale to jeszcze nie oznacza, że jestem kretynką. Posłał mi lodowate spojrzenie. -Jesteś tego pewna? Zacisnęłam dłonie w pięści. Nie chciałam się bić z tatą, ale nie mogłam pozwolić, żeby mówił tak do mnie. - Najzupełniej. - Rick, wracaj do domu - powiedziała mama. - Zajmę się tym. Odwrócił się do niej. - Dlaczego jej bronisz? - Wcale nie bronię - odcięła się mama. - Chciałam tylko powiedzieć, że nie załatwisz tego należycie w stanie takiego wzburzenia.
Rozdął nozdrza, a żyłki na jego skroni zapulsowały gwałtownie, jakby zaraz miał wybuchnąć. - A ty niby dajesz sobie tak świetnie radę? Pozwalasz jej robić, co jej się żywnie podoba, i wiecznie się wtrącasz. Mama aż zamrugała zdumiona. - Wtrącam się? Do czego? - Nie mogę jej zdyscyplinować, bo wciąż jej bronisz! - Zdyscyplinować?! - zawołała mama. - To żadna dyscyplina. Takim zachowaniem tylko pogarszasz sprawy! Wycelował w nią palec. - Może któregoś dnia zrozumiesz, dlaczego wszystko tylko się pogarsza. Patrząc, jak mężczyzna, który był moim ojcem, odchodzi do domu, zapragnęłam, żeby złożył pozew o rozwód i wyniósł się w cholerę. Co z nim było nie tak? Pamiętałam tatę, który nosił mnie na barana i malował ze mną palcami, oglądał kreskówki w sobotnie poranki. Ten mężczyzna nie był już tamtym tatą. Demoniczni kosiarze mieli więcej współczucia niż ten potwór. - Ellie - odezwała się mama poważnym głosem, wytrącając mnie z zamyślenia. - Posłuchaj. Wiem, że jesteście nastolatkami i że będziecie popijać bez względu na to, co kto powie, ale proszę, bądź ostrożna. I nie bój się prosić o pomoc, kiedy jej potrzebujesz. Wolę, żebyś przyszła do mnie, niż gdybyśmy mieli znaleźć cię martwą gdzieś w rowie. Twoja ucieczka do lasu była kiepskim rozwiązaniem. - Dzięki, mamo - odpowiedziałam, zmuszając się do uśmiechu. Kate posłała mi znaczące spojrzenie i zacisnęła mocno usta. Czułam się paskudnie ze świadomością, że oboje z Landonem byli świadkami całej sceny.
- Porozmawiamy o tym jutro - powiedziała mama i przyłożyła dłoń do czoła, dając wyraz swojemu zmęczeniu. - Masz szlaban. - Pani Monroe - wtrąciła się Kate - to wszystko moja wina. Ja przyniosłam alkohol. Mama się skrzywiła. Nie chciałam, żeby Kate brała na siebie choćby część winy. Pragnęłam wykrzyczeć wszystkim, co naprawdę się stało, ale nie mogłam, co zdołowało mnie jeszcze bardziej. - Kate, nie jestem twoją mamą - zaczęła mama - ale to samo dotyczy ciebie i Landona. Jeśli potrzebujecie pomocy, zadzwońcie do mnie. Nie chciałabym martwić się jeszcze o was. Wystarczy, że Ellie doprowadza mnie do szału. Kate uśmiechnęła się niewyraźnie. - Dzięki, pani Monroe. - Ktoś jeszcze został? - zapytałam, obawiając się powrotu do domu. - Josie i jej paczka już wyszli - odpowiedziała mama. - Jej mama martwi się bardzo o ciebie. Będę musiała zadzwonić do niej przed pójściem spać. Kiwnęłam głową i oparłam policzek o ramię Kate. -Jestem skonana. Chyba się położę. - Zostać z tobą? - zapytała Kate. - Byłoby fajnie - rzuciłam z uśmiechem. Pożegnałam się z Landonem, który znowu uściskał mnie trochę za długo jak na mój gust. Przeczuwałam, że porobi się dziwnie między nami. Poszłyśmy z Kate na górę do mojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic i włożyłam piżamę. Kate oglądała telewizję. Znalazłam jakąś piżamę dla niej i powiesiłam sukienkę, mimo że była tak bardzo zniszczona. Ale marnotrawstwo.
- Dobra - powiedziałam nieobecnym tonem i klapnąwszy na łóżko, zaczęłam surfować po kanałach telewizyjnych. Jakąś minutę albo dwie po wyjściu Kate do łazienki, usłyszałam za sobą głos. - Hej - przywitał się Will, wchodząc przez okno. Zerwałam się na równe nogi, zszokowana, i wybałuszyłam oczy. - Co ty tu robisz? - zapytałam ochrypłym szeptem. -Żartowałam, kiedy mówiłam o wchodzeniu przez okno! Nie wierzę, że jesteś w moim pokoju. Rodzice są na drugim końcu korytarza i Kate zaraz tu przyjdzie. Do tego tata się wściekł. Co będzie, jak cię tu przyłapie? Ma broń. Will prychnął i z rękoma skrzyżowanymi na piersi oparł się plecami o ścianę. - Dlaczego tu przyszedłeś? - rzuciłam, obserwując go uważnie. Podszedł bliżej, przygryzając górną wargę. Koniuszek jego języka mignął na chwilę, co bardzo rozproszyło moją uwagę. - Muszę ci coś powiedzieć. - Czy to nie może poczekać do jutra? - zapytałam, podczas gdy on usiadł obok mnie na łóżku. - Nie może. Powinienem był powiedzieć ci wcześniej, ale nie pamiętałaś, a ja nie byłem pewny, kiedy nadejdzie najlepszy moment. - Dlaczego? - oderwałam się zniecierpliwiona. - Wątpię, byś mógł mnie jeszcze czymś zadziwić. - Tamtej nocy, kiedy umarłaś... - powiedział powoli. - Nie było mnie tam wtedy. - Wiem.
-Tak? - Dzień przed urodzinami dręczył mnie koszmar czy też... wspomnienie mojej śmierci - powiedziałam. -Przypomniałam sobie, że cię szukałam. Tamtej nocy tak naprawdę nie bałam się Ragnuka. Bałam się, ponieważ nie wiedziałam, gdzie jesteś. Odwrócił przepełnione bólem spojrzenie. - Strasznie mi przykro, że nie mogłem przyjść na czas. - Dlaczego? Dlaczego mnie wtedy zostawiłeś? - Bastian. - Bastian? Co on ma z tym wspólnego? Will znowu spojrzał na mnie pełnym bólu wzrokiem. - Ragnuk otrzymał rozkaz, żeby cię dopaść, dlatego Bastian i jego zbiry najpierw zajęli się mną. Złapali mnie i torturowali. Nie mogłem uciec. Kiedy... kiedy wrócił Ragnuk, wiedziałem, że już po wszystkim. Położył cię przede mną, a ty... ty byłaś martwa. Potem udało mi się uciec, ponieważ wiedziałem, że muszę żyć. Musiałem tam być, kiedy wrócisz. Umarłaś sama, ale nie chciałem, żebyś była sama w chwili powrotu. - Will - zaczęłam, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć - to nie twoja wina. - Moja - odrzekł i pokręcił głową. - Wciąż umierasz, a ja próbuję cię ratować, lecz raz po raz ponoszę porażkę. Nie jestem wystarczająco dobry. -Will... - powtórzyłam, a moje serce przepełniał smutek trudny do zniesienia. Przyłożyłam dłoń do jego policzka, a on położył dłoń na mojej ręce i wtulił się w nią z zamkniętymi oczami. Po raz pierwszy okazał wobec mnie emocje, jakby pierwszy raz odsłonił przede mną swoją duszę. Kiedy tak trwaliśmy, zastanawiałam się, co naprawdę czuje
schowany za kamienną maską zahartowanego w boju wojownika. Siedzieliśmy tak długą chwilę, aż straciłam poczucie czasu. A potem Will niespodziewanie się odsunął, z twarzą wyrażającą cierpienie, a ja zostałam sama, pusta i trawiona tęsknotą. - Muszę iść - powiedział, nie patrząc na mnie. - Ona wraca. Nic nie odpowiedziałam i tylko wpatrywałam się w niego, kiedy nagle rozpłynął się w powietrzu. W następnej chwili otworzyły się drzwi i weszła Kate z ręcznikiem na głowie. - Z kim rozmawiałaś? - zapytała, przyglądając mi się podejrzliwie. - Och, z nikim - rzuciłam i zerwałam się na równe nogi, czując, jak serce tłucze mi się w piersi, jakby zatrzymało się na jakiś czas i teraz próbowało to nadrobić. Po chwili znowu usiadłam na łóżku. Will zniknął tak szybko, że czułam się niespełniona; wydawało mi się, że mam mu jeszcze tyle do powiedzenia, a teraz będę musiała zatrzymać to w sobie. Miałam też wrażenie, że i on chciał powiedzieć mi wiele więcej. - Przysięgłabym, że rozmawiałaś przez telefon albo coś takiego - powiedziała Kate, a jej usta ułożyły się w przebiegły uśmieszek. - Czy to był Will? Spłonęłam rumieńcem. - Nie, ja tylko... gadałam do telewizora. Nienawidzę reality show. -Jasne - powiedziała, przewracając oczami. Ponieważ Kate była wyższa ode mnie, spodnie od piżamy sięgały jej nad kostki. - Będziemy udawać, że takie właśnie miały być. - Roześmiała się i pokazała na swoje nogi, jakby bała się, że ktoś ją obgada za taki marny strój na noc.
- Nikomu nie wyjawię prawdy - odpowiedziałam z uśmiechem. Chciałam żartować i wygłupiać się z Kate, ale nie mogłam przestać myśleć o tym, co jeszcze Will chciał mi powiedzieć. Co więcej, bałam się Kresu Dni, o którym mówił Ragnuk. - Ellie, wszystko w porządku? Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że Kate przygląda mi się z zatroskaną miną. - Przepraszam, po prostu chwilowo życie trochę mnie przygniotło. Kate spojrzała na mnie uważniej, po czym usiadła na dywanie i oparła się łokciem o łóżko. - Przykro mi z powodu twojego taty. Kącik moich ust drgnął, jakby chciały uśmiechnąć się do niej, lecz nie mogły. - Tak. Obu nam jest przykro. - Nie powinien był mówić takich rzeczy. Wzięłam głęboki oddech, widząc wyraz współczucia na jej twarzy. Pragnęłam, by tata zrozumiał, że to, co się stało, to był tylko wypadek, którego nie mogłam uniknąć. Owszem, wypiłam trochę, co może nie do końca było legalne, biorąc pod uwagę mój wiek, ale nie jechałam samochodem i nikomu nic się nie stało z powodu alkoholu. Landon mógłby ucierpieć o wiele bardziej, gdybym nie wypchnęła go sprzed nosa kosiarza i nie odciągnęła bestii. Bardzo starałam się postępować dobrze, ale nie wiedziałam, jak to zrobić. Gdyby mi przyszło ukrywać incydenty z kosiarzami, szargając swoją reputację i okłamując przyjaciół i rodzinę, to nie wiem, jak długo mogłabym walczyć. To nie było fair wobec mnie. Ani wobec nich.
- Martwię się o ciebie - odezwała się niespodziewanie Kate. - Mam wrażenie, że twój tata z każdym dniem zachowuje się coraz gorzej. I - moim zdaniem - zaczyna to na ciebie wpływać. Przez mój umysł przemknęło ulotne wspomnienie taty dającego mi wyrzuconą w trybuny piłkę bejsbolową, którą udało mu się złapać podczas meczu Detroit Tigers. Wtedy uśmiechał się tak często... A teraz nie pamiętam, kiedy ostatni raz uśmiechnął się albo spojrzał na mnie inaczej niż z pogardą. Wzruszyłam ramionami. - Chrzanić go, wiosną skończę szkołę i wyjadę do college'u. - Ale to twój tata - upierała się Kate. - Naprawdę chcesz nienawidzić go przez resztę życia? - On chyba już wyrobił sobie o mnie zdanie, nie sądzisz? Kate zmarszczyła czoło i westchnęła. - Był taki fajny, kiedy byłyśmy małe. Pamiętasz, jak zabrał nas na weekend do Crystal Mountain i jeździł z nami na snowboardzie? To był jeden z najlepszych weekendów w moim życiu. Uśmiechnęłam się na wspomnienie tamtych chwil i poczułam pieczenie łez. Tata wynajął wtedy domek dla naszej rodziny i dla Kate - w Boże Narodzenie przed naszym przejściem do liceum. To był ostatni rok, kiedy byliśmy jak prawdziwa rodzina. Kate zawsze była dla mnie jak siostra, a moi rodzice traktowali ją jak córkę. Teraz nawet ona wyczuwała oziębłość taty. - Nie możesz pozwolić, by ostatnie złe wspomnienia wyparły te dobre z przeszłości - powiedziała Kate, spoglądając na mnie. - Są zbyt dobre, żebyje wymazać. Mu-
sisz skupić się na wspaniałych rzeczach z dzieciństwa, na wspaniałych wspomnieniach dotyczących taty. On nie jest zły, tylko się zmienił. Może zmieni się jeszcze raz. Uśmiechnęłam się do niej, wycierając łzę z kącika oka. - Dzięki, Kate. Odpowiedziała uśmiechem i przeczesała mi włosy ręką. - Wiesz, że cię kocham. - Chciałabym, żeby ktoś inny czuł to samo. - Nie podobało mi się, że jestem taka niespokojna, i nigdy nie przyznałabym się przed nikim, że mam jakieś „tatusiowe problemy", ale czułam, że przed Kate nie powinnam ukrywać tego, co dzieje się w moim życiu. Dotyczyło to także bycia Preliatorem. Bardzo mnie bolało, że zatajam to przed nią - prawie tak bardzo jak moje relacje z tatą. - On cię kocha - powiedziała Kate. - Gdyby cię nie kochał, to nigdy nie byłby dobrym tatą. A przecież kiedyś był rewelacyjny. Po prostu teraz się zeszmacił. Może wszystko się poprawi. - Mam nadzieję, że się nie mylisz. Wyprostowała się i spojrzała na mnie wymownie. - Oczywiście, że nie. Taka więcej geniuszka ze mnie, gdybyś nie wiedziała. Zaśmiałam się i rzuciłam w nią poduszką. - Och, naprawdę? - Tak, naprawdę. - Na jej usta znowu powrócił przebiegły uśmieszek. - To co z tym Willem? Dzisiaj wyglądał ekstra. Poczułam, że się czerwienię. - Możliwe. Jej twarz się rozpromieniła. - Wiedziałam! Podoba ci się, tak?
Zacisnęłam usta niezdecydowana i przeczesałam dłonią włosy. -Widzisz, sama nie wiem. Jest trochę inny, ale nie w złym sensie. Po prostu nie zachowuje się jak większość chłopaków. Kate się zaśmiała. -Jasne, wysoki brunet o spokojnej twarzy byłby w twoim typie. Przynajmniej to jest lepsze niż Landon uganiający się za tobą jak zakochany szczeniak. A tak przy okazji: trochę ci współczuję. Zmusiłam się do uśmiechu. - Dzięki. Paskudnie się z tym czuję. Kate zachichotała i spojrzała na mnie jak na wariatkę. - Dlaczego? Wzruszyłam ramionami. - Nie wiem. No bo... on mnie naprawdę lubi, a ja nie mogę odwzajemnić jego uczucia. Rozumiesz, to jest Landon. - Tak, chyba tak. - Jej spojrzenie powędrowało na chwilę ku sufitowi. - Nie to żeby był dupkiem... Po prostu jest trochę niedojrzały, ale dobry z niego facet, i ładniutki. I hello! To gwiazda futbolu! Może jednak warto by spróbować i przekonać się, dokąd was to zaprowadzi? Znowu się skrzywiłam. - Nie zamierzam chodzić z facetem, żeby się przekonać, czy go polubię. To jest chore. Nie chcę go zwodzić. -Jasne. Kiedy tak na to spojrzeć... - urwała. Spojrzałam na nią podejrzliwie. - A co ty nagle tak go promujesz? Podoba ci się? - Boże, nie. Chciał się z tobą umówić? - Tak jakby. Ale nie zdążyłam mu odpowiedzieć. Spojrzenie Kate się ożywiło.
- A jeśli powtórzy zaproszenie? Moje serce zatrzymało się na moment. - Nie wiem. Wtedy będę musiała mu powiedzieć. Nic innego nie mogę zrobić. - To prawda. - Z Willem jest tak, że znam go dopiero od kilku dni, a mam wrażenie, jakbym znała go od zawsze. Czuję się przy nim bezpieczna. To miłe uczucie. Kate wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - Och, słodziutka, wszystkie chcemy mieć swojego męża opatrznościowego. Dziewczyny mają to zaprogramowane. Odpowiedziałam uśmiechem, tym razem szczerym. - Bo on jest kimś w rodzaju takiego męża opatrznościowego. - Tak, i lisem o kamiennej twarzy. Myślisz, że chciałby się z tobą umówić? - Nie wiem. Bujamy się trochę razem, ale nie chodzimy ze sobą. On mnie chyba nie lubi w tym sensie. Kate zrobiła minę. - No dobra, bujanie się razem znaczy dla mnie coś zupełnie innego niż to, do czego ty przywykłaś. Nie mów mi tylko, że już się dobrze zakumplowaliście. - Nie, nie! - Zaprzeczyłam gorliwie. - To nie tak. - Pocałowałaś go przynajmniej? -Nie. - A chcesz to zrobić? - Nie wiem. - Znowu zaczerwieniłam się, kiedy o tym pomyślałam. - Ellie, dziewczyna już pięć sekund po poznaniu chłopaka wie, czy chce go pocałować, czy nie. To chcesz czy nie?
Chciałam? Nie byłam temu specjalnie przeciwna, ale nie miałam pojęcia, co Will by na to powiedział. Dopiero co przeżyliśmy taką chwilę bliskości, ale gdy tylko otworzył się przede mną, zaraz się wycofał. W jednej chwili potrafił być czarujący, a zaraz potem zmieniał nastrój. Był moim Stróżem. Ratowanie mojego tyłka traktował jak swoją pracę. Ochraniał mnie przez setki lat. Ile bym dała, żeby przypomnieć sobie choćby odrobinę z tamtego czasu... Zaczynałam wątpić, czy kiedykolwiek odzyskam całą pamięć. Pomagało mi to myśleć o Willu, ale też doprowadzało do szału. A właściwie on doprowadzał mnie do szału. Po prostu chciałam go zrozumieć i poznać jego tajemnice. Czym był Will? Czym ja byłam? Moja reinkarnacja, jego nieśmiertelność, nasze nadludzkie umiejętności, kosiarze... I Enshi - co to mogło być? Czy Will był jednym z aniołów, o których mi opowiadał? - Eli? - Kate spojrzała na mnie spod uniesionej brwi. Westchnęłam. - Zaraz zasnę. - W porządku - odpowiedziała z uśmiechem. Wpakowałyśmy się do mojego łóżka i szybko zasnęłyśmy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz