sobota, 28 lipca 2012
#6
Podniosłam miecz i wytarłam klingę o dżinsy. Will obserwował mnie uważnie. - Dziękuję ci - powiedziałam. - Zamierzasz znowu zemdleć? - zapytał i podniósł swój wielki miecz, jakby broń nic nie ważyła. Teraz dopiero mogłam zobaczyć go wyraźniej. Jego klinga była szeroka i niemal tak długa jak ja, a rękojeść wyjątkowo piękna, ze srebrno-złotymi łukami wtopionymi w klingę, co przypominało skrzydła. - Nie, wszystko w porządku - odpowiedziałam. -Mniej więcej. A co, wczoraj zemdlałam? - Ta. Zwaliłaś się na glebę. Poczułam rumieniec na twarzy. - Dziękuję, że mnie odprowadziłeś do pokoju. -Nie mogłem cię tam zostawić - powiedział. - A więc pamiętasz? Wzruszyłam ramionami. - Przypomniałam sobie walkę i moje miecze od razu się pojawiły. Wydawało mi się, że wiem, co robię.
Przerażało mnie to, że kiedy walczyłam, nie musiałam myśleć. Moje ciało wiedziało, co robi, a ja byłam jakby na doczepkę. - Masz sporą praktykę. - Ale wszystko inne - powiedziałam i spojrzałam na swoje miecze - to wszystko jest takie... niejasne, dziwne. Wiem, że to gdzieś tam jest, lecz nie potrafię tego odgrzebać. Nie wiem... czym jestem. -Jesteś Preliatorem - odpowiedział Will stanowczym tonem. - Wiem, k i m jestem - odpowiedziałam. - Ale nie pamiętam, czym jestem. I nie wiem, kim t y jesteś. Dostrzegłam obrazę na jego kamiennym obliczu. -Jestem twoim Stróżem, twoim sługą. Mam cię bronić. To jest moim obowiązkiem i po to żyję. - Iłe masz lat? - zapytałam. - Sześćset. Jego odpowiedź zdumiała mnie. - A j a ile mam lat? - Dokładnie nie wiem. Może kilka tysięcy. Ostatnie zapiski dotyczące twojej osoby sięgają czasów sprzed starożytnego Rzymu. Usiadłam przy samochodzie. Spojrzałam na sponiewierany zderzak i pomyślałam, że rodzice mnie zabiją. - To wszystko dzieje się naprawdę? - Tak. - Will przycupnął przy mnie. Potarł mój policzek. Miękki, delikatny dotyk, znajomy. Jego wzrok był stanowczy, ale łagodny. - Miałaś krew na twarzy. Spojrzałam na swoje miecze. - Są bardzo dziwne. Dlaczego potrafię je przywołać tak znikąd? I dlaczego ich klingi zamieniają się w płomienie? W jaki sposób?
- To są kopesze, starożytna broń - wyjaśnił. Rozpoznałam tę nazwę z koszmarów. - Niezwykła broń. Nadaje się głównie do cięcia, nie do pchnięcia, ale jest bardzo skuteczna. Oboje potrafimy przywołać miecze mocą anielskiej magii, a gdy już się pojawią, pozostają z nami. Nie możemy wyczarować nowych, więc postaraj się nie zgubić tych. Możemy się ich pozbyć, gdy trzymamy je w ręku albo... w chwili śmierci. Znikną, chyba że znowu je przywołamy. Uniósł miecz, a po chwili broń zniknęła w blasku migocącego światła. Potem otworzył dłoń i miecz pojawił się w niej znowu, by za chwilę zniknąć, usunięty siłą jego woli. Chciał mi pokazać, jakie to proste. - Płomień klingi to anielski ogień. Tylko on może uśmiercić kosiarza, chyba że pozbawisz go głowy. Albo wyrwiesz mu serce - po to są zadziory z tyłu kling twoich mieczy. Przyjrzałam się im uważniej. Rzeczywiście tępa krawędź ostrza przechodziła w hak, który, wbity w miękką część ciała, mógł poczynić ogromne spustoszenie. Przełknęłam ślinę, kiedy wyobraziłam sobie, co się stało z sercem pierwszego kosiarza, gdy wbił się w nie hak mojego miecza. -Jeśli kosiarz umiera nie od anielskiego ognia - mówił dalej Will - jego ciało zamienia się w kamień, zamiast spłonąć. Srebro także się pali, dlatego klingi naszych mieczy są z niego zrobione, ale nie ma to większego wpływu na anielski ogień. Skinęłam głową. - Tak było w przypadku drugiego kosiarza. A ty potrafisz przywołać anielski ogień? - Nie. Tylko ty masz taką moc, ponieważ jesteś Preliatorem.
Podniosłam oba miecze, zastanawiając się, w jaki sposób udało mi się wywołać płomień. Zapaliły się anielskim ogniem, ponieważ tego chciałam. Czy mogłam to zrobić bez walki? Przyglądałam się klingom. Czy to działało na zasadzie „zapal się" i „zgaśnij"? Wypowiedziałam niemo jedną komendę. Zapal się. Klingi błysnęły płomieniami, które nie paliły rękojeści ani moich dłoni. Nie emanowały ciepłem. Przysunęłam je do moich spodni i nie poczułam gorąca. Dotknęłam płazem ramienia Willa. Spojrzał na mnie dziwnie i to wszystko. Zgaśnij. Płomienie zniknęły. - Ekstra. Przyjrzałam się uważniej jednemu z mieczy. Na srebrnej klindze, tuż nad rękojeścią, widniały wyryte piękne kręte wzory. - Czy one coś znaczą? - Spojrzałam na Willa. - To język enochiański - wyjaśnił i popatrzył na miecz. - Język boskiej anielskiej magii. Kiedyś powiedziałaś mi, że to jest modlitwa o moc, aleja nie potrafię jej odczytać. Próbowaliśmy wyryć jej tekst na innej broni, żeby miała moc podobną do twoich kopeszy, jednak inne miecze nie wyzwalają anielskiego ognia. - Świetnie - powiedziałam. - A kto wygrawerował te słowa modlitwy? Usiadł na ziemi obok mnie i oparł się plecami o samochód. -Ty. Aż zamrugałam ze zdziwienia. Przesunęłam palcami po dziwnych słowach i poczułam je na skórze. Ogarnęła mnie nostalgia, bardzo odległa, jak wspomnienie cudownego snu. Im bardziej się nimi zachwycałam, tym więcej sobie przypominałam.
- Tak jak tatuaże na twoim ramieniu. Umieściłam je tam dawno temu. -Tak. Powiodłam palcem po wzorze. Will napiął ramię i zaczął oddychać wolniej. - Takie to dziwne - powiedziałam. - Nie mogę uwierzyć, że nie zmyśliłam tego, co mówię głośno. Pamiętam, jak wykluwałam tatuaż na twoim ramieniu. Zeby cię chronił. - To enochiańskie zaklęcie, jak to na twoich mieczach. Gdy zorientowałam się, że patrzy na moje palce przesuwające się po jego ramieniu, cofnęłam dłoń zawstydzona. -Wciąż tu jesteś, a zatem jest skuteczne. A dlaczego ja nie mam takiego samego? - Na ludzkiej skórze nie ma mocy. Jaka szkoda. -Jak mnie znalazłeś? Zawsze wiesz, gdzie jestem? - Tak. Potrafię wyczuć twoją obecność. Zawsze wiem, gdzie jesteś, i staram się być w pobliżu. Odnalazłem cię przed kilkoma laty, a niedawno odnaleźli cię też kosiarze. - Czy teraz polują na mnie? -Większość z nich nie. Za bardzo się boją. Ale niektórzy będą cię nękać. Ciesz się, że tylko niektórzy. Większość stara się pozostać poza zasięgiem radaru, a najsłabsi nie wiedzieliby nawet o twoim istnieniu, gdyby nie ogień twoich mieczy. - Will, czuję się taka zagubiona - zaczęłam. - Jak mogę mieć tyle lat? Przecież wiem, gdzie i kiedy się urodziłam. Widziałam swoje zdjęcia z okresu niemowlęctwa. Mam dopiero siedemnaście lat.
- Po śmierci następuje reinkarnacja - wyjaśnił. - Odradzasz się z duszą w tej samej ludzkiej postaci. I wtedy cię znajduję, najczęściej we wczesnym dzieciństwie, i strzegę do momentu, gdy dorośniesz. W wieku siedemnastu lat, kiedy jesteś gotowa zmierzyć się ze swoją prawdziwą tożsamością, budzę cię. - A skąd wiesz, że to ja, kiedy znajdujesz mnie w dzieciństwie? Przez jego usta przemknął błysk uśmiechu. - Znam cię od bardzo dawna. I zawsze rozpoznaję. Oparłam głowę o samochód. -W takim razie nie jestem nieśmiertelna. - Nie tak jak ja. - Czy to znaczy, że ty nie możesz umrzeć? - Nigdy nie umarłem, ale też nie jestem niepokonany. Po prostu się nie starzeję. -Jesteś bardzo silny - zauważyłam. - Podniosłeś kosiarza za kark, a przecież był wielki jak samochód. Jak ktoś w ogóle może być tak silny? Oblicze Willa spoważniało. - Ty jesteś silniejsza, Ellie. Pokręciłam głową zmęczona. - Nie pojmuję, jak to możliwe - jak cokolwiek z tego jest możliwe. Kim oni są, ci kosiarze? - Są potworami w tym świecie - odpowiedział głosem zabarwionym ostrą nutą, od której poczułam dreszcz na ciele. - Polują na ludzi w celu zdobycia ich ciał i dusz, by z nich odbudować armie piekieł na Drugą Wojnę między Lucyferem a Bogiem - na Apokalipsę. Kosiarze są nieśmiertelni i występują pod różnymi postaciami; to bardzo wydajne maszyny do zabijania.
-Jak to możliwe, że istnieją tak ogromne potwory i nikt nie wie o ich istnieniu? Dlaczego aż do wczorajszej nocy nigdy żadnego nie spotkałam? - Oni nie lubią być widziani - wyjaśnił Will. - Większość czasu spędzają w Mroczni, gdzie pozostają niewidoczni dla człowieka. Ale jasnowidze o dużych zdolnościach potrafią ich wyczuć, tak jak wyczuwasz drżenie ziemi, kiedy przejeżdża pociąg, i mogą tam wejść. Istoty w Mroczni widzą, a nawet mogą współdziałać z przedmiotami i ludźmi znajdującymi się w świecie śmiertel-ników, ale same nie są widziane ani słyszane. Kosiarze przez tysiące lat doskonalili sztukę polowania. Kilka razy byli widziani przez zwykłych ludzi, lecz należy to do rzadkości i zwykle jest wynikiem nieostrożności kosiarza. Jeszcze rzadziej zdarza się, by kosiarz celowo pokazał się człowiekowi i go nie zabił, choć niektórzy robią tak dla rozrywki. Właściwie w każdym regionie krążą o nich legendy i wszędzie opisuje się ich jako zwiastunów śmierci. Jednak zamiast prowadzić ludzi w zaświaty, kosiarze ich zjadają, a wtedy dusze otrzymują bilet do piekła. Wjedną stronę. - Nie prowadzono żadnych studiów nad nimi, mimo że zdarzało się ich zobaczyć? - zapytałam. - Nigdy? Ludzie wierzą w Yeti i w potwora z Loch Ness, a ja widziałam na kanale Historia - nie żebym go ciągle oglądała - programy dokumentalne o poszukujących ich ekspedycjach. A przecież nie ma żadnych dowodów potwierdzających ich istnienie. Tymczasem kosiarze pozostawiają ciała, jak w wypadku pana Meyera, i nikogo to nie dziwi?! - Po ataku kosiarza mówi się o grasującym zwierzęciu albo psychopacie. Yeti i potwór z Loch Ness nie są prawdziwe.
- Za to kosiarze są! Nigdy nie doszło do jakiejś histerii po tym, jak któregoś zobaczono? Will wziął głęboki oddech i mówił powoli: - Istnieje wiele raportów z takich spotkań z nimi. Najbardziej znane dotyczą kosiarzy podobnych do ludzi, stąd legenda o Kostusze. Otworzyłam szerzej oczy. - To też kosiarze w ludzkiej postaci? Will przytaknął ze wzrokiem wbitym w ziemię. - Tak, istnieją kosiarze, którzy mają postać człowieka: nazywa się ich virami, są najpotężniejsi. Należą do najbardziej buńczucznych i skorych do pokazywania twarzy człowiekowi. Te występujące pod innymi postaciami, jak ursidy, łupiny czy nykteridy, bierze się za inne potwory, ponieważ ludzie nie wiedzą, co widzą. Dlatego mówią, że widzieli Yeti, smoka czy wilkołaka. Kosiarz, z którym walczyłaś, to łupin. Przypomniałam sobie sen na jawie, w którym znajdowałam się w ośnieżonym lesie we Francji. Pamiętałam, że był to region Gevaudan, którego mieszkańców nękał potwór podobny do wilka. Uczeni twierdzili, że cała ta histeria była spowodowana jedzeniem spleśniałego chleba, lecz ja wiedziałam, że jest inaczej. Czułam się, jakbym była tam naprawdę. - Wciąż mówisz o Mroczni - powiedziałam. - Co to jest? - Mrocznia to wymiar równoległy do świata śmiertelników - wyjaśnił Will. - Żyją tam nadnaturalne istoty niewidzialne dla ludzi, które mogą przechodzić w nasz wymiar. Większość ludzi nie może wejść do Mroczni, chyba że są jasnowidzami o dużych zdolnościach parapsychicznych albo kimś takim jak ty i ja. Wczoraj w no-
cy weszłaś do Mroczni nieświadomie, dlatego widziałaś kosiarza, który na ciebie polował. Zrobiłaś to instynktownie. -Ajak zostałam stworzona? - Nie wiemy, czym naprawdę jesteś. Masz ludzkie ciało, lecz twoja moc... jest czymś zupełnie innym. Wciąż nie rozumiemy wielu rzeczy dotyczących twojej osoby. - Mówiąc „my", masz na myśli siebie i mnie? Czy ktoś jeszcze wie o moim istnieniu? Jest jakiś inny Preliator? - Jesteś jedynym. -A ty jesteś jedynym Stróżem? - Tak, ale przede mną byli inni, którzy cię strzegli. - A dlaczego teraz ich nie ma? - Teraz tylko na mnie spoczywa ten obowiązek. - Od jak dawna jesteś moim Stróżem? - Od pięciuset lat. Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok. - Podążasz za mną od pięciuset lat? -Jestem twoim żołnierzem, twoim obrońcą. I nie podążam za tobą przez cały czas. -A zatem nie jestem ludzką istotą? - Nie całkiem. - Czy jestem jasnowidzem, jak ci, którzy mogą zobaczyć kosiarza? -Nie. - To dlaczego ich widzę? - Nie wiem. Jesteś Preliatorem. Przypomniałam sobie ranne ramię. - A jak to się dzieje, że tak szybko goją się na mnie rany? - Twoja moc regeneruje ciało - wyjaśnił.
- To dlaczego umieram, skoro moje ciało tak szybko się leczy? - Niektóre rany są zbyt rozległe, by twoje ciało mogło się wyleczyć. Tak samo jest ze mną i podobnie było z twoimi poprzednimi Stróżami. - A ty? Jesteś człowiekiem? Medium? Milczał przez chwilę, zanim odpowiedział. -Nie. - Czym jesteś? - Twoim Stróżem. - To nie jest odpowiedź na moje pytanie - stwierdziłam niezadowolona. - Czy Will to twoje prawdziwe imię? - Oczywiście. - Czym jesteś? - Twoim Stróżem. Umilkłam, choć miałam w głowie milion kolejnych pytań. Wiedziałam jednak, że zna milion uników, by mi do końca nie odpowiedzieć. Z czasem przypomnę sobie wszystko, tak? Widziałam już strzępy obrazów, strasznych rzeczy, walk i krwi, rozrzucone chaotycznie w mojej pamięci. Spojrzałam na krew kosiarza na moich rękach i poczułam smutek. Jak mogłam się do tego przystosować? Już nie śniłam. Tam, gdzie uderzyłam o zie-mię, miałam otartą skórę. Ramię bolało mnie w miejscu przecięcia. A przecież w snach nigdy nic naprawdę nie boli. To jednak działo się naprawdę. Moje koszmary stały się rzeczywistością. Bałam się i już nie chciałam mieć z tym nic wspólnego. Czy nie dość miałam kłopotów z dostaniem się do college'u? - Dlaczego nie pamiętam? - zapytałam. - To chyba nie jest normalne, prawda? Will pokręcił głową.
- Nie, nigdy wcześniej to się nie zdarzyło, ale z drugiej strony... Upłynęło dużo czasu od twojego poprzedniego życia. Zwykle do reinkarnacji dochodzi prawie natychmiast: rodzisz się ponownie gdzieś tam w świecie. Tym razem jednak zamiast osiemnastu lat potrzebowałaś czterdziestu, by ponownie stać się Preliatorem. Nie mam pojęcia dlaczego. -1 powróci mi pamięć? -Tak. - Kiedy dotknąłeś mojej twarzy, wszystko stało się takie klarowne. Moja siła, mój cel... Jak tego dokonałeś? Will pochylił się do przodu i oparł ramiona na kolanach. -Jako twój Stróż mam zdolność budzenia twojej mocy. Do siedemnastego roku życia byłaś normalną dziewczyną, ale teraz moim obowiązkiem jest przywrócić ci moc i wspomnienia, a potem bronić cię w walce. Nagle przypomniałam sobie o wypracowaniu z literatury i dźwignęłam się na nogi, rozglądając za torebką. Zobaczyłam, że leży obok plecaka - tam, gdzie ją upuściłam. Mój samochód został przesunięty w bok o dwa miejsca parkingowe. To, co zrobiłam, dopiero teraz wydało mi się zupełnie niemożliwe. - To moja sprawka, prawda? - Możesz o wiele więcej dzięki swojej mocy. - Czy to telekineza? - Nie, siłą swojej mocy potrafisz rzeczy tylko pchać, nie przyciągać. To jest jak poryw wiatru składający się z czystej energii, siły życiowej. - To jest chore... - wymamrotałam, zbierając swoje rzeczy. Sprawdziłam godzinę w komórce i schowałam ją do plecaka. Było już po dziesiątej. Świetnie. Nie dość, że nie zdążę już nic napisać, to jeszcze wstanę rano nieprzy-
tomna. Tylko że sprawa mojej pracy domowej wydała mi się teraz dziwnie mało ważna. - Muszę wracać do domu. Rodzice się wściekną, kiedy zobaczą samochód. Co ja im powiem? - Pogładziłam głębokie rysy pozostawione na zderzaku przez pazury. - Trzeba będzie to pomalować albo i wymienić zderzak. Jak ja im to wytłumaczę? - Powiedz, że ktoś cię stuknął i odjechał. Pokryjesz koszty naprawy z ubezpieczenia. - Nie kupią tego. - Nie masz innej opcji. Wydałam z siebie paskudny odgłos i się skrzywiłam. Ojciec zatłucze mnie bez względu na to, co mu powiem. Porzuciłam na chwilę myśli o swoim losie, ponieważ przypomniało mi się coś, co powiedział pierwszy z kosiarzy. - Słyszałeś, jak kosiarz powiedział coś o jakimś Enshim? Will spojrzał na mnie. - Enshi? A co dokładnie powiedział? - „Nawet nie potrzeba Enshiego. Sam cię zabiję". Wiesz, co znaczy to słowo? - To sumeryjskie słowo - rzekł Will zamyślony. -Pan... czegoś. Muszę sprawdzić, co dokładnie znaczy. - Znasz sumeryjski? Kto mówi takim językiem? - Możemy spotkać się po lekcjach w bibliotece? Powinniśmy to sprawdzić. - Mam dużo zadane - odpowiedziałam. - Może w sobotę po południu? O trzeciej? - Może być. Jutro wieczorem potrenujemy. Musisz szybciej odzyskać umiejętności walki. -Ale jutro jest piątek. Nasz wieczór filmowy. - Inaczej nie przetrwasz.
- Chcesz powiedzieć, że zginę. - To nie było pytanie. -Tak. Wzruszyłam ramionami. - Tego nie chcemy. Tylko że w piątkowy wieczór zawsze chodzę z przyjaciółmi do kina. Dlatego musimy spotkać się później. - Mogę zaczekać. Noc jest długa. - Zadzwonię do ciebie po kinie. Podaj mi swój numer. - Sięgnęłam po telefon, żeby go wpisać. - Nie mam telefonu. Nie musisz do mnie dzwonić. Spojrzałam na niego podejrzliwie. - Żaden człowiek nie może przeżyć bez telefonu. W kinie też będziesz krążył wokół mnie? Jego spojrzenie pozostało niewzruszone. - Towarzyszę ci od pięciuset lat jako Stróż, ochroniarz. Podczas dnia, kiedy jesteś w szkole, nic ci nie grozi, dlatego przeważnie siedzę w domu aż do zmroku. Ja też muszę czasem odpocząć. Tak więc nie chodzę za tobą przez cały czas, ale potrafię wyczuć, kiedy jesteś niespokojna albo przestraszona. Będę wiedział, gdy ktoś cię zaatakuje. Łączy nas pewien rodzaj więzi. Zastanawiałam się, czy wyczuł mój strach, kiedy doświadczyłam halucynacji w szkolnej łazience, i czy dlatego tam się zjawił. - W takim razie co robisz, kiedy jestem w szkole? Masz jakieś hobby? Uśmiechnął się. - Bawi cię zadawanie wszystkich tych pytań? - Po prostu próbuję cię rozgryźć. Napotkałam jego wyzywające spojrzenie, lecz byłam zbyt zmęczona, by ciągnąć to przesłuchanie. Westchnęłam tylko i powiedziałam:
- Naprawdę muszę wracać do domu. Jestem wykończona. Kiwnął głową ze zrozumieniem. - Spotkamy się jutro po filmie. - Tak - odpowiedziałam bez większego entuzjazmu. Teraz już rozumiałam, co dzieje się w moim życiu, ale nie byłam pewna, czy jestem gotowa to zaakceptować. W każdym razie wiedziałam, że moje życie już nigdy nie będzie normalne.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz